Rozdział 93

1 0 0
                                    

  Biegnę przez las nie wiem gdzie, ale wiem, dlaczego. Musze uciekać najszybciej jak potrafię, bo inaczej człowiek w kominiarce i jego kumple mnie dorwą. Skręcam w prawo, gdzie rośnie więcej drzew. Biegnę jeszcze chwile, po czym siadam podparty o największy i najszerszy dąb. Próbując uspokoić oddech nasłuchuje ich kroków, ale nic nie słyszę oprócz pohukiwania sowy, która siedzi na sąsiednim drzewie. Wydaje mi się, że gdzieś już ją widziałem. Ma żółte, duże, okrągłe oczy i chyba brązowe pióra, chociaż nie jestem pewien, bo jest noc i jedynym światłem jest księżyc, który ma fazę rogala. Nagle sowa wyprostowuje swoje duże skrzydła i odlatuje.

Szkoda- myślę- fajnie, było na nią popatrzeć.

Teraz, kiedy sowa odleciała słyszę jak moi oprawcy biegną i ciężko dyszo. Postanawiam spróbować wejść na drzewo, żeby mnie nie znaleźli. Podnoszę się i oceniam drewno. Na oko wygląda dość solidnie. Swoich oprawców słyszę coraz lepiej, więc postanawiam spróbować. Obchodzę drzewo dookoła szukając najgrubszej gałęzi. Znajduje dość grubo i zaczynam się wspinać. Łapie za pierwszą gałąź i się podciągam. Udaje mi się na nią ustać, więc łapię za kolejną, która niestety pęka. Szybko łapię za pierwszą lepszą gałąź i wspinam się dalej. Słyszę gniewne krzyki przedzierających się oprawców. Ja właśnie wspinam się na kolejne pietra drzewa. Nagle zamieram w miejscu, gdy ktoś nagle wypada za krzaka.

-Gdzie jesteś gówniarzu?- słyszę donośny bas.

-Nie ma go tu-mówi ktoś piskliwym głosem.

-Słyszałem trzask gałęzi-mówi bas.

Słyszę jak przeszukują krzaki i modle się, żeby nie spojrzeli w górę. Niestety na nic moje modlitwy, gdyż jeden z mężczyzn krzyczy:

-Jest...-mówi piskliwy głos, ale nie kończy, a ja słyszę upadanie ciała.

-Co tam mówisz bęcwale?!- krzyczy bas.

Słyszę huk wystrzału i upadające ciało, a później wdrapywanie się na sąsiednie drzewa. Postanawiam zejść na dół i spróbować uciec, ponieważ zdaje sobie sprawę, że niedługo wejdą tutaj i mnie znajdą, a w tedy będzie źle. Tylko jak to zrobić, żeby mnie nie zauważyli? Odpowiedź ma moje pytanie nasuwa się sama, kiedy pęka pode mną gałąź i spadam na sam dół wprost pod nogi jednego z nich. Leżąc rozsmarowuje obolałe plecy. Nagle ktoś bierze mnie pod pachy i stawia na nogi. W takiej pozycji stoję twarzą w twarz z wysokim, chudym mężczyzno, który ma założono kominiarkę, a w ręce trzyma pistolet. Obok niego po lewej stronie stoi umięśniony typ w czarnej masce, a w ręku trzyma duży nóż myśliwski z czerwono rękojeścią. Po prawej stoi bardzo gruby mężczyzna w kominiarce. Zaś na ziemi leży niski, chudy człowiek z poderżniętym tym gardłem, a parę metrów dalej leży średniego wzrostu mężczyzna z dziuro w głowie. Nagle czuje mocne uderzenie w brzuch, a później obrywam w twarz. Dostaje cios za ciosem raz w brzuch, a raz w twarz i nie mogę się bronić, bo ten ktoś, kto mnie podniósł z ziemi teraz trzyma mnie mocno.

-Jeśli zaczniesz gadać, przestaniemy- mówi ktoś.

Chce się zapytać, co mam gadać, ale grad ciosów ciągle trwa i nie mogę nic powiedzieć.

-Dobra starczy mu-mówi ktoś inny władczym głosem.

Jak na komendę ciosy przestają spadać na mnie i ktoś podnosi moją opadnięto głowę. Ledwo żywy widzę brązowe oczy w kominiarce.

-Gdzie on jest?- mówi właściciel oczu.

Nic mu nie odpowiadam, bo nie mogę. Dostaję kolejny cios w brzuch.

-Gdzie?!- drze się na całe gardło.

W mojej głowie jest tylko jedna myśl "Muszę go chronić".

-Nie chcesz gadać to nie gadaj i tak go znajdę i zatłukę tak jak ciebie-mówi i wali mnie pięścią w twarz.

-Może Dolo go przekona do gadania-mówi ktoś inny.

-Czemu nie-odpowiada -niech spróbuje.

Podchodzi do mnie facet z nożem myśliwskim i przykłada mi go do twarzy. Czuje lekko ulgę, ponieważ zimne ostrze ochładza siniaka na moim lewym policzku.

-Łapa-mówi.

Zanim zdążę zareagować to ktoś łapie moją prawo rękę i wyciąga w stronę gościa z nożem. Wyprostowują mi palce i zanim zdążę znowu je zacisnąć, łapią za jeden palec i trzymają go mocną. Facet zbliża zimne ostrze do palca.

-Mówisz teraz czy jak ci obetnę wszystkie palce?- pyta.

-Tnij-odpowiadam zaciętym tonem.

-Jak chcesz-mówi.

Zaczyna ciąć pierwszego palca, a ja czuje ból. Nagle podnosi nóż i wbija mi go w brzuch, a mężczyzna, który mnie trzymał puszcza. Upadam na kolana i przykładam ręce do rany, a ktoś zakłada mi na głowę worek i związuje mi ręce. Słyszę strzały i odgłosy walki. Po paru minutach zapada cisza i ktoś podnosi mnie na nogi.

-Ruszaj się-mówi.

Idziemy przez parę minut jakoś leśną ścieżką, aż dochodzimy chyba nad jakoś wodę, ponieważ słyszę jej szum.

-Powiesz mi, gdzie on jest czy mamy cię wrzucić do wody?- słyszę nowy głos.

Z powodu krwawienia z brzucha źle się czuje, więc nic nie odpowiadam.

-No to żegnaj- mówi, po czym popycha mnie do wody, a ja się budzę.


Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz