ERNA
Erna wynurzyła się z burzowych chmur, spoglądając na rozciągające się poniżej miasto. Warszawa nocą przypominała dziwny geometryczny witraż, gdzie świetliste linie przecinały czarne figury. Najciemniejszym elementem była wstęga Wisły wijąca się mniej więcej po środku. Widok w jednej chwili przepełnił ją zachwytem i rozczarowaniem. Trudno było odmówić piękna tej zawiłej mapie ścierającego się światła i mroku, jednak nie było w nim nic znajomego.
Matka ostatni raz była tu jakieś pięćdziesiąt lat temu, wszystko musiało się zmienić. Czego właściwie oczekiwała? Skoro nawet odręczne zapiski i intymne dzienniki nie zdołały wywołać wspomnień to jak mogło je przywołać miasto? Erna musiała sama przed sobą przyznać, że na tym etapie po prostu liczyła na cud, bo nic więcej jej nie pozostało. Marzyła więc w duchu, że kiedy tylko jej wzrok spocznie na miejscach gdzie matka była najszczęśliwsza, nagle otworzą się zaspawane przez szok i traumę wrota a ją zaleją wspomnienia trzech rarogów, które przemierzały ziemię przed nią. Wszystko będzie tak jak powinno.
Boruta powtarzał, żeby przestała się martwić i dała sobie czas, że wszystko w końcu do niej przyjdzie. Cóż, zaraz potem jej ten czas zabrał uznając, że musi się udać do Warszawy. Aron miał jakiś nietypowy problem ze strzygami, które nie dość że zjadają magów to jeszcze nie chcą umierać. Miała temu zaradzić i przy okazji pokazać się wreszcie na salonach. Bies twierdził, że to dla nich idealna okazja, żeby w kontrolowanych warunkach wypróbować jej moce. Erna uważała, że warunkom daleko było do kontrolowanych.
Smok burzy zawarczał, po jego ciele przebiegły błyskawice, rozświetlając na chwilę cumulonimbusy. Erna doskonale zrozumiała jego sygnał, uderzyła skrzydłami i posłusznie wróciła pod osłonę chmur. Gdzieś obok przemknął młody płanetnik, z którym ścigała się przez pół drogi, skutecznie doprowadzając resztę burzowych pasterzy do szału. Chłopak mrugnął do niej i zanurkował pod brzuchem bestii gdzie zbierała się woda. Gdyby nieobecność Erny padałoby już od dawna, ale chmurnicy obawiali się, że deszcz mógłby jej zaszkodzić. Tłumaczyła im, że nie tak łatwo ją zgasić, ale woleli nie ryzykować. Boruta musiał ich nastraszyć. Nie zgodziła się na podróż przez czarne korytarze. Skoro uważał, że mogła debiutować to mogła też sobie polatać, zobaczyć wreszcie kawałek Polski i samemu znaleźć przejście. Na obstawę zgodziła się dla świętego spokoju i żeby już nie słuchać jak bardzo rozwydrzony z niej bachor.
Wreszcie dotarli do celu i smok chciał uwolnić ładunek. Nadszedł więc czas, żeby się odłączyła. Odnalazła najpierw starszych płanetników, skłoniła przed nimi głowę z szacunkiem, a ci z pełną powagą odpowiedzieli jej tym samym. Potem namierzyła młodą, bladobłękitną humanoidalną istotę przy ogonie bestii, chłopak rozłożył szerzej ramiona pozwalając, żeby błony złapały wiatr i pogonił ją pod brzuchem smoka, pomiędzy jego łapami. Był zadziwiająco zwrotny jak na swój rozmiar, jednak Erna znów okazała się szybsza. Mrugnęła do młodego rdzennego, po czym uniosła się odnajdując olbrzymią paszczę burzy. Smok warknął a wokół jego nosa trzasnęło kilka piorunów. Leciała tuż obok jego oka, trzy razy większego niż jej obecna forma. Wąska, czarna źrenica wpatrywała się w nią z zaciekawieniem. Dostrajali się do siebie, pozwalając by na chwilę ich umysły dotknęły się nawzajem, Erna poczuła rozbawienie i wesołą życzliwość bestii, od siebie przesłała pełne szacunku podziękowanie. Smok przymknął oko i w tej samej chwili poczuła pod skrzydłami przychylny wiatr.
Mogła wreszcie ruszać w swoją stronę. Obniżyła znacznie lot skupiając się na wstędze rzeki. Skierowała się w stronę jasnych świateł bulwarów wiślanych. W ciemnej tafli rzeki widziała błysk swojego odbicia. Nie martwiła się tym, że ktoś ją zobaczy, najgorsze co się wtedy stanie to artykuł na portalu ornitologicznym o przerośniętym sokole albinosie. Ewentualnie ktoś w knajpie odstawił piwo stwierdzając, że dość picia na dzisiaj. Ponad jej grzbietem niebo zaniosło się głębokim pomrukiem zapowiadającym deszcz. Odruchowo przyspieszyła, bo może i owszem ulewa nie powinna jej zaszkodzić, ale kiepsko robiło się pierwsze wrażenie, przypominając bardziej zmokłą kurę niż drapieżnego ptaka.
CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...