"Katastrofa"

9 1 0
                                    

" Rozdział 1 "
Pewnego dnia gdy jadłam obiad bardzo szybko napychałam do buzi ziemniaki bo zaraz z mamą miałyśmy wyjeżdżać a lotnisko po mojego tatę.
Gdy mama krzyknęła że mam wsiadać do auta szybko wstałam od stołu i pobiegłam do mojej sypialni po wodę bo przerażająco chciało mi się pić za cholerę nie mogłam jej znaleźć ani sobie przypomnieć gdzie ją
postawiłam . Gdy mama powiedziała że już wyjeżdża ja biegłam na dół i otworzyłam szafkę nad zlewem sięgnęłam po wodę okazało się że jest tylko
gazowana.
- Cholera innej nie ma nie lubię gazowanej -powiedziałam po cichu
Aż nagle telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować wyciągnęłam go i zobaczyłam kto dzwoni to była mama wiedziałam że jest zła bo długo to zbieranie najpotrzebniejszych rzeczy zeszło.Odebrałam
-Gdzie ty jesteś ja już jadę bo się spóźnię i tata przyleci a nas nie będzie
-mamo już idę czekaj -powiedziałam lekko płaczliwym ale przez mój ton głosu przebiegła złość
Wybiegłam z domu mama otworzyła okno w swoim aucie( był to Mercedes myślałam że weźmie Porsche skoro chce tak szybko tam dojechać ) i krzyknęła zamknij dom ja odwróciłam się i mój wzrok zatrzymał się na drzwiach pobiegłam potykając się o schody i włożyłam mały srebrny kluczyk z pomponem przywieszonym do niego i przekręciłam go sprawdziłam czy aby na pewno zamknęłam dom. Odwróciłam się i pobiegłam na schody gdy nie trafiłam nogą w schodek spadłam i z bolącą kostką wsiadłam do auta. Mama na szczęście tego nie zauważyła więc obyło się bez pytań czy wszystko w porządku. Nie lubię takich pytań gdy jestem w szoku bo doprowadzają mnie do płaczu. Gdy tylko wsiadłam mama odłożyła szminkę i lustereczko najwidoczniej w czasie mojego upadku poprawiała usta. Teraz jej usta świeciły się mocną czerwienią to była krwista czerwień. Zauważyłam że krew leje mi się z łokcia ale zignorowałam to bo gdybym patrzyła na łokieć mama by się domyśliła i by zaczeła zadawać pytania. A i tak byłam podekscytowana że zaraz będę widzieć mojego tatę nie było go 5 miesięcy.

Dojechaliśmy na lotnisko zaparkowaliśmy samochód i poszłyśmy do poczekalni i na taras widokowy. Miałyśmy jeszcze trochę czasu bo mój tata przylatywał o 15 a była 14.20. Miałam nadzieję że pochodzimy trochę po sklepach co tam były widziałam sklep spożywczy który miał śmieszną nazwę "Chindi" gdy popatrzyłam do środka było tam pełno chińskich rzeczy chciałam sobie coś tam kupić może jakąś zupkę lub coś.Gdy odwróciłam zapytać się mamy czy możemy tam pójść ale gadała przez telefon i gdy tylko zobaczyła że na nią patrzę odeszła trochę dalej tak żebym nie słyszała o czym gada. Dalej się na nią patrzyłam z wymalowanym znakiem zapytania na twarzy. Ona śmiała się, uśmiechała i na koniec gdy upewniła się że nie patrzę zapytała się tego kogoś czy się spotkają może i się nie patrzyłam ale słyszałam.Troche mnie zabolało że jest zdolna zdradzać tate ale szybko uspokoiłam się tym że pewnie rozmawiała z kimś z pracy. Zbliżała się pomału godzina przylotu taty skakałam z radości ze zaraz go zobaczę.Czekamy i czekamy a jego samolotu dalej nie ma.Nagle przez głośniki na lotnisku zamiast wesołej muzyczki szef całego lotniska mówił że ma jakieś informacje
-Witam mam informacje co do lotu "americano airlines 2346s"niestety samolot przed lądowaniem wpadł w ostre turbulencje i rozbił się o muzeum "American Museum National "
Na lotnisku zapanował chaos nie którzy płakali niektórzy lecieli do gabinetu szefa czy aby napewno to ten samolot. Ja nie wiedziałam co się dzieje mama była w szoku widziałam jak łzy zbierają się jej do oczu. Upuściła swoją torebkę która jej wisiała na ramieniu i co chwilę jej spadała. Podeszłam do niej i przytuliłam się do niej mocno. Ta jedna łza która płyneła bo jej policzku spadła mi prosto na czoło była tak gorąca że podniosłam wzrok i spojrzałam na okno przez które wszystko cały pas lotniska było widać i zaczęłam myśleć.
-skoro w tamtą stronę jest północ a muzeum jest na zachodzie więc gdybym się lekko wychyliła za balkonu widziałabym muzeum oddalone od nas 10 km pewnie i tak nic by nie było widać.
-Córeczko chodź zaraz jest transport pod samolot który się rozbił jedziemy odnaleźć ciało taty-powiedziała mama
Lekko przytaknełam głową nie zdołałam wydać z siebie ani najmniejszego słowa. Od zawsze bałam się płakać w publicznych miejscach wolałam zrobić to w domu w moim pokoju.
Przez całą drogę pod muzeum próbowałam powstrzymać płacz bo bałam się że ktoś się na mnie będzie patrzył.
Dojechaliśmy na miejsce tam nie było już samolotu ani muzeum tam był ogień.
Wtedy łzy puściły się strumieniem były tak gorące że wypalały mi dziury w policzkach zaczełam gryźć policzki od środka całe mi krwawiły aż nagle krew zaczęła lać mi się z łokcia pobrudziłam całą moją ulubioną koszulkę choć i tak była już uciapana w mizerii ale to była mój ulubiona dał mi ją mój dziadek Gabriel był moim najukochańszym dziadkiem zmarł 2 lata temu miał psa takiego kudłatego i czarnego był tak wielki że mnie przewracał zawsze wychodziliśmy z nim na spacer. Strażacy przy muzeum powiedzieli że nie ma co tu być że mamy jechać do domu. Mama zamówiła taxi które miło nas zawieść na lotnisko bo tam był nasze auto .Mama podziekowała i zapłaciła za 10 km wziął coś ok.9 dolarów.
★★★

Z Nieba Do Piekła.......Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz