-Masz jakieś informacje? - pytam obojętnym i zimnym głosem mojego rozmówcę - no masz czy nie? - zaczynam się niecierpliwić
-J-ja nic n-nie wiem o ż-żadnej omedze - wyjąkał
-Zastanów się jeszcze raz - mówię powoli tak by dobrze mnie zrozumiał - informacje dotyczące omegi z września
-Nie wiem! - krzyknął płaczliwie - n-nie wiem! Szef nie mówi takich rzeczy takim jak ja! - zacisnąłem szczękę ostro wkurwiony
-Tak a kim jesteś? - pytam próbując powstrzymać gniew
-Z-ałatwiałem tylko prze-wóz tow-arów dla Shè nic w-ięcej - nagły huk rozległ się po małym pomieszczeniu gdy uderzyłem dłonią w stół.
Wyprostowałem się, poprawiłem rękaw koszuli i wyszedłem z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Zacząłem kierować się do pomieszczenia osoby która dowodzi tym oddziałem. Wszedłem do pomieszczenia nie zwracając uwagi na to że mój podwładny siedział bez gaci z jakąś omegą na kolanach. Spojrzałem na nich lodowatym wzrokiem. Dziewczyna się speszyła i szybko się ubierając wyszła. Beta założył szybko spodnie i spojrzał na mnie przepraszająco.
-I żeby to mi był ostatni raz - mowie poważnym tonem
-Ma się rozumieć szefie - siedziałem spokojnie na jego krześle choć nawet nie chce sobie wyobrażać jakie to on na nim grzechu popełnił
-Wyjaśnij mi proszę - zacząłem bawiąc się bibelotami na jego biurku - dlaczego dostaję jakiegoś marnego dostawcę a nie prawdziwego członka Shè?
-B-bo szefie - zaczął się jąkać - szef rozumie że młody rozpowiadał wszystkim że jest w ich grupie i stwierdziliśmy że to dobra okazja
-Uważaj bo zaraz stwierdzę że to dobra okazja by zrobić w tym sektorze roszady - każdy wie co to oznacza, śmierć
-Sz-szefie ale nie zrobiliśmy nic źle m-my - ten koleś zaczyna działać mi na nerwy
-Bob! - krzyknąłem a do gabinetu wszedł mój ochroniarz - zabierz go na roszadę
I tyle go widziałem. Koleś jest ostro nieogarnięty! I po cholerę jechałem tyle godzin?! Straciłem tylko cenny czas który mogłem spędzić razem z bursztynkiem.
-Brad! - do pokoju wszedł mój drugi ochroniarz - przyprowadź tego który ma najleprze wyniki - chwilę czakałem ale wreszcie weszła wysoka dziewczyna wyglądająca na w miarę kumatą osobę - imię?
-Roza di Battista - przedstawiła się - status beta
-Od dziś ten stołek należy do ciebie - wstałem i zanim minąłem zszokowaną dziewczynę powiedziałem - a tak z dobrego serca radzę wymienić meble… boje się myśleć jakie orgie twój poprzednik na nich odprawiał
Poklepałem ją po ramieniu i wyszedłem. Zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer
-Sprawdź kim jest Roza di Battista - mówię gdy odbiera
-Tak jest szefie - rozłączyłem się z Luis'em. Wsiadłem do auta i ruszyliśmy
Marzyłem tylko by znaleźć się w domu przy mojej omedze. Zabiorę Oscara na kolację do restauracji… albo sam coś zrobię? Czemu nie? Blondyn woli małe gesty prosto z serca niż te wykosztowane. Ciekawe czy reszta ma jakieś plany. Wybieram numer mojej siostry, odebrała po kilku sygnałach.
-Tak? Stało się coś? - pyta od razu po odebraniu
-Chciałem się spytać czy macie jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Wychodzicie gdzieś może? - Dalia chwilę milczała zastanawiając się nad odpowiedzią

CZYTASZ
Szczęście w nieszczęściu
Ficção AdolescenteLos który rzuca cały czas kłody pod nogi niewinnej nikomu omedze. Napad przez który poznał osobę z którą zostanie już na zawsze i zdobędzie mały skarb do kochania. Witajcie w opowieści o omedze która zdobyła szczęście przez nieszczęście.