Jestem Victor Blade i ta opowieść nie będzie o mnie.
Siedziałem sobie na przerwę jak zawsze odkąd ktoś je wymyślił.Czasem miałem wrażenie ,że trwają one wieczność..może i był by to miły fakt gdyby nie siedział na nich sam.Minejsza..
— Hej. — odezwał się radośnie Arion, podchodząc do każdego z kolei dobra może nie do mnie ale nie dziwię się im..też nigdy nie wykazywałem zainteresowania znajomością i ludźmi z tej szkoły..zwyczajnie jej nie lubię.
— Pierdolony Sherwind. — pomyślałem ale nie na głos chyba jeszcze nie osiągnąłem tego poziomu.To wszystkie było takie okropne chcę do domu.
Lekcje minęły jak minęły nie mam z tym związanych większy myśli.
— O wybacz. — powiedział do mnie uprzednio trącając mnie swoim jebanym plecakiem..w sumie okej nie był zły ale naprawdę chciałem już do domu.Bardzo.
Poprawiłem swój plecak uprzednio patrząc na swoje odbicie w lustrze.Nie było dobrze coś zawsze było nie tak ale mniejsza i tak nikt teraz na mnie nie będzie mieć ochoty patrzyć.
pov Arion
Szedłem szczęśliwy w stronę drzwi gdy nagle spostrzegłem, że moi znajomi nie poczekali na mnie tak jak mieli w zwyczaju..
— O wybacz. — przeprosiłem jakiegoś chłopaka, właściwie to był kolega z klasy.Znaczy bardziej znajomy nigdy nie wyglądał jakby nim chciał być ale może kiedyś.Troche było mi go żal ale nie chciałem go zmuszać do konfrontacji ze mną czy coś.
Nagle poczułem uścisk w brzuchu i obraz mi się zamazał.Lecz po chwili ustało.Spojrzałem się za siebie żeby zobaczyć czy ktoś to widział.Widział ale postanowiłem to zignorować doganiając przyjaciół.
Mieliśmy iść na lody czy coś w tym stylu ja po prostu nie chciałem wracać do domu zbytnio.
Resztę tego dnia spędziłem miło, lecz co jakiś czas dopadał mnie ten ból brzucha to było niefajne mam nadzieję że mi przejdzie.
— To dzięki za wieczór. — uśmiechałem się w ich stronę, a oni odpowiedzieli mi tym samym..myślę że gdyby nie oni już dawno bym nie żył.Mniejsza.
— Do jutra Arion. — pożegnali się a ja skierowałem się do domu.Mieszkałem w dość dużym domu.Mówiąc szczerze niektórzy mi go zazdrościli.
Starłem się nie hałasować, mimo że moich rodziców przecież nie było.To może lepiej.Zauważyłem talerz w kuchni z ryżem i kurczakiem.Nie...Muszę, nic nie jadłem dziś.Niechętnie skierowałem się do kuchni rzucają gdzieś plecak siadłem i próbowałem przełknąć jeden z kawałków ale znowu to samo.. poczułem ten odrzutu własnego żołądka i łzy napłynęły mi do oczu.Ze złości na własnego siebie wziąłem talerz i rzuciłem go gdzieś w kąt kuchni.Po chwil opanowałem się i padłem na podłogę zanosząc się płaczem.
— No kurwa.. — powiedziałem jakby do siebie sprzątając kawałki jedzenia i szkła..nagle naszła mnie ciekawa myśl.Przylożyłem kawałek do swojego nadgarstka, trochę przyciskając — Ał... — jednak zrezygnowałem i tak zawsze byłem pizdą nawet tego nie byłbym w stanie zrobić.
Na dworze było już ciemno.Niechętnie skierowałem się do pokoju ciągnąć własne ciało.
pov Victor
Nie chcę wracać do domu może jeszcze sobie pochodzę.Jednka w oddali zauważyłem ludzi z mojej klasy.Okej to jednak nie.Zawróciłem gdy nagle zauważyłem że jestem obok domu mojego starego przyjaciela.No chyba sobie jaja robicie.
Wróciłem już do domu bo naprawdę chcę żeby ten dzień się skończył.Wszedłem do domu ignorując przywitania rodziców itp.Były jakieś z dupy fałszywe, mam tego dość.
Położyłem się na łóżku nie mając większych zamiarów na robienie czegokolwiek.Jedynie wziąłem słuchawki i włączyłem sobie playliste Maneskin.Nie słucham ich bo mnie uspokajając ale nie słyszę własnych myśli więc to pomaga.
Minęło tak z kilka minut i poczułem nudę.Wziąłem piłkę i wyszedłem na dwór.Nie mam zbyt dużego podwórka ale jak byłem młodszy zawsze grałem tam w piłkę z bratem.Fajne czasy ale nie wiem czy chciałabym wrócić, przecież było tak samo wtedy mam wrażenie że zawsze było u mnie tak samo tylko sobie wmawiałem coś innego.
— Mm. — nie potrzebnie zacząłem o tym myśleć.Ciekawe jak to nie jest być samym.Dopadła mnie trochę złość na to bo przecież to nie fair i chętnie bym się..a nie to nie ma sensu.
Wróciłem do domu jeszcze zdążyłem na kłótnie rodziców no kocham.Zamknąłem się w pokoju przebierając się w piżamę i walając się już na łóżku.Dosyć tego chcę spać.
— Victor wyjdź z psem! — usłyszałem głos mamy.No nie chociaż z drugiej strony czemu nie?Ubrałem na siebie jedynie bluzę, zszedłem na dół i zapiąłem smycz Daisy oraz kaganiec.Jakby nie zżerał wszystkiego co popadnie to by nie musiał nosić proste.
Wyszłam z nim kierując się alejkami gdy nagle z jednym z moich znajomych domów zobaczyłem Ariona na balkonie.
— No nie. — pomyślałem czując na sobie krople deszczu.Nagle usłyszałem grzmot i na niebie ujrzałem błysk.
— No chyba sobie jaja robicie! — wykrzyczałem nieświadomie przez co chłopak spojrzał na mnie.
— KURWA KURWA KURWA. — cofałem się do tyłu zakładając niewidzialny kaptur.No przecież to logiczne że go nie miałem.Zacząłem biec i w trakcie tego zorientowałem się jak bardzo dziecinnie się zachowuje więc zatrzymałem się, zerkając do tyłu czy przypadkiem temu cholernemu optymiście nie zachciało się mi podać pomocnej dłoni.Co ja gadam on mnie pewnie nawet nie kojarzy.Deszcz padał coraz mocniej, poczułem jak eyeliner rozpływa mi się do oka a włosy kleją do mordy.Dosyć.
Wyciągnąłem telefon wybierają numer do brata — Halo Vlad proszę przyjedziesz po mnie? Nie wiem nawet gdzie jestem przez ten deszcz.. — powiedziałem w miarę spokojnie.Normlnie nie boje się burzy.Uznajmy, że martwię się o psa i ta piżama, chociaż on chyba mnie nie lubi ale to inna sprawa.
— Jasne Vici. — odpowiedział pieszczotliwie na co wywróciłem oczami.To kochane mieć takiego brata ale bez przesady no nie?
Przykucnąłem przy psie głaskając go lekko mimo że nie wyglądał jakby się bał.Deszcz padał coraz bardziej gdy zacząłem widzieć jakąś zbliżającą się postać.Japierdole no to koniec już po mnie.Miło było.
— Wiesz...normalnie bym cię wpuścił do domu ale chyba na kogoś czekasz... — usłyszałem znajomy głos ale nie widziałem jego twarzy - Dziękuję.. — odpowiedziałem grzecznie chcąc zbliżyć się do postaci ale ona się oddaliła.
Podjechał samochód więc nie wachając się wsiadłem — Dzięki jezu ratujesz mi życie. — wziąłem psa na kolana i krzywo uśmiechałem się do brata.
— Luzik ale następnym razem weź nie odchodź zbyt daleko od domu gdy dostajesz milion alertów dziennie. — uśmiechnął się do mnie.Właściwie to lubię mojego brata, mimo że czasami wkurza to troszczy się o mnie bardziej niż rodzice.
— Już wiem przepraszam. — już nic nie mówiliśmy bo Vlad stwierdził, że puści swoje ulubione kawałki.Też je lubię w sumie więc on sobie śpiewał, a ja udawałem,że robimy koncert.Przy nim czuje się swobodnie i wiem ,że mogę na niego liczyć.
Vald wziął ode mnie piesia, a ja skierowałem się w stronę naszego pokoju — Ej a skąd wziąłeś ten parasol? — zapytał, a ja sobie przypomniałem o jego istnieniu.Cholera czy ja właśnie zakosiłem komuś parasol?
— Dostałem od kogoś? — zacząłem szybciej iść w stronę naszego pokoju bo wiem, że będzie robił te swoje domysły a ja naprawdę nie mam ochoty tego słuchać teraz.Chcę spać i tyle.
•••
🎀
CZYTASZ
Chcę Zniknąć [KyoTen]
Fiksi Penggemar[W CZASIE MINI KOREKTY] ..miłość nas chroni ale czy na pewno może nas uratować.. „Jednak każdy płomień może zostać wzniecony pod wpływem innego.Lecz on nie miał nadziei.Nawet nie lubił wypowiadać tego słowa.Nie miało ono dla niego wartości ani prawa...