34. Pakt między famiglią a camorrą.

7.5K 337 34
                                    

Gina spojrzała wprost w czarne jak bezgwiezdna noc źrenice Salvatore. Nie była w stanie określić, czy minęły sekundy, minuty a może godziny, odkąd ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy dzisiejszego dnia. Patrzyła wnikając w jego myśli. Poczuła jak nagle jej pozornie poukładany świat rozsypuje się na milion kawałków. Udręczona przymknęła powieki zdając sobie sprawę, że to nie był ten sam człowiek, którego zostawiła niemal rok wcześniej w Palermo. Ona również nie była tą samą kobietą.

Teraz była bossem camorry.

I matką.

Miała pod swoimi rządami dziesiątki oddanych żołnierzy, o których powinna zadbać. A to sprawiło, że musiała stać się najgorszą wersją samej siebie. Najbardziej bezwzględną, wyrachowaną i zaborczą, nieznającą litości i kompromisów.

Poczuła chłód bijący od mężczyzny. Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu jakby chciał zamaskować ból, który płynął w jego niemal martwych żyłach. Uczucie pierdolonej tęsknoty, która zdominowała jego dotychczasowe życie i nie zamierzała go opuścić zostało brutalnie wypchnięte przez gniew i dezorientację.

– To jakiś jebany żart? – usłyszała podniesiony głos samego diabła.

Za którym tak bardzo tęskniła.

Serce Giny poderwało się do lotu chcąc wyrwać się z jej drobnej piersi. Spojrzała zamglonym wzrokiem na człowieka, dla którego straciła głowę, rozum i poczucie własnej godności. Czuła się zupełnie tak, jakby czas nie płynął, jakby ten rok rozłąki w ogóle nie miał miejsca. Patrzyła w jego czarne jak sadza oczy szukając w nich choć cienia uczucia, którego mogłaby się chwycić z całych sił. Chwycić i nie puszczać. Mimo, iż za miesiąc miała wyjść za innego, jej serce na zawsze będzie należało do diabła z Palermo. I nawet gdyby pragnęła cokolwiek z tym zrobić, przegrałaby.

A wcale nie chciała.

– Porozmawiajmy na spokojnie. Powinniśmy wyjaśnić sobie kilka kwestii, ale to za chwilę – szepnęła spokojnie unosząc ponownie wzrok, po czym skierowała następne słowa w kierunku swojego narzeczonego – Gabrielu, zaprowadź naszych gości do salonu, uracz ich jakimś trunkiem a ja przebiorę się i za chwilę do was dołączę – mruknęła wyjaśniająco.

Ciemna postać Giny zniknęła w czeluściach posiadłości Rinaldich. Powietrze było tak gęste, że niemal niemożliwie twarde. Można byłoby ciąć je piłą łańcuchową, gdyby się taką posiadało. Salvatore żałował, że żadnej nie miał w tym momencie pod ręką. Spoglądał rozkojarzony na Dazio i Lucę, którzy nie odzywali się tylko wymieniali między sobą zagadkowe spojrzenia. Zupełnie jakby bali się odezwać, by nie wybuchnął. Salvatore hamował swoje mordercze zapędy tylko z uwagi na Lotario, gdyż nadal nie wiedzieli, gdzie znajduje się ten smarkacz. Nie mógł ryzykować jego życiem.

– Usiądźmy. Gdy Gina dołączy, przedstawimy wam swoją propozycję.

– Gdzie jest Lotario? Chcę zobaczyć swojego brata – ryknął Salvatore.

Nie będę kurwa wchodził w żadne jebane układy z camorrą.

Miarka się przebrała.

– Za chwilę do nas dołączy. Po co te nerwy Marchetti? – spytał Messina wpatrując się w rozjuszonego diabła – i tak jesteście na przegranej pozycji. Po co dodatkowo dokładać sobie problemów. Chyba nie muszę wyjaśniać ci, co możemy zrobić z Lotario. Wtargnął na nasz teren i zgodnie z zasadami powinien teraz spoczywać trzy metry pod ziemią. To tylko dobra wola Giny sprawiła, że jest cały i odpoczywa sobie w naszej rezydencji.

W oddali usłyszeli szmer. Jakby aura ustępowała miejsca kobiecie, która miała za chwilę pojawić się w przestronnym salonie domostwa Rinaldich. Zanim postać Giny wyłoniła się zza ogromnych schodów, usłyszeli stukot szpilek. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli w kierunku miejsca, z którego dochodził ten charakterystyczny dźwięk. I zamarli.

SŁUŻĄCA DIABŁA (Bracia Marchetti #1) (18+) ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz