12

547 24 1
                                    

Od rana siedziałem w dokumentach po sufit. Nagle okazało się że ci idioci z bazy zapomnieli wysłać mi kilka dokumentów a później jeszcze jakiś innych i tak tego się nazbierało. Jest dopiero dziewiąta rano a ja już na nogach od kilku godzin.

W domu było cicho. Pani Kristina ma dziś wolne, Dalia siedzi u siebie w pokoju, Matt pojechał na misję, Michael pewnie gra w coś w swoim pokoju a Taís wyszła pół godziny temu cholera wie gdzie. Więc gdy było tak spokojnie w domu nie było trudne usłyszeć ciche kroki na korytarzu. Po chwili drzwi od mojego gabinetu się uchyliły a przez szparę zajrzały bursztynowe oczęta. Uśmiechnąłem się widząc swoją omegę w wejściu. Chłopak do mnie podszedł zaspany pocierając piąstką oko. Włosy miał roztrzepane i jeszcze nie przebrał się z piżamy, którą jest jakaś moja koszulką.  Stanął przede mną ledwo powstrzymując samoistne zamykanie się oczu. Wyciągnąłem do niego ręce.

-Dzień dobry bursztynku - powiedziałem gdy siadał mi na kolanach okrakiem w moją stronę. - nie wyspałeś się?

-Bo sobie poszedłeś o nieludzkiej porze - mamrocze uroczo wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Zaśmiałem się.  Zacząłem obejmując jedną dłonią omegę a drugą wypełniając dokumenty. I gdy po dziesięciu minutach miałem wrażenie że Oscar śpi zdziwiłem się gdy się nagle odezwał - telefon ci dzwoni, odbierz.

-Nie mam czasu teraz telefony odbierać - mówię łagodnie całując go w skroń

-Masz czas by ze mną rozmawiać i mnie przytulać, ale na odebranie możliwe ważnego telefonu już nie? - pyta dalej nie otwierając oczu

-Na ciebie zawsze i wszędzie znajdę czas bursztynku - uśmiecham się zadowolony ze swojej odpowiedzi i reakcji którą wywołałem u Oscara.

Cały czarowny leżał przez chwilę dalej opierając głowę o moje ramię gdy wreszcie wkurzony ciągłym brzęczeniem telefonu odwrócił się. Chwycił w dłoń mój telefon, odebrał i przyłożył telefon do ucha.

-Tak? - mówi jako pierwsze gdy nagle słyszę głos mojej matki

-Emm z kim rozmawiam? - zapytała się kobieta. Nie miałem zamiaru zabierać mu telefonu chciałem wiedzieć jak zareaguje

-Jestem Oscar. - chłopak odchylił telefon od ucha i przeczytał na wyświetlaczu "mama" i od razu próbował się jakoś ogarnąć choć nie musiał - omega pani syna - przez chwilę po drugiej stronie była cisza

-Jak to omega? On nie potrzebuje omegi - choć słyszałem ją cicho to słyszałem ją przynajmniej wyraźnie

-Ale Oscara bardzo potrzebuje - zabieram skonfundowanej omedze telefon i przykładam do ucha - czemu dzwoniłaś tak właściwie?

-Miałam ci powiedzieć że załatwiliśmy ci nowe zaręczyny - krew zaczęła się we mnie gotować

-Ile razy mam wam powtarzać że nie chce żadnej z tych córeczek waszych znajomych do cholery? - od dawna nie mówiłem tak zimnym głosem i też od dawna tak się nie wkurwiłem. Oscar się wzdrygnął - masz odwołać te zaręczyny mam już najwspanialszą omegę pod słońcem i nie zamienię ją na żadną inną.

-No dobrze - matka westchnęła - pod jednym warunkiem

-Jakim warunkiem? - pytam ostro wkurwiony

-Przyprowadzisz tą swoją omegę na obiad za tydzień w sobotę - Oscar chyba słysząc całą rozmowę patrzył na mnie dziwnie smutnymi oczami

-No nie wiem czy to dobry pomysł - mówię szczerze martwiąc się smutkiem blondyna

-Jak to nie wiesz czy dobry pomysł, zabierzesz swoją omegę do swoich rodziców co to za problem niby - matka nie rozumiejąc sytuacji od razu zaczyna swoje, jak zawsze

Szczęście w nieszczęściu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz