Rozdział 8

38 4 4
                                    


Obudziła mnie Maya krzątająca się po komnacie. Zaspana, nie zwróciłam uwagi na to, co robi. Widziałam, że niesie coś w rękach. Podniosłam się na rękach, a ona natychmiast dygnęła.

– Przepraszam, obudziłam cię? – zapytała, unosząc otwarte pudło, które miała w rękach. – Niezdara ze mnie, prawie wszystko upuściłam. Wasze rzeczy dostarczono do pałacu. Te chyba należą do panienki?

Dostrzegłam swój płaszcz na samej górze tej sterty.

– Chyba i tak nie będzie potrzebny – rzuciłam, odwracając twarz w stronę okna. Promienie słońca liznęły mnie po policzkach, aż poczułam przyjemne ciepło.

– Śnieg sypał w nocy – odparła Maya, stawiając karton obok mojego łóżka. – Jeszcze prędko nie pożegnamy się z zimą.

Wyskoczyłam z łóżka, nagle czując przypływ energii. Zajrzałam do pudła, by po chwili wyjąć z niego znajome ubrania. Na samym dnie znalazłam dwa kamienie salamandry, błyszczące ostrzegawczo czerwienią.

A więc Vera zabrała jeden z nich.

Przez chwilę ważyłam klejnot w dłoniach. Maya odchrząknęła, zwracając na siebie moją uwagę.

– Przygotowałam kąpiel. Jaka suknia na dzisiaj? – spytała, unosząc wieszaki z dwoma kreacjami. Pierwsza z nich była prosta, przylegająca, oprócz rozszerzającego się dołu, w kolorze głębokiej ciemnej zieleni i z trójkątnym dekoltem. Na widok drugiej aż się wzdrygnęłam. Jej ostry, pomarańczowy kolor, aż raził w oczy.

– Zielona, zdecydowanie – odparłam bez wahania, pojmując dopiero po chwili, że przypadkowo wybrałam suknię w ulubionym kolorze księcia.

Kiedy przyjrzałam się sobie w lustrze, z zadowoleniem przyznałam, że wyglądam lepiej, niż wczoraj. Byłam wypoczęta i szczęśliwa, i widać było to na mojej twarzy. Nawet moje zaczerwienione od gorąca policzki teraz wydały mi się urocze. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

Usłyszałam cichy trzask teleportacji, a wraz z nim z ciemności wyłoniła się Kala.

– Cesarzowa zaprasza na śniadanie.

– Jak idą przygotowania do balu? – spytała Maya. – Właśnie, będziemy musiały znaleźć panience jakąś suknię...

Przewróciłam oczami. No tak, kolejny bal. Po poprzednim miałam ich już serdecznie dosyć. Czy to było jedyne, czym zajmowali się królowie i cesarze?

– Nie zamierzam w nim uczestniczyć. Chcę pozwiedzać pałac – odparłam.

– No tak, tak, ale bal to ważne...

– Daj spokój. Kto by chciał iść na jakiś bal z tą samą muzyką, w tych samych, nudnych sukniami... – mruknęła Kala. – Nawet, jeśli przybyłby jakiś przystojny jegomość... – powiedziała powoli, wykrzywiając usta w chytrym uśmiechu.

Maya otworzyła usta.

– Kto? Kto ma przybyć?

– Podobno zaszczyci nas D'haray, co ciekawe, bo przecież tak nieznosi dworskiego życia. Dawno go tu nie było – odparła, wtrącając słowo w ich języku.

Maya wyglądała, jakby ktoś oznajmił jej, że jednorożce istnieją i spełniają życzenia.

– Nie gadaj! O matko! – podskoczyła z radości i klasnęła w ręce. – Ale skąd wiesz? Pewnie jak zwykle w kuchni plotkują.

– Ptaszki ćwierkały.

– O kim mówicie? – wtrąciłam, czując się pominięta w dyskusji.

Kala wyglądała, jakby czekała na to pytanie.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz