34. ZOE

480 46 47
                                    

Dzień dobry, moi Mili!


Przyznaję, że ostatnio mam problem z terminowością, co zwyczajnie ma swoje podłoże w nadmiarze obowiązków.

Uwierzcie mi, że nie pragnę niczego bardziej, jak dać Wam i sobie zakończenie tej historii, do czego niestrudzenie dążę ✍️, choć momentami zwyczajnie ogranicza mnie doba (a czasem chęć snu 😅).

Tradycyjnie, życzę miłego czytania. ❤️

W przyszły weekend postaram się dodać kolejny rozdział.

Mam jeszcze małą prośbę — dajcie znać o sobie. Będę wtedy wiedziała, czy ktoś jeszcze czeka na kontynuację.

I co najważniejsze! — Wszystkim wspaniałym Mamom życzę niezapomnianego Dnia Matki! 

Niech każdy dzień będzie pełen radości i miłości! 🌷💖💐

J

-------------------------------------------

Denerwowałam się. Każdy przebyty kilometr zasiewał w mojej głowie kolejne ziarna niepokoju. Kolejne myśli. Obawy. Pytania.

Będzie żywa? Martwa? A może w ogóle jej tam nie będzie? A co, jeśli to pułapka? Co, jeśli Dana była złym wyborem? Może jej historia to blef, a adres to ślepy zaułek? W końcu tu każdy ma podwójne standardy.

Cholera.

Przecież to niedorzeczne.

Zbyt dużo myślę.

Patrząc na drogę, co rusz spoglądałam na Dex'a; kolejny wyjątek od reguły. Świr Gambino w większości przypadków nie zabiera ze sobą obstawy, a teraz wciąż ktoś nam towarzyszy.

— O czym myślisz?

Noah uniósł moją dłoń i pocałował jej grzbiet, wciąż nie spuszczając bacznego spojrzenia z mojej twarzy. Poprawiłam się na siedzeniu, zabierając rękę.

— Nixonowi udawała się tyle lat pozostać wolnym od podejrzeń — zwerbalizowałam kolejne myśli. — Tyle środków ostrożności dookoła, a ten obślizgły karierowicz przemknął tacie między palcami. To wydaje się wręcz niemożliwe. — Potrzasnęłam głową z roztargnieniem, zawieszając spojrzenie na siedzącym na miejscu kierowcy mężczyźnie. — Dlaczego znów jedziemy z Dex'em? Nigdy tego nie robiłeś.

— Czego nie robiłem?

Odwróciłam głowę w jego stronę. Otworzyłam usta, chcąc wypowiedzieć cokolwiek, lecz intensywność jego spojrzenia, rozpraszała mnie.

— Nie zabierałeś...

— Ochroniarza? — wciął mi się w słowo, unosząc wysoko brew. — Dex to twój ochroniarz, Zoe. Masz ochroniarza. Przestań się bać tego słowa i zacznijmy w końcu nazywać rzeczy po imieniu.

Założyłam ręce na piersi, odwracając się przodem do kierunku jazdy.

— Dobrze — burknęłam. — Świrze z parku.

— Ach tak?

— Ach tak.

Noah roześmiał się serdecznie. Ujrzałam w lusterku, że Dex również się uśmiechnął, a ja walczyłam z całych sił, by i mój kącik ust nie powędrował wyżej.

— Nie wydajesz się zaskoczony.

— Zaskoczony? Oczywiście, że nie. Byłbym wręcz zawiedziony, gdybyś mianowała mnie inaczej, uparciuchu.

— Uparciuchu? — Zmarszczyłam brwi. — Czy ty właśnie nazwałeś mnie uparciuchem?! Nie zagalopowałeś się za bardzo, Gambino?

— A to niby dlaczego? Jesteś uparta, nieustępliwa i zbyt impulsywna, a przy tym zakręcona jak ruski termos i właśnie to kocham w tobie najbardziej. — Noah puścił do mnie oczko.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz