Staram się poznawać różne spektakle i typy teatru. Uważam wychodzenie ze swojej strefy komfortu za wartościowe i rozwijające. Są jednak takie spektakle, które są idealnie w moim stylu i po prostu muszę je zobaczyć. Należą do nich oczywiście musicale, ale też incenizacje klasyki. Tym razem padło na ,,Zemstę" w Teatrze STU.
Fabuła jest doskonale znana z komedii Aleksandra Fredry. Cześnik Raptusiewicz i Rejent Milczek dzielą mieszkanie w wielkim zamku, ale szczerze się nienawidzą i starają się nawzajem uprzykrzyć sobie życie. Nie mają pojęcia, że syn Rejenta Wacław i wychowanka Cześnika Klara zakochali się w sobie i pragną się pobrać. Sam Cześnik planuje ślub z uwodzicielską wdową Podstoliną, a Rejent nie ma zamiaru zadowolić wroga.
O ,,Zemście" mówi się, że to jedna z najbardziej polskich sztuk, ukazująca nasze przywary i słabości w krzywym zwierciadle. Jednak jak na dobrą satyrę przystało nie polega ona na wyszydzaniu czegoś, czego nie lubimy, ale na pokazaniu, że każdy z nas ma w sobie coś z wyśmiewanych postaci. Które mimo wszystkich swoich wad i dziwnych zachowań budzą sympatię. Zawadiacki szlachcic Cześnik, ostentacyjnie pobożny Rejent czy przedstawiający siebie jako ,,lew północy" Papkin to postacie, które są uniwersalne i nadal bawią. W tej sztuce został zachowany humor Fredry, każda scena wygrywana była ze swadą i lekkością, dzięki czemu naprawdę można było się pośmiać. O tym, że mowa jest o nas, Polakach, przypominają nam interakcje aktorów z widzami, np. Papkin domagający się uwagi czy Wacław szukający pomocy przed Postoliną.
Przyznam jednak, że nie każdy zabieg mi się podobał. Reżyser, Krzysztof Jasiński, wzbogacił tekst o większą warstwę erotyzmu i podobnie jak w przypadku innego klasyka ze STU, ,Tartuffe'a" mam do tego mieszane uczucia. Ta inscenizacja powstała jakieś dwadzieścia lat temu i moim zdaniem chwilami to widać. Osobiście nienajlepiej oglądało mi się sceny, gdzie humor oparty jest na tym, że jedna ze stron nie rozumie, że ,,nie" oznacza ,,nie". Na szczęście, nie było tego aż tak dużo.
Warstwa wizualna jest bardzo dobra. Mamy wrażenie, że naprawdę oglądamy typowy polski dworek, co przypomina o nieprawdziwym, ale chyba ważnym dla nas stereotypie Polaka-szlachcica. Również kostiumy zazwyczaj oddają epokę i są naprawdę dobre. Może w porównaniu do niektórych spektakli Teatru STU dość zachowawcze, to sukienki Klary bardzo cieszą oko.
Tym, co przyciągnie wielu do tego przedstawienia, z pewnością jest obsada. W roli Cześnika występuje sam Daniel Olbrychski. Jak na aktora światowego formatu, nie zawodzi. Cześnik jest gwałtowny, rubaszny i nieco próżny, ucieleśnia wady kojarzone z polskim sarmatą. Jednocześnie Olbrychski daje mu mnóstwo ciepła i uroku, dzięki czemu tę postać szczerze się lubi i nawet kibicuje się jej intrygom. Zdecydowanie lider na scenie. Równie dobrze wypada Andrzej Róg jako Rejent. Nieco bardziej mroczna i złowieszcza postać (mam mieszane uczucia co do jego zakończenia), skrywająca pod maską spokoju i pobożności skłonność do intryg. Jednocześnie swoją charyzmą, poczuciem humoru i inteligencją budzi pewną sympatię. Obaj panowie świetnie się uzupełniają i pasują do siebie na scenie.
Kolejnym mocnym komediowym elementem jest Łukasz Rybarski jako Papkin. Ekscentryczny, przekonany o własnej wspaniałości, ale tchórzliwy samochwała wprowadza dużo barw i szaleństwa. Każda scena z nim to komediowa perełka, a wykonanie piosenki ,,Och, kot" bawi i budzi entuzjazm. Bardzo fajne są też jego interakcje z Danielem Olbrychskim, gdzie mimo kłótni i nierówności widać, że między Papkinem a Cześnikiem jest swego rodzaju przyjaźń. Na uwagę zasługuje też Franciszek Muła jako wprowadzający nieco spokoju i dystansu Dyndalski.
Jak zwykle świetnie sprawdziła się Beata Rybotycka występująca w roli Podstoliny. Nieco przerysowana, ale jednocześnie urocza postać podstarzałej amantki bawi swoim zmanierowaniem, pogonią za mężczyzną i pieniądzem oraz próżnością, ale jest to utrzymane w dobrym tonie, by nie irytować. Specyficzny akcent, rzucane ukradkiem spojrzenia i przesadzone gesty składają się na bardzo charakterystyczną postać.
Bardzo dobrze wypada też para młodych zakochanych. Joanna Pocica jako Klara czaruje energią, uporem i przebojowością. Jest zdecydowanie silniejsza w tym duecie, marzy o miłości, ale zarazem potrafi twardo stąpać po ziemi i tupnąć nóżką. Chyba to ją najłatwiej polubić. Z kolei Michał Wójtowicz jako Wacław jest tym romantycznym, nieco odklejonym, tkwiącym pod pantoflem. Jednak w scenach z Papkinem potrafi pokazać więcej sprytu i cwaniactwa. Ta dwójka w naturalny i słodki sposób pokazuje ich uczucie i walkę o nie. Przeuroczo.
Przyznam, że w porównaniu do innych inscenizacji z Teatru STU, jak Balladyna, Śluby Panieńskie czy Hamlet, ta aż tak nie podbiła mojego serca, ale to bardzo dobra, inteligentna i zarazem przezabawna rozrywka ukazująca w krzywym zwierciadle nasze narodowe przywary. Polecam serdecznie.
Ocena: 8/10
Ulubiony aktor: Daniel Olbrychski jako Cześnik
Ulubiona scena: Czytanie testamentu Papkina
CZYTASZ
Shitpost musicalowy
De TodoPo prostu shitpost o różnych musicalach, piosenkach, spektaklach. Więcej informacji w pierwszej notce. Okładka autorstwa @VaeVia z @WNTGOfficial, dziękuję jej bardzo :)