Prawdziwe szaleństwo

288 42 1
                                    

Dawid z satysfakcją po raz kolejny odczytał maila od prawnika. I list w formie załącznika, taki sam, który poczta dostarczyła tej bezczelnej babie.

Nadal nie mógł się pozbyć uczucia upokorzenia. Teraz mu zapłaci za to, że w ten sposób ośmieliła się go potraktować. Pocałunek to był zaledwie wstęp. Zresztą bardzo przyjemny wstęp.

Wstał, z zamiarem udania się piętro niżej, do biura, gdzie pracowała Dominika. Pomimo tego, co zdarzyło się tydzień temu nie miał zamiaru się poddać. Będzie ją miał! Choćby musiał udawać śmiertelnie zakochanego, do oświadczyn włącznie. Ubawiony tą niezwykłą myślą, roześmiał się. I w tym momencie drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem, a do środka wtargnęła płomiennoruda kobieta, dzierżąc w dłoniach sporych rozmiarów wiklinowy kosz. Najwyraźniej była wściekła, bo policzki miała zaczerwienione, a w oczach szczere oburzenie.

– Ty mnie oskarżasz o napaść seksualną?! Ty?! – ryknęła potężnym głosem, po czym wydobyła z trzymanego koszyka coś małego i okrągłego, po czym wycelowała i rzuciła, bezbłędnie trafiając wprost w pierś, pełnego złośliwej satysfakcji Dawida. Od razu przeszła mu ta radość, kiedy poczuł nieprzyjemny zapach, a po jego eleganckim garniturze spłynęły resztki rozbitego jajka. Na więcej nie miał czasu, bo w jego stronę poleciały kolejne pociski.

Najgorsze było jednak to, że musiał się w końcu schować za wysokim oparciem fotela. Jednak przybyłej szybko wyczerpała się amunicja i teraz stała tylko, dysząc z wściekłości, ze wzrokiem utkwionym w umazanego jajeczną mazią Dawida.

Wykorzystał tę chwilową przerwę. Sprawnie przeskoczył przez biurko, po czym w dwóch susach dopadł rozzłoszczonej kobiety i sprawnie unieruchomił jej ramiona.

– Co ty wyprawiasz wariatko?!

– To! – I celnie oraz z wyjątkową siłą wymierzyła mu mocny cios kolanem między nogi. Wrzasnął tak głośno, że aż się wystraszyła.

A później postanowił się zemścić.

Przybyła na wezwanie sekretarki ochrona, zdębiała na widok sceny, jaka rozgrywała się przed ich oczyma. Prezes, umazany jakąś śmierdzącą masą, wymierzał właśnie silne ciosy w wypiętą pupę przełożonej przez jego kolano kobiety. Wyglądał przy tym znacznie mniej dystyngowanie i elegancko niż zazwyczaj. W dodatku najwyraźniej był nieziemsko wściekły.

– Puszczaj padalcu! – wrzasnęła upokorzona Ilona. Jak on śmiał?!

– Teraz tak! – odparł z satysfakcją. – Zabrać mi ją i wyrzucić za bramę. A jak jeszcze raz się dostanie na teren firmy, to was wszystkich pozwalniam. Dyscyplinarnie! – warknął, zdejmując ubrudzoną marynarkę.

Nagle kobieta wypogodziła się. Co więcej parsknęła śmiechem. Rude włosy rozsypały się na nagich ramionach, w oczach widać było rozbawienie.

– Ja bym się na twoim miejscu nie cieszył – ostrzegł ją. – To już druga napaść i drugi zarzut.

Nie odpowiedziała, tylko pokazała mu język. A kiedy wyprowadzała ją ochrona, wyraźnie usłyszał jak zaczęła śpiewać...

– Przeleć mnie, kochanie, przeleć mnie! – zawodziła rzewnym głosem, dusząc się ze śmiechu.

Miał dość.

– Z powrotem do mojego biura! – ryknął znienacka. – Posadźcie ją na fotelu. A teraz możecie wyjść i zamknąć za sobą drzwi – dodał już znacznie spokojniej.

Ilona siedziała, patrząc na niego pytająco. Minęła jej ochota do awantur. Ten mężczyzna aż się prosił, by z niego pokpiwać. Dawało to całkiem zabawne rezultaty.

W miarę spokojny Dawid, pochylił się i położył obie dłonie na oparciach fotela. W jego oczach nie było już złości, a jedynie lodowata pogarda.

– Zachowujesz się jak dziecko.

– I co z tego?

– Zapłacę za wybitą szybę, wycofam oskarżenie. I nie chcę cię więcej widzieć na oczy. Zrozumiałaś czy mam powtórzyć?

– Powiało chłodem – stwierdziła, bacznie mu się przypatrując.

– Zrozumiałaś?

– Nie...

Zmełł w ustach przekleństwo. Za chwilę koniec pracy i umknie mu upragniona zdobycz, a on musi siedzieć tu i rozmawiać z jakąś niedorozwiniętą babą.

– A czego... – Nie dokończył, bo kobieta nieoczekiwanie go pocałowała. Miała miękkie, gorące usta, delikatne i pachnące miętą. Tak jak poduszka, do której się przytulił w jej domu. I zwinny, gibki języczek, którym bez problemu wślizgnęła się pomiędzy jego wargi. A potem nagle przerwała. Zarumieniona, wpatrywała się w niego bez słowa.

– Wszystko zrozumiałam – powiedziała po chwili, lekko go odpychając i wstając. – Byłam tylko ciekawa jak smakujesz.

– Ja?

– Tak. Nie warto było. Nie jesteś jak pikantne chili czy słodka czekolada. Raczej jak zamarznięta woda. Jak lód.

– Lód?

– Rany! Nie powtarzaj każdego słowa – zniecierpliwiła się. – Wieje od ciebie prawdziwym chłodem. Żadnych uczuć, żadnych zahamowań, żadnych wyrzutów sumienia. Po trupach do celu, bo liczy się tylko twoja własna przyjemność.

– Nie czuję się z tym źle.

– To widać – posłała mu ostatnie kpiące spojrzenie i wyszła, sięgnąwszy uprzednio po porzucony koszyk.

Dawid patrzył na zamknięte drzwi. Potem usiadł w fotelu i ostrożnie dotknął swoich warg. Do tego, że kobiety czasem się na niego rzucały, już przywykł. Ale nie te, które traktował tak wrogo. Co to w takim razie było?

Pomyślał, że rudowłose tornado. Uśmiechnął się. Nie zdawał sobie sprawy, ale po raz pierwszy od wielu lat jego uśmiech wyrażał tylko rozbawienie, żadnych dodatkowych emocji. W zielonych oczach pojawiło się uznanie.

Była nietypowa. Zaraz, jak ją nazwał? Żabą? Ropuchą? Nie, to drugie to ona sama.

Nagle nabrał ochoty na kolejne spotkanie z tą wariatką. Zapragnął tego z taką siłą, że niemal zapomniał, iż miał dziś zaprosić Nikę na kolację. Tym razem w eleganckiej, uroczej knajpce. Tak, jak sobie tego życzyła.

Na twarz Dawida powróciła dawna pycha i arogancja.

Ale o uroczym rudzielcu tak szybko nie potrafił zapomnieć.

W moim sercu, w twojej głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz