Weszłam na salę, na której niemal codziennie ćwiczyłam szermierkę. Aiden patrzył się na moje ruchy uważnie je lustrując. Skanował każdy kawałek mojego ciała, co niezmiernie mi się podobało. Nie żebym lubiła czuć na sobie męski wzrok. To nacisk JEGO spojrzenia sprawiał, że pragnęłam tej uwagi.
Kilkukrotnie chciałam przerwać ćwiczenia, jednak wtedy obserwator cmokał ustami wyrażając swoją dezaprobatę. Gdyby na jego miejscu stał ktoś inny pewnie zarzuciłabym mu seksizm i od razu wyszła do szatni, jednak w przypadku Aidena było zupełnie odwrotnie. Nie przeszkadzała mi ani jego obecność ani kontrola, którą sprawował nad moimi ruchami. Miałam ochotę wstać i rzucić mu się na szyję. Wydyszeć mu całe swoje uczucie i oddać całą siebie. Żałowałam, że nie stać mnie na większą spontaniczność. Winiłam siebie za to, że nie pozwalałam ulec emocjom. Bałam się, że gdy to zrobię ktoś wejdzie i narazi mnie na skandal. Nauczyciel zobaczy i nasze love story się skończy... a może warto zaryzykować?
Złączyłam ze sobą nogi i skierowałam spojrzenie na Aidena. Znowu cmoknął, jednak tym razem jego przytyk nie sprawił, że się wycofałam. Przeciwnie. Zrobiłam kolejny krok, tym razem do przodu, w jego stronę, wyciągnąwszy floret jak najdalej potrafiłam. Aby dodać nieco pikanterii i poczuć się jak agentka w kinie klasy B, obróciłam się wdzięcznie, a następnie przeskoczyłam, aby zrobić kolejny wykrok. Broń znajdowała się kilka centymetrów od jego ciała. Oczy chłopaka lustrowały mnie z coraz większą intensywnością. Czy miałam przerąbane? Być może. Przecież Aiden nie lubił braku kontroli, a tym razem to ja dzierżyłam władzę.
Uniósł brew do góry rzucając mi wyzwanie. Teraz mogło zadziać się wszystko.
- Co tam Avie? - Philip rzucił podchodząc do mnie od tyłu. Nie znajdowałam się już na sali treningowej, a w rezydencji Larcherów i to trzydzieści lat później.
Nie zadziało się to co chciałam, aby się zadziało. Miałam kolejny powód, aby jeszcze bardziej nienawidzić Philipa. Wybudził mnie z wspom
- A co ma być? Przygotowuję się do naszych oficjalnych zaręczyn. Tak bardzo ci na nich zależało - powiedziałam cicho, a następnie wzięłam do ręki jeden ze stojących na szafce w łazience perfum. Spryskałam na początku swoje nadgarstki, następnie zaś przeszłam do szyi przy czym niefortunnie prysnęłam alhetydową cieczą Philipowi w oko. Gdyby to był Aiden albo przynajmniej Brandon z pewnością bym się zaśmiała, jednak w przypadku Philipa nie mogłam być niczego pewna.
- Ał - powiedział głośno, a następnie zaczął całować tył mojej szyi. Był w dobrym humorze, bo nie rzucił żadnej kąśliwej uwagi w moim kierunku. Albo korzystał z sytuacji, że nie byłam w stanie mu odmówić ze strachu. Rzadko zgadzałam się na tak intymny kontakt, o ile w ogóle do niego dochodziło, działo się to w momentach gdy szantażował mnie dziećmi. Nie byłam tą młodą Ave, która zdemolowałaby typowi mieszkanie kijem golfowym, a potem wycelowała do niego z pistoletu. Miałam zbyt wiele do stracenia.
- Philip przecież się spóźnimy - zegarek pokazywał, że mieliśmy conajmniej półtorej godziny do wyjścia, jednak stwierdziłam, że każdy powód, który pozwoliłby mi go zatrzymać, był dobry.
- Przecież mam zegarek i wiem, że jeszcze mamy dużo czasu. Pozwól mi się nacieszyć narzeczoną - całował coraz łapczywiej, jakby mój opór mu się podobał. Objął moje biodra rękami, a następnie odwrócił mnie przodem do siebie. Uśmiechał się do mnie wyjątkowo przyjaźnie jak na niego. Ulżyło mi gdy zorientowałam się, że nie zrobi mi krzywdy. - Czemu się na mnie wpatrujesz z takim nieodgadnionym wyrazem twarzy?
Ponieważ nie wiem, w którą stronę skierować moje myśli.
- Stresuję się.
Kłamstwo. Ciekawe jak szybko mnie wyczuje.
CZYTASZ
Superior
Ficção GeralII tom serii Dark Triad Po szesnastu latach mieszkania w Londynie, Aveline oraz Brandon cały borykają się z wychowaniem trójki dzieci. Pewnego dnia dochodzi do pewnego incydentu, który zmusza rodzinę do powrotu do Nowego Jorku. Miasto, które kiedyś...