Truskawkowe Wino

22 3 6
                                    


Aventurine wszedł do baru z szerokim, nieco już szelmowskim uśmiechem na twarzy. Zamierzał dobrze się bawić, a przynajmniej próbować, niezależnie od tego, co w tej kwestii miałby do powiedzenia Ratio. Aventurine'a nieszczególnie to w tejże chwili obchodziło. Co więcej, miał go zwyczajnie gdzieś.

Pokłócił się z nim, choć już nawet nie pamiętał, o co tak właściwie. Wiedział jednak jedno — nie zamierzał przepraszać, zamiast tego wolał uciekać, ukrywając się w intrygującym barze o nazwie Penacony.

Aventurine był tam już stałym bywalcem, przychodził tam niemal co weekend, ku wyraźnemu niezadowoleniu Ratio. Tym jednak Aventurine nieszczególnie się przejmował, wolał dalej bawić się tak, jakby jutra miało nie być. W Penacony wszystko było możliwe, a już w szczególności w jego ulubionej części owego baru, Golden Hour.

W Golden Hour rozpylono mdlący zapach mdło-słodkich perfum, który jednak jak nic innego odpowiadał Aventurine'owi. Kochał słodkie perfumy, sam bowiem takich używał, dlatego też Golden Hour było dla niego miejscem wprost odpowiednim.

Światła w Golden Hour były, jak wskazywała na to nazwa, w kolorze rozpuszczonego złota, poprzetykane gdzieniegdzie krwistą czerwienią, którą tak uwielbiał Aventurine.

Wprost kochał przebywać w Penacony, a w szczególności w Golden Hour. Tam wszystko było możliwe, a każda jego troska bezpowrotnie odchodziła w niepamięć. Tego właśnie dziś potrzebował, zapomnienia. Planował się upić i nie pamiętać o wcześniejszej kłótni z Ratio, o której już i tak niemalże zapomniał.

Poszedł więc do baru i usiadł na starym, nieco zdezelowanym stołku, wpatrując się bezmyślnie w barmankę, która szybko odwzajemniła jego spojrzenie.

— Zaszczycasz nas swoją obecnością we wtorek po południu? — spytała Siobhan, przygotowując bezalkoholowego drinka samej sobie, by nieco umilić sobie ledwie zaczętą zmianę. — Stało się coś? — dopytywała, wiedząc, że Aventurine bez powodu by się tu nie pojawił. A przynajmniej nie w środku tygodnia. W weekendy, owszem, ale nie teraz.

— Nic szczególnego — odpowiedział szczerze, uśmiechając się do niej delikatnie, nie chcąc dawać jej dodatkowych powodów do zmartwień. — Zrobisz coś dla mnie? — spytał po chwili, obkręcając jeden z pierścionków wokół palca, chcąc tym sposobem zająć sobie ręce.

— Jestem tu do twoich usług — powiedziała, tym razem nieco głośniej, bowiem w lokalu właśnie włączono muzykę. Dokładnie taką, jaką lubił Aventurine — tani pop, ale jakże odmóżdżający. Idealny na takowe popołudnie. — Czego potrzebujesz?

— Czegoś cholernie mocnego — odparł bez namysłu Aventurine, chcąc zagłuszyć swoje myśli. Wciąż nie był gotowy na konfrontację z nimi, znacznie bardziej wolał uciec, schować się gdzieś, gdzie nawet jego własna głowa nie byłaby w stanie go znaleźć. — Najmocniejszego, jak się da. Wódka, whisky, cokolwiek tam masz — wyliczał na palcach, chcąc dać jej do zrozumienia, że tym razem nie żartował.

— Tak jest, szefie — zaśmiała się Siobhan, uśmiechając się do niego i wyciągając spod lady wódkę oraz butelkę truskawkowego wina, o którym wiedziała tyle, iż było ulubionym Aventurine'a. — Dlaczego, jeśli mogę spytać?

— A umiesz dochować tajemnicy?

— Moje usta są zamknięte na kłódkę — przyznała, nie mogąc przestać się uśmiechać. Lubiła rozmawiać z Aventurine'em, nawet jeśli robili to jedynie w weekendy i jedynie przez kilka krótkich godzin. — Więc?

— Potrzebuję... zapomnieć — przyznał cicho, spuszczając głowę i wpatrując się w swoje odziane w czarne lateksowe spodnie kolana. Nie chciał jej o tym mówić, ale lubił ją na tyle, że nie był w stanie jej odmówić, nawet jeśli nie chciał rozmawiać o tym z nikim.

Truskawkowe Wino | honkai: star rail | ratiorineWhere stories live. Discover now