Rozdział 3

49 3 3
                                    


Każdy potrzebował chwili samotności, by przetrawić naszą rozmowę. Vera zamknęła się w toalecie - jako jedyna cierpiała na chorobę morską i właśnie się o tym dowiedziała. Ktoś z załogi przyniósł jej jakiś trunek, żeby łatwiej przetrwała podróż. Wen zajął się przeglądem zaopatrzenia, w tej chwili chyba znajdował się w ładowni. Stał się naszym samozwańczym łącznikiem z załogą i kapitanem, i to z nimi przebywał teraz najwięcej, by monitorować sytuację. Gdyby bocianie gniazdo nie było okupowane przez jednego z marynarzy, Wen na pewno z chęcią by je zajął.

Viktor gdzieś zniknął, a Virid zajął którąś z wolnych kajut i poszedł spać. Kain wciąż się nie ocknął. Myślałam, że Zaria z nim została, ale okazało się, że był sam.

Znalazłam ją na dziobie, gdzie i ja chciałam się udać, by pomyśleć. Kiedy usłyszała kroki, odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła. Podeszłam bliżej, na sam koniec pokładu, tak że mogłam zobaczyć czubek głowy smoka, który wieńczył dziób statku.

Słońce już zachodziło, zanurzało się w granatowej toni i barwiło ją na pomarańczowy kolor. Wiatr rozwiewał nasze włosy na wszystkie strony, a bryza uderzała w twarz. Charakterystyczny, morski zapach osiadał na naszych ubraniach, naznaczał nas jako swoich sojuszników. Choć prawdopodobnie było zimno, przeraźliwie zimno, nie byłyśmy jedyne, które wyszły na pokład. Kilkoro wytatuowanych mężczyzn popijało coś z kubków.

– Człowiek nigdy się nie przyzwyczai, hę? – Zagadnął jeden z marynarzy. – Dwadzieścia lat na statkach pracuję, a i tak nic żem piękniejszego nie widział, niż te zachody i wschody.

– To prawda – odparłam. – Są piękne.

Zapatrzyłyśmy się z Zarią na dłuższą chwilę, chyba obie miałyśmy ochotę po prostu stać i podziwiać spektakl światła na wodzie. Posłuchać fal uderzających o statek i zapomnieć o tym, co nas czekało. Teraz byłyśmy tylko my dwie, tonące słońce i ocean.

– Przepraszam – przerwałam w końcu ciszę – za to, co powiedziałam.

– No, już myślałam, że będę czekać wieczność na przeprosiny – ofuknęła mnie Zaria, ale po chwili jej spojrzenie złagodniało. – Tylko żartuję. Nie masz za co przepraszać. W zasadzie to zrozumiałam, że miałaś trochę racji. Powinnam była wam powiedzieć.

– Miałaś swoje powody, rozumiem to. Naprawdę.

Zaria pokiwała głową, ale nic już nie dodała. To oznaczało rozejm.

– Pięknie tu, prawda? Ten spokój... szkoda, że Vera nie może tego zobaczyć. – Zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam. Biedna Vera.

– Oby to był nasz najmniejszy problem – mruknęłam, patrząc przed siebie. – Jak myślisz, czemu jeszcze nas nie złapali?

– Domyślam się, że Niven nie chce ryzykować, że faktycznie okażę się jego siostrą. On też przecież był pewny, że nie żyję. Na pewno zauważył podobieństwo i na pewno tego tak nie zostawi, nie pozwoli mi odejść. Ale raczej wyśle kogoś za nami do Antarem. Gdyby ścigały nas okręty, wyglądałoby to zbyt poważnie, wszystko by się wydało.

– Więc jesteśmy bezpieczni?

– Tego nigdy nie możemy być pewni – mruknęła. – Niven szybko się dowie, gdzie jesteśmy. Nie puszczą płazem ucieczki więźniów oskarżonych o próbę zamachu.

Jej warkocz całkowicie się rozleciał. Zaria złapała wstążkę, która wisiała już na kilku ostatnich kosmykach. Srebrzyste włosy wiatr porwał do tańca i po chwili nie sposób było ich okiełznać. Jednym ruchem odgarnęła je za uszy.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz