Rozdział 1

6 2 0
                                    

"Zaskoczenie"

Aden

Przysłowie głosi, że człowiek planuje a pan Bóg się śmieje. Przenosząc to na moje życie można powiedzieć, że Bóg to najlepszy dowcipniś w dziejach. Mój plan na ten piękny wiosenny dzień był prosty. Wstać, wyszykować się do pracy, a w niej spędzić kilkanaście godzin tak by móc do końca tygodnia mieć wolne i zacząć się przygotowywać do przyjazdu mojej siostry z Ankary. Na początku szło dobrze. Wstałam bez większych problemów, co już uważam za sukces. Związałam włosy kokardą, ubrałam beżowe, szerokie spodnie i koszulę w czerwone kwiatki, a towarzyszący mi spokój umknął, gdy zeszłam na dół. Ani Zehry, ani taty nie powinno być o tej porze w domu.

- Tato? - zapytałam podejrzliwie wchodząc do kuchni.

- Zaspaliśmy, zaniesiesz dziadkowi śniadanie? - macocha nie czekała na moją odpowiedź tylko podała mi tacę z tym samym od kilkunastu lat posiłkiem. Westchnęłam głęboko, bo teraz to i ja spóźnię się do pracy, ale posłusznie poszłam do pokoju dziadka.

I od razy wiedziałam, że coś jest nie tak.

Jeżeli zna się kogoś całe życie zna się jego najmniejszy ruch. Gdy zobaczyłam, że leży na bok pojękując boleśnie ledwie oddychając serce mi zamarło.

- Dziadku? - odstawiłam tace na jego biurku i w ułamku sekundy doskoczyłam do niego próbując sprawdzić co z nim. - Mamo! - zawołam, a gdzieś z tyłu głowy znowu się zbeształam, że mówię do niej mamo tylko w negatywnych sytuacjach. 

Mama Zehra i tato w tym samym czasie wbiegli do pokoju dziadka. Ojciec odciągnął mnie tak by jego żona mogła działać. Ona znana z najbardziej stalowych nerwów w szpitalu uniwersyteckim, zadzwoniła po pogotowie i wstępnie zbadała dziadka. Gdy przyjechali tato i ja spędziliśmy cały ten czas w salonie, gdzie mnie obejmował i pocieszał choć czułam, że to on potrzebował tego bardziej, więc starałam się jak mogłam. Okazało się, że to nagły wzrost ciśnienia i stan przedzawałowy, ale niegroźny i choć medycy, Zehra i ja z ojcem upieraliśmy się, żeby pojechał do szpitala, on uparł się, że jeżeli ma umrzeć to w domu. 

- Tylko dlaczego chcę nas obarczać swoją śmiercią? - zapytała Zehra, gdy weszłyśmy do kuchni po odjeździe pogotowia. Zdziwiłam się, bo nigdy nie narzekała na swojego teścia, ale wiedziałam też, że nigdy się nie myli, bo nie raz łapałam się na tym jak niewinne przechodzenie obok jego pokoju zamienia się w sprawdzanie czy oddycha. Świadomość, że pewnego dnia mogę znaleźć trupa była lekko mówiąc przygnębiająca. Ona to wiedziała, więc może dlatego nie powiedziałam nic tylko objęłam ją, bo tylko tyle byłam w stanie zrobić. 

Gdy zdawać by się mogło, że sytuacja była opanowana niespodziewanie do naszego domu zaczęli schodzić się sąsiedzi pytając o zdrowie dziadka. Na nic zdały się nasze tłumaczenia, że musimy wychodzić do pracy. Tak właśnie wyglądała moja normalność od momentu, gdy babcia w testamencie zapisała część majątku po swojej dalekiej rodzinie naszym ubogim sąsiadom. Wszystko było ustalone. Starsza pani i babcia były przyjaciółkami, ich synowie chodzili razem do szkoły i przyjaźnili się. Gdy jeden z nich zginął w wypadku samochodowym to my okazaliśmy im wsparcie, gdy mi nie szło w nauce to ich córka Damla mi pomagała. Gdy Zehra jeszcze pracowała to ich babcia pomagała w opiece nad domem. Sama nie raz tam zostawałam, gdy dziadkowie nie mogli się mną zająć. Wszystko ma swoją przyczynę, jednak z perspektywy sąsiadów tamta rodzina dostała od nas coś za darmo, więc wszyscy liczyli, że dziadek też ma parę tysiączków do oddania, a jeżeli nie, to zawsze można zostać częścią rodziny, przeze mnie. Nie zliczę ile razy słyszałam o małżeństwie w kontekście mojej osoby odkąd skończyłam siedemnaście lat. Dochodziło już do takich psychoz, że nie wychodziłam z domu po zmroku, albo sama, bo bałam się, że ktoś może mi coś zrobić by tylko mnie mieć. 

The Scent of ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz