Rozdział 19:

11 3 0
                                    

[Noeul]:

Droga z kamieni była jednak nieco dłuższa niż się wstępnie wydawała. Ostatecznie udało nam się. Wyszliśmy wprost na pustynie.
Odwróciłem się do reszty. 
-Posłuchajcie mnie teraz uważnie. Do tej pory jeszcze mogliśmy uznać, że było nam łatwo przejść. Mimo paru komplikacji. Tutaj wszystko staję się przeciwne. Od pustyni zaczynamy walkę z najgorszymi potworami. Te które spotkaliśmy wcześniej to pikuś w porównaniu do tych co czekają na nas tam. Musicie zachowywać szczególną ostrożność. Tu na pustyni możemy się obawiać najbardziej dwóch gatunków. Słuchajcie dokładnie i zapamiętajcie. Ulveny to duże węże pustynne. Na końcu ogona także mają małą paszczę która wpuszcza najgorszy i najbardziej bolesny jad. Na ich ciele są igły które potrafią wystrzelać w stronę swojej ofiary. Jedno trafienie i nic nie pomoże po prostu umrzecie w bólu... Więc musicie ich omijać jak nigdy dotąd. Drugie to Omani. Szczerze nie wiem jakim cudem to żyję. To potwór stworzony z samych kości. Nie da się go zabić. Przedziurawi cię lub nawet i dotknie jedną z kości to koniec. Będzie mógł was wytropić wszędzie. Będzie znał waszą dokładną lokalizację i będzie kroczył za wami tak długo aż was nie zabiję.- Mruknąłem. 
-Jak mamy z tym wygrać do cholery?- Odparł Evan a ja spojrzałem na niego. 
-Z tym nie wgramy. Musimy uciec w as. Wtedy będziemy bezpieczni. Jest za tą dużą wybojom.- Mówię i wskazuję. -Proszę naprawdę na siebie uważajcie...- Dodałem.
-Będziemy, ty też uważaj na siebie. Bo kto inny nas ma doprowadzić do Wielkiej księgi jak nie ty?- Powiedziała Esme kładąc dłoń na moim ramieniu. 
-Przygotujcie bronie. I idziemy.- Dodaję uśmiechając się. 
Każdy z nas na uboczu zaczął się przygotowywać. Nie wiem co z tego będzie... I czy w ogóle coś z tego będzie.. Martwię się. Musimy dać radę.
Na ostrzyłem swoją katanę na nowo. Musi być całkowicie sprawna. Szczególnie teraz. 
Kiedy skończyłem stanąłem na górce i spojrzałem w dal. Teraz nie ma żadnych potworów a zrobimy jeden krok na ich terytorium to się zbiegną... 

Wziąłem lekki wdech

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wziąłem lekki wdech. Spojrzałem na resztę. 
-Czy jesteście gotowi?- Pytam i patrzę na każdego z osobna. Dopiero gdy każdy mi dał potwierdzenie zgodziłem się ruszyć. 
Oczywiście, że zaczęliśmy biegiem. Może uda nam się przebiec z górki o wiele szybciej i uniknąć. Pokonaliśmy pierwsze górki i wybiegliśmy już na otwartą przestrzeń gdzie poza piaskiem nie było nic. Biegliśmy ile sił w nogach ale niestety. Piasek spowalniał przez co potwory zdążyły nas wyczuć. 
Pierwsze Ulveny i Omani stanęły nam na drodze. Każdy przygotował broń zaczynając walczyć z nimi. Odskakując na bok unikając jadowitych igieł wyrzucanych w naszą stronę. Jeden chronił drugiego.

(Ulveny): 

(Ulveny): 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(Omani):

Zadawałem ostre ciosy ostrzem ale w ich przypadku było to niewielkie osłabienie i to dosłownie na parę chwil nim rana się nie zrosła

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zadawałem ostre ciosy ostrzem ale w ich przypadku było to niewielkie osłabienie i to dosłownie na parę chwil nim rana się nie zrosła. Niestety to było cięższe niż można sobie wyobrazić. Musiałeś unikać dosłownie wszystkiego. Gorzej jak z dwóch stron były Ulveny i na raz wystrzeliły te swoje głupie igły. 
Po dłuższej chwili walki ja już miałem dosyć. Bycie w ciągłym ruchu jest strasznie męczące. 
-Musiały by mieć cel na którym mogli by się skupić! Inaczej nigdy nie pozwolą nam przejść!- Krzyknął Fort wykonując kolejne mocne uderzenie. Moc pęka od ich uderzenia nie damy rady zrobić bariery ochronnej... 
-Skąd weźmiemy przynętę?!- Krzyknął Platon. 
-Odsuńcie się na boki już!- Dodał Evan kiedy każdy to zrobił ten wciąż znajdował się w środku walki. Co on kombinuję...? Nie podoba mi się... 
-Evan co ty kombinujesz?!- Pytam.
-Zaufaj mi Noeul wiem co robić! Idźcie po tą księgę! Odzyskajcie ją i uratujcie wszystkich wierzę, że uda wam się to zrobić! Znalazłem powód dlaczego zostałem wybrany to tu kończy się moja misja! Poradzicie sobie! Kocham was wszystkich!- Odkrzyknął. Od razu chciałem iść by mu pomóc ale Boss chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie kiedy ziemia wraz z potworami i Evanem poszła dużo niżej. Wciąż go atakowały. Teraz wszystkie na raz. On właśnie się poświęcił i zrobił z siebie przynętę? 
-Nie!- Krzyknąłem i zacząłem się szarpać by zejść na dół ale Boss i Peat mnie trzymali. 
Po chwili krew prysnęła jednym mocniejszym strumieniem. A ja z góry zobaczyłem jak jego ciało zostało rozerwane. Wnętrzności które wyleciały i potwory rozkoszujące się nimi. 
Rose i Esme od razu wzięło się na wymioty. Platonowi też. 
-Chodź Noeul musimy iść.. Niech jego ofiara nie pójdzie na marne...- Dodał smutno Peat i wraz z Bossem pociągnęli mnie do góry. Przez chwilę straciłem czucie w nogach przez co Boss zdecydował się zabrać mnie na plecy. Wszyscy pobiegli przed siebie wpadając między drzewa. Rose i Platon dosłownie wywalili się na ziemię. 
Fort i Peat usiedli na korę a Esme oparła się o korę drzewa. Każdy miał zaszklone oczy. 
Objąłem bardziej kark od Bossa przytulając się do jego pleców. Łzy same leciały z oczu. 
Cholera! Nie tak powinno być! Na pewno był inny sposób! Dlaczego on musiał się poświęcić?! Dlaczego! To moja wina! Gdybym miał rozbudowany plan...! Gdybym miał cokolwiek! Mógłbym go uratować!
Puściłem Bossa co oznaczało jasno by odstawił mnie na ziemię. Gdy tylko tak się stało od razu upadłem na kolana zaciskając palce w ziemię łzy leciały grubszym strumieniem.. 
-Nie tak powinno być.. On nie powinien był umrzeć... Jestem okropnym liderem.. Jak mogłem do tego dopuścić...- Dodałem przez łzy. Esme i Rose także poleciały łzy już.
-Noeul to nie jest twoja wina ani twoja ani nasza. Spójrz dokąd nas już doprowadziłeś.. Zrobiłeś dla nas tak dużo. Nie możesz być zawsze gotowy na wszystko. Jesteś najlepszym liderem. To był jego wybór. On chciał to zrobić dla nas.. Ty nie miałeś na to wpływu. Myślisz, że ktokolwiek inny stąd mógłby nas doprowadzić aż tu? Tak blisko już jesteśmy. Evan chciał byśmy walczyli a nie poddali. Byśmy odnaleźli cel naszej podróży. By udało nam się uratować Widilianów. Ma rację. Każdy z nas ma pewną rolę w tym zespole. Rada wybrała nas bo przewiduję on znalazł swoją misję i każdego z nas to czeka. Twoją misją jest by doprowadzić nas wszystkich do Księgi. By przypominać nam, że jesteśmy zespołem i powinniśmy współpracować razem.- Dodał Boss. 
-Tak Boss ma całkowitą rację. Widocznie tak musiało być nie wiemy co jeszcze nam los przyniesie ale nie powinniśmy się poddawać.- Mówi Esme. 
-Tak. Musimy iść na przód. Po to po co przyszliśmy. Nawet jeśli ktoś musi się poświęcić.. Zrobimy wszystko by uratować nasz raj. I musisz się liczyć z tym, że kros może nie grać według twojego scenariusza. Teraz jesteśmy wszyscy jak rodzina. Wskoczymy za sobą w ogień ale są momenty w których musisz pamiętać, że jeśli umrzesz to my sami nie damy rady odzyskać tego...- Odparł Peat i klęknął przy mnie. -Noeul. Jesteśmy z tobą. Evan też był. Wszyscy ufamy Ci bezgranicznie. Dasz radę. Zaprowadź nas i odzyskajmy to co nasze.- Dodał a ja spojrzałem na niego po czym mocno przytuliłem. 
Wiem jak jest.. Ale oni nie wiedzą dlaczego tak bardzo boli mnie śmierć Evana. Był jednym z moich najlepszych przyjaciół oni tak to widzą. Rozpacz nad przyjacielem. A to ma jeszcze swoje drugie dno. Jak mogę się z tym pogodzić..? To zabija mnie od środka. Czuję jak upadam... I nie jestem wstanie się podnieść. Czy naprawdę tak musiało być? 
Zacisnąłem lekko pięść i wstałem. 
-Chodźmy dalej..- Mruknąłem. I ruszyłem bez słowa więcej do przodu kulejąc lekko. 
-Hej wszystko okej? Zrobiłeś coś sobie w nogę?- Pyta Rose. 
-Nie martw się o mnie. Jest w porządku.- Dodałem i uśmiechnąłem się lekko ścierając lekko rękawem łzy z twarzy. 
To takie trudne dlaczego tak musi być? 
 

𓂀 𝒵𝒶𝑔𝒾𝓃𝒾𝑜𝓃𝒶 𝒦𝓈𝒾ę𝑔𝒶. -𝐵𝑜𝓈𝓈𝒩𝑜𝑒𝓊𝓁. 𓂀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz