Rozdział 4

35 3 6
                                    


Nie mieliśmy kucharza, więc Vera wzięłą na siebie przygotowywanie posiłków z sucharów i puszek fasoli, które zgromadził na statku Wen. Wszyscy zgromadzeni w jadalni byli w iście szampańskim nastroju. Ktoś wyciągnął wino pochowane w wielkich beczkach i rozlał każdemu po kielichu. Marynarze śpiewali swoje przyśpiewki, bujając się na krzesłach i pogwizdując.

My tymczasem graliśmy w karty. Zaczęłam poważnie zastanawiać się, jak Wen dobrze wszystko zaplanował. Musiał naprawdę wierzyć, że kiedyś, prędzej czy później przyda się zaopatrzony porządnie statek. Nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć z tego, że jego drobiazgowość wynikała z tego, że przekonany był o mojej porażce i co za tym idzie, potrzebie pośpiesznej ucieczki z cesarstwa.

Pod pokładem zrobiło się naprawdę gorąco i gwarnie. Virid obudził się z drzemki i z kwaśną miną usiadł z nami, żeby jednym haustem opróżnić kielich wina. Kiedy Vera dosiadła się do nas, by dołączyć do partyjki pokera, wyjęła z kieszeni pomiętą kartkę i wcisnęła w moją dłoń.

– List od Amira.

– Na śmierć zapomniałam. – Rozłożyłam szybko kartkę i zaczęłam czytać.


Li, mam nadzieję, że nie gniewasz się, że nie popłynąłem razem z wami. Uznałem, że bardziej przydam się wam tutaj, niezależnie od tego, dlaczego uciekacie i jaki macie plan. Zaria zdążyła powiedzieć nam coś o zdradzie księcia i zamachu stanu. Nic z tego nie rozumiem, ale możecie na mnie liczyć.

Powierzyłaś mi przecież Ruka i zamierzam wywiązać się z opieki nad nim. Posłuży do przesyłania naszych wiadomości. Obawiam się, że w innym wypadku nasze listy będą przechwytywane. A jeśli mam być twoim szpiegiem w kraju, to nie mogę zostać zdemaskowany.

Mam nadzieję, że bezpiecznie dopłyniecie do Antarem. Będę się za was modlił do Ducha. Pozdrówcie ode mnie smoki, jeśli je spotkacie.

Amir


Złożyłam starannie i tak już pognieciony list.

– Amir chyba nasłuchał się twoich bajek Wen. Pisze coś o jakichś smokach. – Zaśmiałam się, chociaż Wena to nie rozbawiło. – No daj już spokój, przecież rozmawialiśmy o tym.

– Ja tam wiem swoje – prychnął, po czym wstał. – Idę sprawdzić, co u Zarii.

– Przecież mieliśmy grać w pokera – przypomniała Vera.

– Noc jeszcze młoda – odparł i czmychnął z pomieszczenia, w ostatniej chwili uchylając się przed lecącą w jego stronę butelką.

Niewiele myśląc, ruszyłam za nim. Sama chciałam się dowiedzieć, jak skończyła się ich rozmowa. Wen zatrzymał się przed kajutą Kaina, przeczesał palcami rude kosmyki, wyprostował się i zapukał. Drzwi od razu otworzyły się z impetem, a zza nich wyłoniła się Zaria, która wybiegła przed siebie, nim zdążyliśmy ją zatrzymać. Popatrzeliśmy na siebie z Wenem zdziwieni.

– Coś ty jej powiedział? – warknął mój towarzysz do księcia, po czym poszedł śladami Zarii.

Rzuciłam Kainowi pytające spojrzenie. Weszłam w głąb malutkiego pokoju, by stanąć tuż przed nim. Wciąż miał na sobie koszulę Wena i jego spodnie, które były zbyt krótkie i odsłaniały nagie kostki, a na ręce zegarek, który mu dałam. Jego policzki znów pokrywała czerwień, więc albo przegrzaliśmy go swoją kuracją, albo rozmowa z moją przyjaciółką rzeczywiście nie potoczyła się po ich myśli.

– No więc? – spytałam, licząc, że nie będę musiała już dłużej go pospieszać.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – odburknął w odpowiedzi.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz