W mojej głowie ciągle błąkała się myśl, że wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Och, jakże byłam naiwna i głupia. Każdego dnia w to wierzyłam i powtarzałam jako swoją własną mantrę. Łudziłam się, że po tych ciężkich chwilach wszystko wróci na swoje miejsce. Byłeś moim aniołem w skórze diabła. Dzięki tobie świat był lepszy.
Pragnęłam cię coraz bardziej.
Uzależniłam się.
Każdy moment z tobą był jak taniec na krawędzi przepaści. Twoje tajemnicze spojrzenie i złowrogie uśmiechy przyciągały mnie jak ćmę do płomienia. Nawet gdy czułam, że zbliżam się do granicy, z której nie ma powrotu, nie mogłam się powstrzymać. Twoje słowa były jak słodki jad, powoli zatruwający moje myśli i serce. Każdy dzień, każda chwila była przesiąknięta twoją obecnością. Czułam się zatruta, jakbyś rozlał truciznę w moich żyłach. W twojej obecności świat nabierał innego wymiaru – intensywniejszego, bardziej elektryzującego, ale i niebezpiecznego.
Byłeś jak zakazany owoc, którego smakowałam z pełną świadomością konsekwencji. Wiedziałam, że każde ulegnięcie pokusie prowadzi nas w głąb piekielnego ognia, który trawił nas od środka. Ale pragnienie, by być blisko ciebie, było silniejsze niż rozsądek. Zgodziłam się na każde piekło, byleby móc cię dotknąć, spojrzeć w twoje oczy, usłyszeć twój głos. Byłam taka głupia.
Mówiłeś, że staniesz się moim najgorszym wspomnieniem. Ludzie mawiają, że kłamstwo powtarzane tysiące razy w końcu staje się prawdą. Ale czy w naszym przypadku, gdzie zakłamanych słów było więcej niż gwiazd na niebie? Czasami zastanawiałam się, jak to możliwe, że tak wiele kłamstw mogło stać się naszą rzeczywistością. Powtarzałeś je z taką pewnością, że zaczęłam wierzyć w ich prawdziwość. Nasze życie stało się labiryntem oszustw, z którego nie potrafiliśmy się wydostać. Kłamstwa rosły jak chwasty, zagłuszając wszystko, co kiedyś było piękne i prawdziwe między nami.
Ogień, który miał nas ogrzewać, stał się nieposkromionym żywiołem. Każdy dzień przynosił nowe rany, nowe blizny. Płomienie, które nas otaczały, były nie do ugaszenia. W miarę jak płonęliśmy coraz szybciej i mocniej, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie ma dla nas ratunku. Nasza dziwna relacja, choć tak intensywna i piękna w swojej destrukcyjnej naturze, pozostawiła nas z popiołem i bólem. Igraliśmy z płomieniem, który przepoczwarzył się w piekielny ogień. Ogień, którego nie potrafiliśmy ugasić. Każdy pocałunek, każda rozmowa była jak dolewanie oliwy do ognia. To stało się naszym przekleństwem. Płomienie spaliły nas, zostawiając po sobie jedynie zgliszcza.
***
Hej. Na wstępie chciałam zaznaczyć, że to jest moja pierwsza książka w życiu, którą zaczęłam pisać na początku 2021 roku. W końcu postanowiłam się za nią zabrać i ją ulepszyć. Nie jestem jakimś super rewelacyjnym pisarzem, więc nie zdziwcie się, jeżeli w mojej książce będą jakieś błędy ;p
Miłego czytania.
CZYTASZ
Light the fires of hell
RomanceOsiemnastoletnia Naomi Blake wiodła spokojne, typowe życie nastolatki. Uwielbiała zatapiać się w świecie książek i seriali, a od czasu do czasu wychodziła na szalone imprezy z dwójką swoich najlepszych przyjaciół. Jej codzienność była pełna prostych...