Jestem sam w domu! Wszyscy, dosłownie wszyscy musieli gdzieś pójść.
Eric - od trzech dni w delegacji
Dalia - z Mattem uwaga uwaga! Na randce! (Do nich wrócimy później)
Matt - z Dalią
Michael - jakieś spotkanie rodzinne o którym zapomniał przypominając sobie o drugiej w nocy latając po całym domu niechcący budząc wszystkich i chcący budząc Taís
Taís - razem z Michael'em
Więc zostałem sam. Leżałem w łóżku z wielkim brzuchem przez który serio ciężko mi się chodziło. Ja rozumiem bardzo dużo ale Leoś czemu ty do cholery tyle ważysz. Serio kocham cię skarbie ale to już ciut za dużo. Ale no cóż jeszcze dwa tygodnie, tak dwa tygodnie i będę mógł wziąć cię w swoje ręce odpocząć wreszcie bez ciągłego kopania… chociaż myśl o nieprzespanych nocach mnie trochę przeraża.
Postanowiłem wstać i przejść się na dół, serio nie mam co robić w tym domu. Przeczytałem przez te dziewięć miesięcy wszystkie ciekawiące mnie książki Erica - jakby ktoś nie wiedział czyta ich w cholerę dużo i ma ich z dwa pelne regaly (tylko nie ma na nie zbytnio czasu zajęty robotą i mną).
Poszedłem do kuchni w której zostały ślady zbrodni po dzisiejszym śniadaniu. Wszyscy spiesząc się do wyjścia zostawili burdel w postaci brudnych naczyń na blacie. Chciałem to posprzątać wcześniej ale nagle ogarnęła mnie ogólna niemoc więc poszedłem na górę. Tiaaa teraz też mi się nie chce.
Wcześniej wspomniałem o tym że wrócę do tematy Dalii i Matta. Ogólnie rano prawie dostałem zawału - oczywiście został spowodowany przez nich. Bo popatrzcie na to: jest siódma rano, nie możesz spać bo twojej alfy nie ma przy tobie czyli nie ma nikogo kto by mógł cię samym byciem przy tobie uspokoić a maluch w twoim brzuchu od pół godziny ma poranny jogging. Ledwo żywy wstajesz i chcesz się napić wody a że skończyła się ta w butelce przy łóżku musisz iść na dół do kuchni. Zaspany tam wchodzisz i nagle widzisz jak twoja przyjaciółka ze swoim wrednym Alfą liżą się bez opamiętania. Nie dość że nie spodziewałeś się ich tam to jeszcze widzisz to u pary która jest razem tylko formalnie - przynajmniej do teraz - i co chwilę drą ze sobą koty.
Zawał gwarantowany, serio.
Ale tak w końcu odpuściłem sobie tą wodę zostawiając ich samych. Nawet nie wiem czy mnie widzieli. Chyba nie, byli zbyt pochłonięci sobą. Ale suma summarum cieszę się że się zeszli tak “uczuciowo”.
Nagle po pomieszczeniu w którym właśnie się znajdowałem rozniosły się słowa “Sparks” od Coldplay. A słysząc dokładnie te słowa
“ My heart is yours
It's you that I hold on to
Yeah, that's what I do
And I know, I was wrong
But I won't let you down
Oh, yeah, yeah, yeah,
I will, yes, I will”
wiedziałem kto dzwoni. Akurat taki dzwonek ustawiony mam na jednej osobie by wiedzieć żeby nie iść po ten telefon ale po niego biec. Chwyciłem urządzenie w dłoń i odebrałem połączenie.
-Hej bursztynku - w słuchawce usłyszałem ten piękny niski głos mojego przeznaczonego
-Cześć - mówię z wielki uśmiechem na twarzy ciesząc się że mogę przynajmniej usłyszeć jego głos
-Jak ci mija dzień? - pyta a ja lekko wzdycham zastanawiając się jak to powiedzieć by nie zabrzmiało to tragicznie
-Na… nudzeniu się - jakkolwiek by się tego nie powiedziało to brzmi źle
-Aż tak źle? - zaśmiał się tak jak zawsze przy mnie, rozczulony
-Wiesz, jak się siedzi dosłownie samemu w domu to naprawde nie ma się co robić - żalę się na co chłopak się śmieje
-Wrócę dziś wieczorem, wytrzymasz te kilka godzin? - mówi a mnie na chwilę zacina
-Jak to dziś? - pytam zdziwiony - Znaczy nie, cieszę się i to bardzo ale mówiłeś że wrócisz za dwa dni - tłumaczę się
-Udało mi się załatwić wszystko wcześniej i będę mógł wrócić do was szybciej - wyjaśnia gdy ja stwierdzam że jestem głodny więc zacząłem chodzić po kuchni szukając czegoś dobrego do jedzenia
-To dlatego jest tak cicho - mówię otwierając lodówkę - lecisz samolotem - zaśmiał się
-I cała załoga się na mnie dziwnie patrzy gdy się uśmiecham - miał dziś chyba dobry humor bo serio często się śmieje
-Bo zobaczyli swojego szefa w nowej odsłonie - zaśmiałem się - masz dziś dobry humor
-Bo wracam do ukochanego - uwielbiam jak tak mówi, jego głos jest wtedy taki zarąbiście przyjemny
-Proszę pan przepraszam ale prosiłabym o nie używanie telefonu - usłyszałem głos stewardessy
-Za moment - mówi jużdo niej innym głosem - dobra bursztynku muszę kończyć widzimy się wieczorem
-Dobrze uważaj tam na siebie - po chwili słyszę dźwięk rozłączania połączenia
Głodny jestem… zrobiłem sobie kanapki, wiecie takie z serkiem kanapkowym i pomidorkiem. Już miałem zacząć jeść gdy znów zadzwonił mój telefon. Patrzę na wyświetlacz - nieznany numer. Niepewnie biorę telefon w dłonie i odbieram
-Halo? - Zapytałem niepewnie
-Cześć Oscar - usłyszałem głos jednej z moich kuzynek, Poli
-Czego chcesz? - pytam bez ogródek przez te kilka miesięcy zrozumiałem jedno oni nie zasługują na moją uprzejmość
-Oj nie bądź taki braciszku - zaczęła Lora spokojnym głosem - chcemy tylko porozmawiać
-Nie mieliśmy kontaktu, chcieliśmy wiedzieć co się u ciebie dzieje - dziewczyna zaczęły się rozkręcać
-Nie mam zamiaru z wami gadać - mówię pewnie wiedząc że nie chce mieć z nimi nic wspólnego
-Czekaj Oscar, jest coś co musisz wiedzieć - Lora nie chciała odpuścić, jak zawsze
-Szybko bo nie mam czasu - oparłem się o blat kuchenny, cholera ale mnie nogi bolą
-Ojciec trafił do szpitala - zamarłem - zawał
-Jest w złym stanie, nie jesteśmy pewni czy przeżyje do następnego tygodnia - nienawidziłem tego drania ale nic nie poradzę na to że mam miękkie serce a to że jestem w jakiś sposób wdzięczny wujowi za to że nie musiałem żyć na ulicy też nie pomagało
-Gdzie leży?
~•≈•~
Po cholerę ja tam idę?
Pytam się już któryś raz znowu mając wątpliwości czy na pewno dobrze robię. Wyszedłem z domu nie myśląc za dużo i już miałem kilka podejść do zawrotu. Ale moja empatia mi nie pozwala zawróć. Mężczyzna może mieć kilka dni życia i chce mnie zobaczyć… nie wiem co mam na ten temat myśleć.
Miałem się z dziewczynami spotkać przed szpitalem, zostało mi z dziesięć minut drogi. Wyszedłem właśnie z parku gdy przede mną zaparkował czarny wan. Później wszystko działo się dla mnie za szybko.
Otworzyły się szybko drzwi
Wyszło z wana dwóch mężczyzn chwycili mnie i wytrącili z ręki telefon
Zostałem wciągnięty do pojazdu siła szarpałem się ale nic to nie dało byli silniejsi
Siedziałem na siedzeniu, po moich bokach siedzieli mężczyźni w kominiarkach a naprzeciwko mnie siedział mężczyzna celując pistoletem w prost w mój brzuch - w Leo
Wystraszony nie wiedziałem co się dzieje ale zauważyłem jedno - każdy z nich miał na szyi tatuaż węża.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Słów 1075PRZEPRASZAM!!!! Losie w ten poniedziałek siedziałam w domu i zapomniałam że mam wystawić rozdział! A że nie przychodzą mi powiadomienia z wattpada to nie widziałam że są wiadomości od was. Losie... Wybaczcie.
<33

CZYTASZ
Szczęście w nieszczęściu
Ficțiune adolescențiLos który rzuca cały czas kłody pod nogi niewinnej nikomu omedze. Napad przez który poznał osobę z którą zostanie już na zawsze i zdobędzie mały skarb do kochania. Witajcie w opowieści o omedze która zdobyła szczęście przez nieszczęście.