Zemsta na ciepło

256 38 3
                                    

Wściekły Mateusz podjechał pod okazały gmach restauracji. Śledził swojego szefa, aż spod jego domu. Teraz zgasił motor i odłożył kask. Następnie utkwił ponury, pełen złości wzrok w muskularnej sylwetce Dawida.

Dominika powiedziała mu całą prawdę. Nie dlatego, że chciała uspokoić sumienie, ale po to, by w przyszłości podobne rzeczy nie stały się przyczyną rozbicia ich związku. Pominęła jedynie własne uczucia.

Z jednej strony czuł gniew, że tak go oszukała. Z drugie, on również nie był do końca szczery. Czy mógł więc winić ją coś, co tak prawdomównie mu wyznała?

Nie, na nią nie. Ale temu dupkowi powinien obić mordę i oświadczyć, by trzymał się z daleka od jego dziewczyny.

Dawid właśnie witał się z jakiś wysokim, szpakowatym jegomościem. Wzrok Mateusza powędrował do luksusowego auta zaparkowanego kilkanaście metrów dalej. A później na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

Zagadnięta dziś przez niego sekretarka, oczarowana szerokim uśmiechem chłopaka, wypaplała wszystko. Szef miał dziś spotkanie na kolacji z jakimś kontrahentem, potem jechał na kolejne, tym razem nie wiadomo z kim, ale daleko, bo kazał sobie wynająć apartament w hotelu w mieście położonym w odległości ponad dwustu kilometrów.

Chłopak wstał i podszedł do ciemnego, luksusowego auta.

– Daleka trasa – mruknął. – A po drodze prawie same lasy i zapyziałe wioski.

Podrzucił w górę trzymany kluczyk. Zdobycie tego cacka, kosztowało go całe dwa dni przemyśleń i jeden dzień realizacji. Podczas gdy prezes wyszedł do sali konferencyjnej, Mateusz bajerował jego sekretarkę, a później wszedł do gabinetu, by dokonać rzekomej naprawy. Reszta to już było małe piwo.

Teraz otworzył auto i wsiadł do środka. Sprawdził poziom paliwa i szybo porachował w myślach. Wiedział doskonale co powinien zrobić... Pomysł, by dać temu dupkowi nauczkę, był znacznie lepszy niż osobista zemsta. Na tę i tak przyjdzie pora, jeśli nie odczepi się od Dominiki.

Zbiornik miał określoną pojemność. Szanowny pan zdobywca świata, utknie gdzieś pośrodku drogi, akurat tam, gdzie lasy są najgęstsze, a zaludnienie najmniejsze.

Jednak zanim wyszedł, coś jeszcze zwróciło jego uwagę. Dawid zostawił w samochodzie zarówno telefon jak i portfel. Były w nim co prawda jedynie dokumenty, ale o to właśnie chodziło! Swoją złotą kartą będzie mógł się wypchać w leśnej głuszy.

Zadowolony, wrócił do swego motoru. Założył kask i czekał, aż w drzwiach ukaże się sylwetka wroga. Po godzinie oczekiwania, zgodnie z tym co powiedziała sekretarka, po schodach zbiegł Dawid i w pośpiechu wsiadł do auta. Ruszył z piskiem opon.

Mateusz również postanowił wrócić do domu.

Żałował tylko jednego – że nie mógł być świadkiem wydarzenia, które zainicjował.

Nie szkodzi. To była dopiero pierwsza runda.

Rozbawiony, odpalił motor i odjechał.

***

Dawid zmarszczył brwi. Zdumiony wpatrywał się w kontrolkę poziomu paliwa, która wyraźnie wskazywała, że jedzie na rezerwie. Wiedział, że nie da rady dojechać do celu, musiał po drodze znaleźć jakąś stację. Tylko gdzie, skoro dookoła były same lasy? Na dodatek zaczęło padać.

Kiedy stanął gdzieś na kompletnym pustkowiu, z nieba płynęły dosłownie potoki wody. To była krótkotrwała lecz intensywna ulewa. Na dodatek dopiero teraz zauważył, że nie ma ani telefonu, ani dokumentów.

Zdumiony tym wszystkim, ale i coraz mocniej rozzłoszczony, wysiadł z auta i postanowił poszukać pomocy. Jakaś chałupa musiała w końcu stać na tym zadupiu?

Gdy podążał leśną drogą, złapała go kolejna ulewa.

Przemoknięty, zziębnięty Dawid, czuł prawdziwą furię. Co się do diabła działo? I dlaczego nie ma tutaj żywej duszy.

W końcu, na skraju lasu, ujrzał niewielki domek. Napis głosił, że to leśniczówka. Ale nie wyglądało na to, by ktoś był w środku.

Walnął z wściekłością w zamknięte drzwi. Potem podszedł do okna i najzwyczajniej w świecie wybił szybę. Skoro ktoś mieszka na takim pustkowiu, musi się liczyć z włamaniami. A on przynajmniej będzie mógł pokryć wszystkie szkody.

Domek był niewielki, przytulny. Nie wiadomo skąd, nasunął się Dawidowi obraz rozkosznej staruszki, siedzącej w fotelu i dziergającej na drutach kolejny sweterek dla kolejnego wnuczka. Otrząsnął się i wzrokiem poszukał włącznika światła.

Nieco później bez skrępowania poczęstował się zawartością lodówki, skorzystał z łazienki, a na samym końcu z obszernego łóżka w małej sypialni. Mokre ciuchy zostawił na podłodze, tuż w progu. Był wykończony, więc przytuliwszy się do poduszki, która pachniała miętą i całym zestawem innych ziół, ziewnął, po czym bardzo szybko zasnął.

Kiedy się obudził, na zewnątrz panował już mrok. Ale nie ten spowodowany burzowymi chmurami. Chciał się przeciągnąć, lecz jego lewe ramię stawiło nieoczekiwany opór. Usiłując coś dojrzeć w panujących ciemnościach, po omacku szukał włącznika lampki nocnej. Pamiętał, że chyba stała na jednym ze stolików obok. W końcu rozbłysło przytłumione światło i zdumiony Dawid ujrzał, że wokół jego lewego nadgarstka zapięte są kajdanki, których druga część została zamocowana na bardzo solidnym pręcie łóżka.

– Co do cholery? – warknął rozzłoszczony.

– No proszę! Mój uroczy włamywacz się obudził.

Spojrzał w stronę skąd dochodził skrzeczący, nieprzyjemny głos i aż się otrząsnął. W drzwiach stała ohydna starucha, w brudnym, zniszczonym ubraniu. Jej siwe włosy sterczały we wszystkich kierunkach świata i Dawid z obrzydzeniem pomyślał, że niemal widać w nich skaczące insekty. Dalej nie było nic lepiej. Brudne, posklejane i podarte ubranie, wstrętna, odpychająca twarz z ogromnym nosem, którego czubek, o ironio, zwieńczony był potężną brodawką. Jednak najgorsze były zęby. W zasadzie większości z nich po prostu nie miała. I palce, przypominające szpony potwora z najgorszego koszmaru.

Czyżby to była właścicielka tej przeuroczej chatki? 

W moim sercu, w twojej głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz