Rozdział trzydziesty czwarty

596 26 1
                                    

Marisol 

 Nie sądziłem, że Marisol wytrzyma. Obudziła się rozjuszona i błyskawicznie chciała się wymknąć z łóżka. Śmiać mi się chciało, na to jak się zachowywała. Doskonale wiem, jakie to uczucie nie dojść, ale chciałem się odrobinę zabawić i pokazać, kto tu rządzi. Nagrodziłem ją od razu po wstaniu, za wytrwałość. Poza tym, już sam nie mogłem wytrzymać i musiałem ją porządnie wyruchać. Zrekompensowałem się aż trzy razy, także wniebowzięta wyszła z łóżka.

Wyrobiliśmy sobie pewną rutynę, co bardzo mi odpowiada. Znajdujemy dla siebie czas, pomimo dużej ilości obowiązków. Zjedliśmy razem śniadanie, ja pognałem do biura, a ona na uczelnię. Niezmiernie kręci mnie to, jak chodzi tam ubrana. Te krótkie spódniczki i białe koszule... cóż, rozpalają wyobraźnie.

Kiedy w końcu się otrząsam ze zboczonych myśli, mogę wejść do biura. Po drodze zdejmuję marynarkę, ponieważ dzisiaj jest niespodziewanie gorąco. Wręcz upał. Udaję się do swojego gabinetu, w którym już czekają na mnie: Antonio, Pedro i Miguel. Zostało na mnie zrzucone zbyt wiele obowiązków, dlatego mam zamiar się nimi podzielić. Chłopaki sobie tylko biegają między piętrami i raz na czas towarzyszą mi w jakimś spotkaniu. To się właśnie dzisiaj zmieni. Teoretycznie, to ja tutaj jestem teraz szefem, dlatego mogę sobie pozwolić na władzę.

- Co ty taki uradowany od rana? - Pyta Pedro, paląc papierosa w MOIM gabinecie.

- Gówno cię to obchodzi, po pierwsze, a po drugie wypieprzaj stąd z tym kiepem - Oburzony, wskazuję na niego ręką.

- Przecież otworzyłem okno.

- Czy widziałeś kiedykolwiek, żebym JA tutaj palił? - Czekam na odpowiedz, ale jej nie słyszę. - No właśnie, wiec skoro ja tutaj tego nie robię, to tobie tym bardziej nie wolno. Won na balkon.

Patrzy na mnie zirytowany i idzie gdzie mu wskazałem. Kretyn. Siadam przy biurku, włączam przycisk i łącze się z Evą, aby przyniosła kawę. Chłopaki nadal stoją i gapią na mnie. Wzruszam ramionami.

- Jak twoja żonka? - Antonio zakłada ramiona na piersi i posyła mi znaczący uśmiech.

- Co wy tacy wścibscy jesteście? Zajmijcie się sobą, do cholery!

Leją oboje. Eva stawia kawę na blacie i akurat wraca Pedro. Stoją w trójkę nade mną i czekają aż im powiem, dlaczego kazałem im przyjść. A no tak zapomniałem, że nie wiedzą. Poprawiam się w fotelu i wskazuję im na kanapę, żeby tam zasiedli.

- Wezwałem was do siebie, ponieważ chcę się dać wam nowe zadania - wyjaśniam.

- Przecież my mamy w pizdu roboty! - frustruje się Pedro.

Przewracam oczami. Odkąd wyjechał Alberto, obijają się. Pedro był jego tak jakby lewą ręką, więc teraz robi za ozdobę.

- Ty - wskazuje na niego palcem - zajmiesz się połączeniami. Ja nie mogę cały czas znajdować się pod telefonem. Natomiast ty nadajesz się do tego perfekcyjnie. Teraz niczym się nie zajmujesz, nawet w domu tylko chlejesz - przyznaję bolesną prawdę.

Prycha. Myślał, że będzie sobie teraz po prostu przychodził do biura, pił kawkę i bajerował klientów, a my będziemy mu za to płacić?

- Dostanę większą wypłatę?

Śmieję się z jego niedorzeczności.

- Ty już masz kolosalną wypłatę - obwieszczam.

- Będę mieć teraz większy zakres obowiązków.

- Nie wkurzaj mnie, Pedro - podsumowuję i uciszam go gestem dłoni, widząc, że chce coś jeszcze dopowiedzieć.

Teraz zwracam się do reszty mężczyzn.

Red Ribbon Bow 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz