W czwartkowy poranek Gina siedziała przy dużym dębowym stole w jadalni popijając mleczną kawę lub raczej mleko z kawą, bo nie mogła tego czegoś nazwać prawdziwą kawą. Tylko taką uraczyła ją gosposia po tym jak dowiedziała się, że karmi bliźnięta. Szybko pożałowała, że jej o tym wspomniała. Gdyby nie jej długi język może otrzymałaby porządny napar a nie jakieś białe mleczne coś.
Siedząc z założonymi na sąsiednie krzesło stopami spoglądała na Biancę krzątającą się po kuchni, która rzucała jej zdziwione spojrzenia, gdy myślała, że Gina nie patrzy. Była jednak zbyt dobra w te klocki, by nie widzieć tego, że ktoś ją obserwuje. Gina uśmiechnęła się kpiąco obserwując zachowanie starszej pani.
Spoglądała na ekran laptopa, którego ukradła Marchettiemu rano z gabinetu. Nie znała hasła, więc zhakowała sprzęt, by uzyskać dostęp. Nasunęła na twarz okulary Prady w złotych oprawkach, które zmuszona była kupić na kilka dni przed wylotem do Palermo. Okazało się, że po porodzie jej wzrok nieco pogorszył się, w szczególności, gdy patrzyła z bliska. Przerzucała strony internetowe w poszukiwaniu nowych zabawek. Ostatnio nudziła się nieco starymi i wysłużonymi, które już dawno temu powinna zutylizować. Przeciągnęła się lekko poprawiając podciągniętą za mocno koszulkę. Spojrzała na dłoń, na której lśnił czarny diament. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Salvatore Marchetti jej się oświadczył. Człowiek, który nigdy miał się nie ożenić zostanie jej mężem.
Cholera.
Spojrzała na talerz z kanapkami, które postawiła przed nią Bianca, próbując wcisnąć w nią drugie z kolei śniadanie. Gina niechętnie odsunęła od laptopa talerz chwytając za jeden kawałek chleba z mozzarellą i pomidorami. Jej myśli krążyły wokoło Salvatore. Zastanawiała się, o której wstanie jej narzeczony. Gdy wychodziła z łóżka wczesnym świtem wyglądał okropnie. Wczorajsza noc była dla Salvatore niezbyt udana. Chłopcy budzili się średnio co godzinę domagając się karmienia i tulenia, później przewijania i ponownego karmienia. Gdy jeden przysnął dugi się wybudzał. Dla niej nie była to nowość. Dla Marchettiego z kolei szok i niedowierzanie. Dziwił się, że można spać tak mało i żyć. Oczywiście nie było mowy o jakimkolwiek zbliżeniu, bo gdy tylko udało się jej dotrzeć z powrotem do łóżka, zasypiała w ciągu kilku sekund. Wystarczył moment, zaledwie osunięcie głowy na poduszkę. Podczas gdy teraz trzej mężczyźni odsypiali noc, ona siedząc w piżamie w jadalni robiła zakupy.
Wpatrywała się w ekran komputera zastanawiając się czy wybrać ostrze gładkie czy częściowo ząbkowane. Wtedy też usłyszała ciężkie kroki i ujrzała samego diabła wchodzącego do kuchni. Zaspany mężczyzna z włosami w nieładzie wszedł dostojnie, jak pan na włościach. Skinął głową, poprosił gosposię o podwójne espresso i z filiżanką w dłoni nachylił się w kierunku Giny składając na jej ustach długiego całusa.
– Co robisz? – spytał zaciekawiony. – To mój komputer? Przecież miał hasło.
– Miał to słowo kluczowe. Już nie ma.
– Jakim kurwa cudem?
– Zapytaj Sofii. Nie chce mi się tego tłumaczyć – odparła zbywając go ruchem dłoni.
– Umiesz hakować komputery? – spytał zdziwiony unosząc lekko brwi.
– To i sporo innych rzeczy. Jestem kobietą wielu talentów – odpowiedziała szczerząc się do Marchettiego wymownie – gdy się tu przeprowadzę, będziesz mógł zwolnić połowę pracowników, bo są bezużyteczni. Swoją drogą, Bianca robi paskudne tiramisu. Poczęstowała mnie rano i mało nie zwymiotowałam na blat w kuchni.
Marchetti zaśmiał się gardłowo.
– Uwierz mi, nikt nie robi takiego tiramisu jak twoje skarbie. Co robisz? – spytał rozbawiony.
![](https://img.wattpad.com/cover/365003689-288-k758937.jpg)
CZYTASZ
SŁUŻĄCA DIABŁA (Bracia Marchetti #1) (18+) ZOSTANIE WYDANA
RomanceWspółczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego domu. Przeznaczenie postawiło ich na swojej drodze chcąc zakpić sobie z nich w najokrutniejszy sposób...