Rozdział 92

0 0 0
                                    

 Dochodzę do niej po dłuższej chwili. Stoję w jej progu nabierając odwagi. Gdy już mam jej dostateczną ilość, wpadam do środka. Nie ma to jak element zaskoczenia. Mogło by to się udać, gdyby ktoś tutaj na serio był. Niestety nie ma, a ja nie potrzebnie wskazałem swoją pozycję. Muszę teraz szybko działać. Zdecydowanie. W tym celu, biegnę do swojego pokoju i odkrywam, że w nim też nikogo nie ma. Nie mając zbyt wielu pomysłów, wychodzę i podchodzę do sypialni rodziców. Tutaj również drzwi ani drgną. Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Gdzie się podział świr i co robił w moim domu?

Lekko skołowany ruszam z powrotem na dół. Tam podchodzę do drzwi frontowych. Nie spodziewając się czegoś specjalnego naciskam klamkę. Ku memu zdziwieniu otwierają się, wpuszczając do środka świeże powietrze. I cios. Potężny. Świr dobrze sobie radzi bez broni. Powala mnie ciosem z pięści. Podczas upadku wypuszczam z rąk strzykawki. Mój gość przestępując próg podnosi je. Próbuje go powstrzymać. Kończy się to kopniakiem w brzuch. Aż się zginam w pół.

-Przepraszam-wyduszam z siebie.

On nie reaguje. Pochyla się nade mną. Łapię mnie z prawą dłoń. Chwilę się w nią wpatruje. Nie wiem co zamierza. Jednak czuje, że to nic dobrego. Dlatego też staram się wyrwać z jego uścisku. Kończy się to kolejnym ciosem w twarz. Tym razem otwartą dłonią, ale i tak bolesny. Mogę jedynie upaść na podłogę. Zaś świr bez żądnego ostrzeżenia wbija igłę na linii mojego nadgarstka i przeciąga ją po całej długości. Nie potrafię powstrzymać krzyku i płaczu. Ból jest nieznośny. On się tym nie przejmuje. Robi to samo z drugą ręko. Chwilę patrzy jak moje ręce zalewa czerwona breja, po czym wstaje i kieruje się do wyjścia.

-Nie jesteś prawdziwy-mówię jedynie.

Nic nie mówi, tylko wychodzi nie odwracając się ani na moment. Mi pozostaje leżenie i wykrwawianie się. Nawet nie pamiętam w której minucie straciłem wszystko.


Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz