32. Zniszczyłam samą siebie dla perfekcji

64 5 0
                                    

Summer

-Co łączyło cię z Taylerem Wesleyem?-zapytał mnie oficjalnym tonem policjant siedzący naprzeciwko mnie.

-Nic szczególnego-odparłam zdawkowo, starając się aby mój głos nie zadrżał i był niewzruszony.

Skłamałam.

-Możesz jakoś rozwinąć swoją wypowiedź?-drążył cały czas prześwietlając mnie dociekliwym wzrokiem.

-Przyjaźniliśmy się. To wszystko-odpowiedziałam wyprutym z emocji głosem, dokładnie tak jakby to nic nie znaczyło.

Kłamstwo.

-Jak długo się znaliście?-zapytał ponownie zapisując coś w swoim zeszycie a ja modliłam aby przestał zadawać te wszystkie pytania.

-Kilka miesięcy-tępo wpatrywałam się w ścianę przed sobą.

Kolejne kłamstwo.

-Podobno byłaś na miejscu wypadku. Wiesz kto go znalazł i zadzwonił na pogotowie?-spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

-Nie mam pojęcia-powstrzymałam chęć odniesienia się do określania tego co miało miejsce mianem ,,wypadku". Bo przecież wszyscy dobrze wiedzieliśmy że to nie był wypadek.

Ponownie skłamałam.

-Dobrze. To wszystko na dziś. Możesz już iść-zakomunikował po czym ja bez słowa wstałam z krzesła i wyszłam z gabinetu. Na korytarzu czekał na mnie mój brat. Gdy tylko mnie zobaczył, wstał i podszedł do mnie, uważnie mi się przyglądając.

-Summer-zaczął miękko-Kim był dla ciebie ten chłopak?-zapytał cały czas się we mnie wpatrując.

-Nikim istotnym-wyszeptałam bo to słowo nie chciało mi przejść przez gardło-Był nikim-usilnie starałam się by mój głos nie zadrżał i nie zdradził tego co czułam.

Znowu skłamałam.

Chodź tak naprawdę, tego dnia skłamałam wiele razy. Zbyt wiele. Właśnie tego dnia kłamałam tak w zasadzie cały czas...

Otworzyłam oczy i gwałtownie nabrałam powietrza. Sen. To tylko sen. Kolejny cholerny sen z tamtego przeklętego roku o którym tak desperacko chciałam zapomnieć. Starałam się unormować oddech. Nic to nie dawało. Ten koszmar prześladował mnie cały czas. Cięgle miałam wrażenie że któregoś dnia wyjdzie na jaw że tyle razy ich wszystkich okłamałam. A oni znienawidziliby mnie za to. Bo przecież nikt nie lubi być okłamywany. A ja okłamałam ich zdecydowanie zbyt wiele razy. A gdy mnie znienawidzą to mnie opuszczą. Zostanę sama.

Gdy obudziłam się rano, wcale nie było lepiej. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie że czułam się znacznie gorzej niż poprzedniego dnia. I może teraz większość osób zostałaby w domu. Nie poszła do szkoły i na imprezę. Ale nie ja. Ja nie mogłam zostać w domu bo inaczej skończyłoby się to trzecią wojną światową, bólem, łzami, rozbitą porcelaną a być może i rozlewem krwi. Bo nie od dziś wiadomo że w tym domu latają talerze. Ale mało kto ma świadomość że w moją stronę. Zeszłam na dół w celu zrobienia sobie czegoś do picia i wzięcia tabletki przeciwbólowej. Jednak ku mojemu zdziwieniu w kuchni zastałam moją matkę w towarzystwie Betty i Ricky. Na ich widok miałam ochotę zwymiotować. Obie jak zawsze były idealne. Idealny makijaż, nienagannie ułożone włosy i idealnie wyprasowane ubrania. Niczym ucieleśnienie samej perfekcji.

-O Summer!-przymknęłam oczy słysząc ten piskliwy głos którego tak nie znosiłam-Jak dobrze cię widzieć-wyświergotała a ja powoli odwróciłam się w jej stronę z wyuczonym na pamięć uśmiechem.

Sunflowers in summerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz