Każda dobra historia musi mieć interesujący początek, czyż nie? A cóż jest w świecie ciekawszego nad sztukę magii i jej użytkowników? Jedynie ich zwierzęta...
Czarny kot siedział na parapecie i machając leniwie ogonem, przypatrywał się dziewczynie w przydużej szacie. Była ona dość niska — wyglądała jak patyk, który złamie się pod najmniejszym choćby naciskiem, na przykład powiewem wiatru. Także czarny kapelusz z ogromnym rondem i zabawną szpiczastą końcówką wespół z niebieskimi włosami — pozostającymi bez zmian w nieładzie — cały czas zasłaniały jej oczy. Nie wspominając o połyskliwej szacie, w której wręcz tonęła. Nie przeszkadzało jej to jednak osiągnąć pełnego skupienia nad przygotowywaniem tajnej mikstury. Mieszała w kotle podejrzanie bulgoczącą maź, mamrocząc niewyraźnie pod nosem.
— Na oko szalonej traszki, co ja miałam teraz dodać?! — wykrzyknęła.
Jedną ręką przewracała strony starej księgi, a drugą trzymała się za głowę. Nie miała trzeciej, by złapać drewnianą łyżkę, której dopiero co używała. Ta natomiast osuwała się coraz niżej i niżej, aż nagle coś buchnęło wewnątrz kotła i kilka sekund później nie było po niej już żadnego śladu.
— A co tam warzysz? W tym garncu? — kot odezwał się nagle.
— Miksturę — odburknęła.
— Oczywiście, oczywiście, pytałem jednak o co innego. Jaką?
— A coś ty dzisiaj taki ciekawski? Idź myszy połapać, bo mnie rozpraszasz!
— A fe! — Zwierzę otrząsnęło się niezadowolone. — Dobrze wiesz, że wcześniej pomagałem Babie-Jadze, więc pozwól pomóc i sobie.
— Babunia widocznie nie widziała, kogo zaczarowała...
Dziewczyna dopiero zauważyła, że czegoś w tym kotle brakuje. Z głębokim westchnieniem rozejrzała się dookoła i złapała kolejną łyżkę do mieszania. Nie miała jedynie pewności, czy wkładanie jej do kotła jest dobrym pomysłem. Coś w nim bulgotało, coś syczało, a od czasu do czasu i burczało niebezpiecznie.
— Ach, gdybyś ty mnie wtedy widziała... Byłem cudownym młodzieńcem, silnym i odważnym. Niczego się nie bałem, cały las znałem od podszewki i zawsze do domu ze zwierzyną wracałem...
— A patrz, gdzie skończyłeś...
Zapewne w tym momencie zaczęłaby się kolejna sprzeczka na ten sam temat, ale kocioł sprawił, że wszystkie te utarczki zostały odłożone na później. Otóż zatrząsł się i zaczął dymić, terkocząc przeraźliwie. Nie takie znowu małe pomieszczenie w połowie zdążyło zapełnić się oparami, kiedy kot miauknął głośno i panicznie:
— To pewnie jest trujące, a twój wywar zaraz wybuchnie! Otwórz mi okno, ja się stąd zmywam!
— Skrzydło nietoperza!
— Możesz przestać kląć w żywy kamień i mnie stąd wypuścić!? — zwierzę lamentowało coraz głośniej.
Kociołek, jak dymił, tak dymił, a jeszcze zaczął jęczeć. Młoda czarownica za to miotała się po całym pokoju, zakrywając usta swoim stożkowym kapeluszem. Efekt pozostawiał wiele do życzenia, bo drapało ją w gardle, ale przynajmniej nie padła jeszcze trupem.
— Ja nie... A zresztą, już wiem! To jest właśnie kolejny składnik!
— Na skrzydła Hekate, Sibrino! Powinnaś to wiedzieć od początku! Albo chociaż sobie wypisać, a nie moje cenne życie narażasz!
— Daha, cicho siedź!
Kot tylko patrzył, jak dziewczyna jedną ręką chwyta za słoik, drugą natomiast mocuje się z zakrętką. Ta w końcu ląduje gdzieś na podłodze, a czarownica zaczyna wrzucać składniki do kotła — jedno skrzydło, dwa, trzy...
CZYTASZ
Hokus Pokus
FantasyKiedy mieszkasz w lesie bez ludzkiego towarzystwa - musi być całkiem samotnie, prawda? Inaczej przedstawia się sprawa, kiedy u boku masz czarnego, gadającego kota. No, przecież jesteś czarownicą... Sibrina nigdy nie spodziewała się, że jej spokojne...