17

454 20 1
                                    

Zaparkowałem przed niewielkim budynkiem w środku lasu. Drogę spędziliśmy w ciszy. Oscar nic nie powiedział, w żaden sposób nie skomentował. Boję się że coś to między nami zmieni.
Zanim wysiedliśmy zatrzymałem omegę by chwilę to przegadać.

-Nie chce by się coś między nami zmieniło po tym - spojrzał mi w oczy

-I nie zmieni - zapewnił - ja… poprostu muszę to przetrawić - przełknął głośno ślinę - to… trochę trudne do pojecial w pół godziny

-Chcesz możemy jechać do domu - proponuje ale od razu zaprzecza ruchem głowy

-Nie, jest okej chce poznać tę część ciebie

Uśmiechnęliśmy się do siebie, pochyliłem się i zostawiłem pocałunek na jego czole. Gdy już miałem się odsunąć przyciągnął mnie do siebie i zainicjował pocałunek. Taki słodki, uspokajający jakby chciał powiedzieć że będzie dobrze i sam też się o tym upewniał. Wysiedliśmy z auta gdy się po chwili od siebie odsunęliśmy. Przyciągnąłem go do siebie by szedł blisko mnie i czuł się bezpieczniej bo co jak co ale w środku jest dużo wilków.
Otworzyłem drzwi kartą i weszliśmy do korytarza. Przeszliśmy przez niego i weszliśmy do pomieszczenia dalej w którym było dość sporo ludzi. Ktoś gdzieś biegnie z dokumentami inni rozmawiają z kubkiem kawy w ręku a jeszcze ktoś tam śpi z głową na biurku. Oskar patrzy zdziwiony na to wszystko

-Spokojnie to dopiero początek - mówię i całuję go w czubek głowy - to jest akurat biurowa część Wolf Crown

-O szefie dzień dobry! - podszedł do nas czarnowłosy beta w okularach, ubrany w czarne garniturowe spodnie i koszule - uuu przyprowadziłeś kogoś? - spytał podekscytowany

-To Oscar - przedstawiłem go - Oscar to Luis tak zwany dyrektor działu biurowego - omega się uśmiechnął

-Nie dział biurowy tylko dział ksiegowo-prawniczy - jak zwykle mnie poprawił a Oscar się zaśmiał cicho - który miesiąc? - zwrócił się do mojego przeznaczonego

-Czwarty - chłopak się uśmiechnął promiennie

-Gratuluje - odwzajemnił uśmiechając się i mrugnął do mnie okiem. Wie jaka to radość posiadanie dzieci, sam ma dwójkę.

Poszliśmy dalej, przeszliśmy przez kilka innych drzwi. Przeszliśmy przez coś w rodzaju pokoju socjalnego, koło drzwi do archiwum i mojego biura. Aż wreszcie znaleźliśmy się przy windzie. Weszliśmy do niej i zjechaliśmy na poziom -2 omijając -1. Drzwi się otworzyły a tam harmider jak zwykle. Gdy tylko mnie zobaczyli wszyscy ucichli.

-Szef przyjechał!- krzyknął któryś z tych debili. Nagle zza rogu wybiegł Sam- młoda (szesnastoletnia) Alfa, z rudymi włosami na łbie, piegami na całej twarzy i tymi swoimi nieskończonymi pokładami energii

-Szefie! - zaczął biec w naszą stronę z wielką walizką w ręku - nie uwierzy szef cośmy dorwali, no po prostu cudo

-Sam może nie teraz - nie dał mi dokończyć

-Ale niech szef zobaczy - otworzył i pokazał co jest w środku a mianowicie nowiusieńki karabin -  udało nam się ostatnio zdobyć na ostatnim skoku!

-Sam mówiłem nie teraz - poczułem jak Oscar się mnie łapie

-Eric - usłyszałem jego słaby głos - słabo mi - i zsunął by mi się gdym go nie złapał

-Sam! Mówiłem nie teraz! - krzyknąłem będąc na niego zły

-P-przepraszam szefie - wydukał gdy ja brałem omegę na ręce

Zacząłem szybko kierować się do pokoju wspólnego, była w nim mini kuchnia duży stół i na szczęście kanapa. W pomieszczeniu akurat siedzieli bella - czerwono włosa z prawie że czarnymi oczami łamaczka serc - nasza damska alfa i Malcolm - jak zwykle cały na czarno z tymi jego brąz loczkami i brązowymi oczami -  jej Duo i naleprzy przyjaciel. Położyłem bursztynka na kanapie sam na niej siadając i kładąc głowę młodszego na moich kolanach.

Szczęście w nieszczęściu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz