42

58 9 2
                                    

Jimin-Powinieneś coś zjeść…

JK-Rodzice zmienili mnie rano. Wykąpałem się i zjadłem…

Jimin-Potrzebujesz też odpocząć. Wyglądasz jak cień…

JK-Jak mogę spać ? Muszę tu być, gdy się obudzi…

Wstałem od łóżka i podszedłem do okna.

JK-Pięć dni temu lekarze kazali nam ją pożegnać… spójrz, gdzie jesteśmy dzisiaj.

Mężczyzna patrzył na mnie z nadzieją.

Jimin-Nadal przepraszają ?

Prychnąłem.

JK-Tak…

Jimin-Naprawdę nie możecie zacząć leczenia ?

JK-Profesor jest w drodze.

Odwróciłem wzrok.

Jimin-Przecież mówiłeś, że dopóki nie odzyska przytomności, to nierealne…

JK-On nie wie o stanie Hany…

Nastała cisza.

Jimin-Co ?

JK-Tylko się nie wygadaj… Podrobiłem dokumenty i ściągnąłem go do Korei. Właśnie jest w samolocie i ląduje za trzy godziny. Wezwałem Cię, bo potrzebuje pomocy...

Jimin-Jeongguk zatrzymaj się… co zrobiłeś kurwa ? Jesteś prawnikiem !

JK-W dupie to mam. Hana to teraz moje życie. Mogę pójść siedzieć, ale ona musi żyć. W tym feralnym dniu, gdy straciła przytomność facet skontaktował się ze mną, że ma kolejne leczenie i jeżeli niezdecydujemy się w przeciągu czterech godzin nasza szansa przepadnie.

Jimin-Jeongguk nie chce mi się wierzyć, że facet leci tutaj przez jeden głupi podpis…

Spuściłem wzrok.

Jimin-Jeongguk !

JK-Podprowadziłem pieniądze z firmy. Sam nie miałem na zaliczkę…

Jimin-Ja pierdolę…

Mężczyzna usiadł na krześle, trzymając się za głowę.

Jimin-Pójdziesz siedzieć na pięć lat…

JK-Trudno…

Jimin-Co ty miałeś w głowie człowieku, robiąc to wszystko ?

JK-Ją…

Wskazałem na wciąż nieprzytomną kobietę.

Jimin-Dlaczego nie poszedłeś do jej ojca ?

JK-Nie mogłem ryzykować, że nie poprze mojego planu.

Przyjaciel wstał z krzesła i zaczął chodzić w kółko.

Jimin-Kurwa coś ty zrobił…

Przebierałem z nogi na nogę, czekając na profesora, a gdy ujrzałem mężczyznę serce podeszło mi do gardła.

Wysoki mężczyzna o siwych włosach szedł w moją stronę z obstawą.

Profesor-Pan Jeon ?

Skinąłem głową, a mężczyzna się rozglądał.

Profesor-Byłem pewny, że pani Lee leczy się w prywatnej klinice. Źle odczytałem papiery ?

Zimny pot przeszedł mnie po plecach. Jak miałem mu powiedzieć o stanie Hany ?

JK-Żona jest w tym pokoju. Możemy porozmawiać w środku ?

Profesor-Dlaczego sama nie wyszła na spotkanie ze mną ?

JK-Porozmawiajmy tam…

Nagle jeden z mężczyzn zatrzymał moje ramie.

– Najpierw musimy sprawdzić, czy to miejsce jest bezpieczne.

Zdziwiony odsunąłem się do tyłu.

Profesor-Proszę wybaczyć, ale moje bezpieczeństwo jest dla mnie ważne. Wynalazłem lekarstwo na raka i jestem na celowniku ludzi, którzy chętnie, by się mnie pozbyli.

Poczułem zimny dreszcz, gdy trzech mężczyzn weszło do sali Hany. Widziałem, że przykuliśmy wzrok personelu i będę musiałam się grubo tłumaczyć.

W końcu weszliśmy do środka, a profesor spiorunował mnie wzrokiem.

Profesor-Co tutaj się dzieje ? W czasie mojego lotu nastąpiły zmiany w zdrowiu Pana żony ?

Teraz nie mogłem już kłamać i oszukiwać. Musiałem wyznać całą prawdę.

W pomieszczeniu panowała gęsta atmosfera, mężczyzna wciąż milczał po wysłuchaniu moich argumentów na oszustwo.

Profesor-Nic tu po mnie…

Mężczyzna chciał skierować się do wyjścia, ale zastawiłem mu drogę.

JK-Zostawi nas pan tak ?

Profesor-Zdaje pan sobie sprawę z tego, że mógłbym wyciągnąć wnioski z tej sytuacji ?

JK-Pragnę, tylko, by moja żona wyszła z tego…

Profesor-Całkowicie pana rozumiem. Wie Pan, jak wynalazłem lek ?

Pokiwałem przecząco głową.

Profesor-Posunęła mnie do tego determinacja, upór i desperacja. Moja córka zachorowała i obiecałem jej, że ją wyleczę, że opracuje lek… Nie zdążyłem. Pochowałem własne dziecko będąc przy końcu badań.

JK-Przykro mi… ale dlaczego w takim razie nie pomoże mi Pan uratować żony ?

Profesor-Mówiłem już Panu, że wiele osób tylko czeka na moje potknięcie. Nie mogę sobie pozwolić nawet na najmniejszy błąd. Pana żona od pięciu dni jest w śpiączce i nie mogła podpisać dokumentów, które wymagają procedury. Nie zaryzykuje własnej kariery i kilku lat badań dla obcego człowieka…

JK-Jest Pan lekarzem do cholery ! Przecież mamy za to słono zapłacić...

Profesor-Naprawdę Pan myśli, że zależy mi na wyszych pieniądzach ? Mam w kolejce po pana żonie cztery kolejne osoby, więc biedny nie będę. Do widzenia.

JK-Nie może Pan !

Kiedy już chciałem wybuchnąć i rzucić się na faceta usłyszałem kaszel. Odwróciłem głowę i dostrzegłem, że Hana się przebudziła. Natychmiast podbiegłem do jej łóżka.

JK-Hana skarbie…

Przytuliłem kobietę mocno i zacząłem płakać.

....

Wybaczcie...naprawdę robie co mogę, by to dokończyć 😔

Królowa LoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz