VI. Czy to pożegnanie?

24 4 0
                                    

Zwierzę warknęło na niespodziewanego gościa. Za jego plecami stał tłum strażników.

-Peter... Po kim jak po kim, ale po tobie bym nie spodziewał się ukrywania bestii. I to jeszcze takiego brzydactwa...

Aralez zawył nieprzyjemnie, wyszedł przede mnie, osłaniając prawie całe moje ciało swoimi skrzydłami.

-Po prostu ubijcie to bydle tu i teraz... I nikt nie będzie robił problemów. Oczywiście porozmawiamy o tym, namiestniku.

Po słowach króla w zwierzaka zostały wycelowane kusze. Nie zdążyłam zareagować, gdy dźwięk wypuszczanych strzał dotarł do moich uszu. Przed moimi oczami kreowały się już najmroczniejsze scenariusze. Jednak zwierze zrobiło szybki zamach swoimi białymi skrzydłami, odpędzając strzały niczym niechcianych gości.

-Zaparte stworzenie, skąd zyskało tyle magii, by osiągnąć taki rozmiar i siłę? - Niewzruszony, jakby to była jego codzienność, król przepuścił strażników na przód, wpuszczając ich do pokoju. Zwierze warknęło, zrobiło odwrotny zamach niż poprzedni, zwalając jednego z kuszników z nóg. Aralez wyciągnął swą łapę, łapiąc kusznika za nogę. Przyciągnął go do siebie, bez zastanowienia rozgryzając jego gardło. Krew trysnęła wszędzie, nawet na moją twarz.

-Ah! Nie, zostaw! - Krzyknęłam, zwierze zdezorientowane odwróciło się w moją stronę. Jeden ze strażników wykorzystał okazję, strzelając strzałą prosto między żebra zwierzęcia. Usłyszałam głuche jęknięcie Araleza. Wytrzeszczyłam oczy, bez namysłu zasłoniłam ciałem stworzenie, które zaciągając się z bólu, opadło na ziemię.- Zostawcie go, jest bezbronny!

-Strzelać. Sophie, jeśli nie odejdziesz, zostaniesz ranna. - Zza drzwi usłyszałam mało sympatyczny głos króla.

-Sophie, kochanie... Nie warto. Zostaw tę bestie... I wszyscy o tym zapomną. - Wzrok ojca był tak żałosny, tak błagający, jednak we mnie były emocje, których dawno nie czułam. Brak wisiorka dawał mi się we znaki, czułam buzującą we mnie energię.

-Nie odejdę. -Warknęłam przez zaciśnięte zęby.

-Strzelać. - Padła komenda króla, strażnicy spojrzeli niepewni po sobie.- Strzelać, powiedziałem!

Ponowny wystrzał strzał. Usłyszałam głuchy krzyk ojca. Automatycznie wystawiłam rękę przed siebie, zasłaniając się przed atakiem. Moja moc wystrzeliła jak z procy w poniektórych ludzi. Strzały spaliły się w locie, zamiast strzał zaatakował mnie jedynie proch.

-Słucham? -Król przebił się przez swoich ludzi, który poopadali w większości na ziemię.- A więc jesteś zdrajcą... Ty i twoja córka, głupcze! Przez te wszystkie lata trzymałeś bestię pod moim nosem! Prawie wydałem ją za mojego syna!

W chwili napięcia szarpnęłam strzałę z boku zwierzęcia. Rana w ułamku sekundy zdążyła się zaleczyć... Niesamowite...

-Stracisz za to głowę. Ty, twoja córka, i wszyscy z wami związani. Po każdym, ale to po każdym spodziewałbym się takiej zdrady, ale nie po własnym namiestniku, przyjacielu i dziewczynce... Jak ja mogłem uważać cie za własną córkę. - Król agresywnym krokiem zaczął kierować się z mieczem w moją stronę. Złapałam gwałtownie powietrze. Aralez z hukiem podniósł się z ziemi, rzucając się na króla. Przygniótł go do podłogi... Jednak miecz, który król trzymał w rękach... Przebił się przez stworzenie na wylot... Drżącymi rękami zakryłam usta, ojciec, wykorzystując sytuację, podbiegł do mnie, podnosząc mnie.

-Uciekaj. -Powiedział stanowczo, łapiąc mnie dłońmi za policzki.

-Nie. Nie zostawię cie, nie mogę! Gdzie ja ucieknę, gdzie?!

Zło twojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz