Epilog

558 13 13
                                    

Wstałam jak zawsze rano, tak około dziesiątej. Dzisiaj miałam nie iść do szkoły, co bardzo mnie denerwowało. Przebrałam się w dres i wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni zobaczyć czy ktoś tam jest i coś może nawet zjeść, kto wie. Od samego rana padało i było ciemno, mimo że powinno być jasno. Kocham takie klimaty, po prostu mnie uspokajają. Doszłam do kuchni i zobaczyłam całe moje rodzeństwo, a to się nie zdarzało od tak. Musiało się coś wydarzyć. Wszyscy spojrzeli na mnie.

- em, hej?- zapytałam rozkojarzona.- co wam?

- cześć, mała.- powiedział Tony. Chciałam już coś powiedzieć, ale Vincent mi przerwał.

- muszę Ci coś powiedzieć.- powiedział. Już się boję. Dałam mu ciągnąć dalej.- nasz ojciec nie umarł, żyje.- spojrzałam na rodzeństwo, co wynikało że nie kłamał. Vincent nigdy nie kłamał.

-jak to?- zapytałam niedowierzając.- przecież umarł w strzelaninie.

- nie umarł, malutka. To była nie prawda.- powiedział Will.

- czemu mnie za tem okłamywaliście?- zapytałam.

- Ojciec zakazał Ci mówić o tym, chciał dla ciebie dobrze.- powiedział Shane.

- słyszę to wieczności, uwierzcie bardzo mocno to wkurza. Co chwile zasady, zasady i co mi wolno.- powiedziałam.- zaufanie do was, jest trudne.- powiedziałam to, a nie chciałam tego powiedzieć. Co ja robię? Jestem skończoną idiotką.- macie pełno tajemnic wobec mnie.

- dla twego bezpieczeństwa.- powiedział Vincent.

-jakoś jak chcieli mnie zabić, gdy wyszłam ze znajomymi, nie miałam tego ,,bezpieczeństwa".- pokazałam cudzysłów.- nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo, nie istnieje coś takiego.

- istnieje.- powiedział Dylan.

- no istnieje.- powiedziałam z kpiną.- gdy zamknięcie mnie jak roszpunkę w wierzy, bez kontaktu z rzeczywistością.

- zrobimy to nawet jeśli będzie to potrzebne.- powiedział Dylan.

- oj nie, nie, nie.- zaprzeczyłam.-to się nazywa utrzymywanie w nie woli.- powiedziałam wkurzona.- Czemu mi wcześniej nie powiedzieliście? Że ojciec żyje, że jak wyjdę to będę zabijana na krok, że matka mi nie powiedziała że mam pięciu braci. Może jeszcze mi powiecie że byłam porwana w dzieciństwie!?

- Baliśmy się że nas opuścisz.- powiedział przykro Dylan. Spojrzałam na niego i podeszłam do niego. Był smutny, ale dlaczego.

- opuścisz? W jakim sensie?- zapytałam.

- pocięłaś się, to i mogliśmy pomyśleć że się zamkniesz w sobie i kto wie co zrobisz!- powiedział Dylan.

- co ty gadasz. Ja was? Opuścić? Nigdy. To wy mi pomogliście od samego początku. Daliście wsparcie o którym każdy może sobie pomarzyć, po tym jak umarła mi rodzina. Część rodziny, co prawda. No ale daliście mi naprawdę wszystko. Wsparcie, miłość, zaufanie, troskę, ochronę no choć w sumie to nie mogłabym tego powiedzieć, bo prawie mnie zabito lub porwano, a ja nie miałam ani ochroniarza, który się gdzieś podział.- zaczęłam wymieniać.- Rodzina Monet na zawsze.- powiedziałam. Dylan wpatrywał się we mnie i od razu mnie przytulił gdy zaczęłam kończyć. Odwzajemniłam.-no dobra już, już.

-przepraszamy cię Tola, za to co cię spotkało. I za to że nie powiedzieliśmy ci że ojciec nie umarł.- powiedział poważnie Vincent.

- nie mogłabym powiedzieć że nic się nie stało, bo się stało, ale wybaczam.- powiedziałam.- jesteśmy rodziną, a rodzina sobie wybacza. I musimy się trzymać razem.

Trzy lata później~~~

Jesteśmy rodziną, a rodzina sobie wybacza. I musimy się trzymać razem.

Właśnie tak, rodzina sobie wybacza. A my byliśmy rodziną. Byłam ich małą siostrzyczką. Która teraz ma osiemnaście lat. Poszłam na kurs pisarza, bo gdy miałam szesnaście lat jakoś mnie to wkręciło. Mieszkałam dalej z rodzeństwem, ale właśnie za niedługo przeprowadzam się do Francji, do Paryża rzecz jasna. Melanie, Natan, Noah, Lussy nie zginęli. Jest u nich wszystko w porządku. A my się nadal trzymamy ze swoją grupką. Wiktor niestety wrócił do Polski, ale nasz kontakt się nie urwał. Wakacje ma przylecieć, do nas. Czasem nawet chodzimy do barów wieczorem. Tym razem do baru Monetów, z ochroniarzem. Mój kontakt z Maggie i Anastacią z mojej starej szkoły z Angli nigdy się nie urwał, gadaliśmy i nawet się kilka razy spotkaliśmy, gdy odwiedzałam grup mamy. Od tamtego miejsca wydarzeń mam pełno ochroniarzy przy sobie, Vincent mi obiecał że będę bezpieczna. Bezpieczna. Nie istnieje nic takiego jak bezpieczeństwo.  Poznałam resztę rodziny. Ciotkę Maya'e, wujka Monty'ego, a nawet spotkałam swojego ojca. Jest bardzo kochany, mogę go już nazwać nawet tatą.

Rodzina Monet| Moje marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz