Rozdział 17

59 9 1
                                    


Kuba

– Odwiedźcie mnie jeszcze kiedyś, moje gołąbeczki. – Janka obejmuje nas swoimi pomarszczonymi dłońmi, a mnie ogarnia wzruszenie, choć oczywiście zgrywam twardziela.

– Mówię ci, znajdzie nam jakiś nocleg. Wystarczy, że poprosimy – szepczę do Julii, kiedy staruszka zajęta jest pakowaniem dla nas jedzenia, bo powiedziała, że nie wypuści nas stąd z pustymi rękami.

– Nie ma mowy. Widziałeś, ile przyjechało nowych gości? Janka ma tu urwanie głowy, nie będziemy robić jej kłopotu.

– Trzymajcie, wczoraj w nocy upiekłam, chociaż wiecie, że ja mam do tego dwie lewe ręce. Dzięki Bogu, nie wyszedł zakalec. – Janka wręcza mi jakieś zawiniątko. Po zapachu poznaję, że to drożdżowe ciasto. Mam ochotę uklęknąć przed nią i poprosić, by została moją babcią, ale ostatkiem sił się powstrzymuję.

– Dziękujemy za wszystko. Będziemy w kontakcie, obiecuję. – Julia przytula się do niej ponownie i widzę, że ma szkliste oczy.

Szybko biorę jej walizkę i zmierzam do wyjścia, bo nigdy nie wiem, jak się zachować w takich emocjonalnych momentach. Chyba wciąż zaskakuje mnie, że na tym świecie są dobrzy i bezinteresowni ludzie. Nie chcę zwalać wszystkiego na trudne dzieciństwo, ale fakty są takie, że zryło mi psychikę tak mocno, że przestałem komukolwiek ufać. Nawet w domu Marzeny poczułem się bezpieczne dopiero po kilku miesiącach. W każdym widzę potencjalnego wroga albo rywala, nic na to nie poradzę.

Spinam się, kiedy przypominam sobie, co nas za chwilę czeka.

– Odstawiłaś się jak na rozdanie Oskarów – rzucam kąśliwie w stronę Myszy, kiedy dogania mnie na chodniku.

– O co ci znowu chodzi? – Wykrzywia usta, które akurat dzisiaj pociągnęła pomadką w malinowym odcieniu, choć na co dzień wcale się nie maluje.

– Zrobiłaś makijaż dla niego, prawda?

– Nie. Zrobiłam, bo taką miałam ochotę. Zadowolony?

Nie brnę dalej w tę jałową dyskusję, wiem swoje. Nie rozumiem tylko, dlaczego jestem zazdrosny, przecież powinno być mi wszystko jedno. Niech oddaje się temu dziwolągowi. Założę się, że jak tylko zostanie z nią sam, nie będzie tracił czasu.

Pogrążony w czarnych myślach, idę za Myszą deptakiem w kierunku Błękitnej Laguny. Mam nadzieję, że może ten typ nas wystawił i wcale nie będzie tam na nas czekał, ale mina mi rzednie, kiedy zauważam wysoką, ubraną na czarno postać.

– Dobrze, że jesteście. – Świr wita się z nami, a ja objeżdżam go wzrokiem i z niechęcią w myślach przyznaje, że wygląda lepiej niż wczoraj. Choć jest szczupły, mięśnie jego przedramion są dobrze zarysowane. Musi ćwiczyć, nikt nie może mieć tak cholernie dobrych genów. W dodatku te tatuaże. Laski lecą na takie rzeczy i Mysz pewnie nie jest wyjątkiem.

Zaciskam dłoń na uchwycie walizki, tak mocno, że bolą mnie palce. Mam nadzieję, że prześpimy dzisiejszą noc w pensjonacie, o którym mówił ten dziwoląg i więcej nie zobaczymy go na oczy.

– Ojciec mojego kumpla jest naprawdę w porządku. Zawsze w sezonie dogląda interesu na miejscu, więc gdybyście mieli jakiś problem, uderzajcie do niego

– A co, jeśli nie znajdzie dla nas pokoju? – Patrzę spod marszczonym drzwi na tego dziwnego typa i zastanawiam się, jaki ma interes w tym, by nam pomagać, bo na pewno nie robi tego za darmo.

– Rozmawiałem z nim o tym dziś rano, powiedziałem, że jesteście w podbramkowej sytuacji. Zgodził się na dwie noce, potem ma rezerwacje i zero wolnych miejsc. Wprawdzie pokój, który dla was ma, to żadne luksusy, tylko jedno łóżko, ale jest porządek i własna łazienka.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz