Siedemnastoletni, czarnowłosy chłopak przemierzał korytarze Hogwardzkiego zamku. Szedł w kierunku błoni, gdzie przez okno ujrzał swoją przyjaciółkę z brązowymi lokami. Ubrany w szatę szkolną Gryffindoru, założył dodatkowo szal w paski o barwie czerwieni i żółci. Zawiązał go bule jak, nie chcąc się nim zbytnio przejmować. Poczochrał włosy dłonią i otworzył główne drzwi zamku.
Stawiając kolejne kroki, ujrzał piękną dziewczynę z książką w dłoniach, jednak nie byla sama. Obok niej siedział blondyn, którego wcześniej nie zauważył, wypatrując jedynie obiektu swoich cichych westchnień.
Siedzieli za drzewem ogromnej, płaczącej wierzby, przy której często przebywali wraz z Ronem. Pochylali się nad książką trzymaną w delikatnych dłoniach dziewczyny, ale z tej odległości nie mógł dopatrzeć nawet tytułu. Zastanawiał się co tym razem czytała. Eliksiry? A może Zielarstwo? Może coś zupełnie innego, czego nie znał z biblioteki Hogwardzkiej?
Jednak co innego nim wstrząsnęło. Koło Hermiony siedział arystokratyczny dupek, który przez wiele lat ubliżał jego przyjaciółce. Ślizgon oparty o korę drzewa spokojnie rozmawiał o czymś z dziewczyną, nie wiedząc, że są obserwowani. Gryfon podszedł do nich bliżej, czując narastającą złość. Odsunęli się od siebie jak tylko usłyszeli zbliżające się kroki i spojrzeli do tyłu, wprost na niezadowolonego z towarzystwa gryfonki, czarnowłosego okularnika.
- Co tu się dzieje? - spytał z wrogością w głosie.
Nigdy nie lubił Malfoy'a. Od pierwszej klasy byli wrogami i jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy tego zmienić. Nawet nie chciał.
- Harry, ja ci wszystko wytłumaczę. Spotykaliśmy się w tajemnicy, bo bałam się jak zareagujecie na naszą przyjaźń. Ron jest strasznie wybuchowy, a ty, tak bardzo nienawidzisz Draco... - odparła cicho, wstając i podchodząc do Potter'a.
- Mogłaś powiedzieć, zrozumiałbym, choć na początku miałbym do tego awersję - odparł z oburzeniem i odwrócił głowę w inną stronę.
- Wiem, ale nie potrafiłam. Nie chciałabym was stracić, tylko dlatego, że wraz z Draco spędzamy wspolny czas - wyszeptała brązowowłosa dziewczyna, obejmując się ramieniem, zaciskając dłoń na łokciu lewej ręki.
Chłopak podszedł do przyjaciółki i przygarnął dziewczynę ramionami do uścisku. Przytulił ją napawając się jej bliskością. Westchnął w jej burzę włosów, czując ich przyjemną miękkość. Od dawna mu się podobała i nie potrafił długo się na nią gniewać.
Brązowe tęczówki dziewczyny błyszczały radosnymi światełkami, które tak bardzo przypadły mu do gustu. Mimo tego wszystkiego to jej szopa na głowie najbardziej mu się podobała. Nieogarnięte kasztanowe loki. Miękkie w dotyku, bujne i takie jak ona. Dzikie. Niewątpliwie dodawały jej uroku. Nie wyobrażał sobie Hermiony w prostych jak nitki włosach. Takie miała Ginny, z którą zerwał w połowie szóstej klasy. Patrząc na te dwie nie wiedział co takiego widział w rudowłosej dziewczynie.
Inne charaktery, wygląd. Coraz głębiej zastanawiając się nad choćby jednym podobieństwem między nimi, nie mógł takiego odnaleźć. W końcu odsunął dziewczynę od swojego ciała, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
- Tylko nie przepal obwodów - odparł, czochrając jej włosy.
Ruszył w drogę powrotną odprowadzany przez uśmiechniętą Gryfonkę.
***
Jeszcze tego samego dnia zielonooki czekał na przyjaciółkę w Wielkiej Sali. W tym momencie odbywała się kolacja, na której powinna już być, ale wiedział, że pewnie zasiedziała się z książką. Koło niego, miejsce dalej siedziała rudowłosa dziewczyna. Co chwilę spoglądała w jego kierunku, ale on nie reagował na jej spojrzenia.
Ginny nadal była w nim zakochana, a dowiedział się o tym przypadkiem. Razem z Ronem przechodząc przez korytarze usłyszał rozmowę między Ginewrą a jej koleżanką z dormitorium. Nie był nią jednak zainteresowany.
Westchnął, czekając na dziewczynę z brązowymi włosami. Lubił je. Naprawdę. Jej nieokiełznane kosmyki były miękkie i często mógł poczuć je na twarzy podczas przytulania, co w ogóle mu nie przeszkadzało, mimo lekkiego łaskotania.
Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, a w nich stanęła gryfonka, o której właśnie myślał. Posłał jej uśmiech, który odwzajemniała, gdy tylko go zobaczyła. Rozpromieniona twarz dziewczyny zapierała mu dech w piersiach. Kochał jej szeroki uśmiech sięgający oczu. Poklepał miejsce koło siebie i już po chwili siedziała obok niego, delikatnie dotykając swoim kolanem jego. Ucałowała go w policzek, jak to miała w zwyczaju od jakiegoś czasu i zabrała się za jedzenie. Młody chłopak wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu i także nałożył sobie coś na talerz. Czuł się jakby ponownie dostał gwiazdkę z nieba, a każdy taki całus napawał go szczęściem i nie miał im nic przeciwko. Był nawet gotowy otrzymywać ich więcej i miał nadzieję, że niedługo wszystko się zmieni. Ugryzł tosta z truskawkowym dżemem i w radosnym humorze spożył posiłek. Nie zauważył jednak, że rudowłosa gryfonka z dziwnym błyskiem w oczach przygląda mu się natarczywie.
***
Minął tydzień, od wspomnianych wcześniej wydarzeń. Okularnik siedział w klasie transmutacji i zastanawiał się jak ma powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce od sześciu lat, że obdarzył ją większym uczuciem niż przyjaźń. Z jednej strony obawiał się swojej przegranej. Z drugiej jednak chciałby wiedzieć na czym stoi. Jeśli odmówi, trudno, lecz chciałby chociaż dalej być przyjacielem i trwać u jej boku. I wiedział, wręcz był przekonany, że byłoby to dla niego cholernie trudne. Westchnął i spojrzał w prawą stronę. Skupiona na zaklęciu zmarszczyła swój piegowaty, mały nos co bardzo słodko wyglądało w jej wykonaniu. Jego rozmyślenia przerwał stanowczy głos z nutą pretensji.
- Panie Potter. Proszę skupić się na lekcji, a nie bujać w obłokach.
- Dobrze, pani profesor. Przepraszam.
Zabrał się do ćwiczeń i mimo, że próbował się skupić, jego myśli i tak poszły w innym kierunku, lecz dzięki temu przemyślał wszystko i wiedział co zrobić. Odjęte punkty tym razem nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
***
Godzina dwudziesta druga na zegarku, a Harry Potter stał na Wieży Astronomicznej i pisał list do kobiety swojego serca. Wiele razy poprawiał treść, zmieniał pergamin, aż w końcu zdołał napisać coś sensownego. Przywołał swoją białą sowę, Hedwigę i kazał jej polecieć do Hermiony Granger. Teraz tylko musiał na nią czekać. Podjął decyzję, a teraz z drżącymi dłońmi będzie musiał swoje podjęte cele spełnić i wykazać się odwagą gryfona. Oparł się o balustradę i wpatrzył się w gwieździste niebo z okrągłym księżycem. Lubił podziwiać te małe punkciki na granatowym niebie. Jego zdaniem właśnie takie gwiazdy często migotały w tęczówkach Hermiony. Westchnął ciężko, ale już postanowił i dotrzyma swojego słowa. Usłyszał kroki, a to jeszcze bardziej napawało go lękiem. Wziął drżący oddech i popatrzył w radosne, brązowe tęczówki.
- Po co mnie tu zaprosiłeś, Harry?
Jego imię w jej ustach brzmiało tak inaczej, tak właściwie. Sam nie wiedział jak dokładnie mógł to opisać.
- Chciałbym, abyś mnie wysłuchała. Mam do powiedzenia coś ważnego. Nie chcę ukrywać przed tobą pewnej rzeczy.
- Powiedz o co chodzi, bo zaczynam się denerwować. To coś strasznego?
Widzisz... - zająknął się przez moment, stając bardzo blisko niej. Czuł jej ciepło, które z lekka go dekoncentrowało. - Przez wiele lat jesteś moją przyjaciółką, lecz teraz to wszystko się zmieniło. Nie wiem czy z twojej strony, ale z mojej na pewno - odparł, spoglądając na jej spokojną twarz. - Czuje do ciebie coś innego, coś silniejszego. Chce ci powiedzieć, że podobasz mi się. Nie wiem kiedy to się stało, ale teraz mogę albo kochać cię dalej, albo próbować pozbyć się tego uczucia. Mimo to chciałbym cię zapytać, czy zostaniesz moją dziewczyną? - ostatnie zdanie zapytał patrząc w jej zdziwiony wyraz twarzy.
Była blisko. Bardzo blisko. Pragnął ją pocałować, ale wiedział, że dziewczyna musi najpierw podjąć na spokojnie ważną decyzję.
- Tak, Harry. Zostanę twoją dziewczyną - wyszeptała ze łzami w oczach.
Czarnowłosy uśmiechnął się i zanim zdążył pomyśleć, objął Hermionę w pasie i pocałował, a ten pocałunek trwał i trwał, zapowiadając szczęście tych młodych ludzi.