Rozdział 10: Kelly

11 4 1
                                    

Eliksiry były ostatnią lekcją przed sprzątaniem kibli, dlatego Kelly wyjątkowo nie chciała, by lekcja się kończyła. Na początku Slughorn wygłosił mowę o współpracy, którą prawie w całości skopiował od McGonagall, a potem zaczął dobierać pary, w jakich uczniowie mieli pracować przez najbliższe tygodnie. Zrobił listę, ale był na tyle uprzejmy, że pozwolił, by sami się zgłaszali do par. Wyczytał nazwisko jakiejś dziewczyny z Hufflepuffu, a jej chłopak z Gryffindoru od razu podniósł rękę do góry.

Następne nazwisko należało do Regulusa Blacka. Kilka dziewczyn nieśmiało podniosło rękę, lecz gdy zobaczyły, że Liz również się zgłosiła, odpuściły. Wszystkie prócz Jasmine, która uparcie patrzyła na nią przez całą salę, jakby spojrzeniem mogła ją zmusić do poddania się.

Kelly spojrzała na Slughorna, który nie wiedział, co zrobić i tylko spoglądał to na jedną, to na drugą. Aż go pożałowała, bo wyglądał tak, jakby bał się przerywać ciszę, która zapanowała. W końcu odchrząknął i ogłosił:

— Wygląda na to, że decyzja należy do pana Blacka.

Zobaczyła, jak na twarzy Jasmine pojawia się grymas. Oj, Slughorn sobie u niej zaminusował. Nie dostanie już zniżek na ubrania w atelier matki Jasmine i dopiero po chwili to sobie uświadomił. Było już za późno, bo Regulus oczywiście wybrał Liz.

— Nie płacz, Jasmine — odezwała się Kelly. — Ja mogę być twoją parą.

Mimo że powiedziała to w żartach, skończyły razem przy jednym stoliku, bo nikt nie zgłosił się, gdy Slughorn wyczytał nazwisko Jasmine. Chociaż w ten sposób Kelly miała na nią oko. W końcu „przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej". Jasmine zdawała się być wkurzona samą obecnością Kelly, co ją niezmiernie cieszyło. Nagle eliksiry stały się wyjątkowo interesujące.

Po krótkim obiedzie całą czwórką ruszyły do biura Argusa Filcha, który miał rozdzielić im zadania.

— Całe wieki nie byłyśmy razem na szlabanie! — stwierdziła nieco zbyt radośnie Kelly.

— Kwiecień był pół roku temu — mruknęła Lauren.

Kiedy Lauren wróciła wieczorem z biblioteki, nie odezwały się do siebie nawet słowem. Gdy szykowały się rano, również milczały, a Grace próbowała w jakiś sposób zakopać topór wojenny, co jej nie wyszło. Liz natomiast nie wtrącała się wcale, bo wiedziała, że napięcie w końcu minie.

— No proszę, kto postanowił się odezwać? Już sądziłam, że straciłaś język.

Grace szturchnęła Kelly w ramię i pokręciła głową. Lauren po prostu zignorowała jej uwagę.

Pod gabinetem czekali już Emma Baxendale i Richard Parkes. Nie byli zachwyceni tym spotkaniem, a Baxendale cofnęła się o krok na widok Liz. Kelly podeszła do drzwi gabinetu, a gdy chciała zapukać, te gwałtownie się otworzyły. Zobaczyła żółte ślepia woźnego i aż krzyknęła ze strachu. Zaraz się jednak zreflektowała.

— Dzień dobry, panie Filch. Piękne popołudnie, prawda?

Próbowała się nie krzywić, gdy zapach ryby zaatakował jej nos. Uśmiechnęła się, ale mężczyzna tylko prychnął. Następnie wepchnął jej w ręce wiadro z wodą i ścierkami, a stojącej tuż obok Grace dał mop, który wyglądał jakby był tam od samego początku Hogwartu.

— Pierwsze piętro — mruknął niezbyt miło. Wyciągnął rękę. — Różdżki.

Kelly i Grace spokojnie oddały różdżki, a następnie przeszły na bok. 

— Zaraz, zaraz. Przecież łazienka na pierwszym piętrze należy do Jęczącej Marty — zauważyła Grace, zatrzymując się, a wtedy Liz niezauważalnie wręczyła jej lusterko dwukierunkowe.

Dzieci GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz