XIV. Zabić- czy to takie proste?

19 4 7
                                    

Obudziłam się rozkojarzona. Było mi tak wygodnie, tak ciepło... Leżałam w ramionach Jo. Zrobiło mi się gorąco... Ale to było raczej zawstydzenie.

-Witaj, śpiąca czarodziejko.

Moje policzki zarumieniły się.

-Długo spałam...?

-Niekoniecznie, ale niedługo musimy się zbierać.

Rozejrzałam się, konia Matt'a i samego księcia nie było.

-Gdzie jest...

-Odszedł.

-Co?

-Postanowił odejść.

-Ale... Tak po prostu? Coś się stało? - Musiałam wstać, by przyjąć tą informację. Jo patrzył na mnie z jakimś żalem w oczach.- Chciałam z nim porozmawiać... Wyjaśnić niektóre rzeczy...

Chcąc nie chcąc byliśmy chyba zaręczeni... Mówię chyba, ponieważ król definitywnie miał inne zdanie na ten temat.

-Niedługo będziemy w miejscu, do którego nie powinienem cie prowadzić... Jednak są tam ludzie, którzy mogą ci pomóc.

-Mówiłeś, że jesteś samotnikiem.

-Samotnikiem w podróży, mała czarodziejko. Ale jak widzisz, nawet to się zmieniło. -Uśmiechnął się lekko.- Zjedz coś i wyruszamy. NIE przyjmuję odmowy.

Ruszył w kierunku koni, kelpie posłała mu niezadowolone spojrzenie, jednak już nie próbowała atakować go na każdym kroku. Oczywiście, nie mogło się obyć bez żadnych prób z jej strony, czasami łapała Jo za ubrania, jednak widząc jego zachowanie wobec mnie, trochę odpuściła. Podczas jedzenia w mojej głowie znowu pojawił się natłok myśli, to już chyba jakaś nerwica...

-Jo?

Skrytobójca wychylił się zza, koni patrząc na mnie.

-Czemu mi pomagasz?

Prawie stracił równowagę, słysząc moje pytanie. Zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią. Uśmiechnęłam się, widząc jego zmieszanie.

-W porządku... Nie musisz odpowiadać. Ale mam prośbę.

Westchnął teatralnie, zauważyłam, że nieobecność Matt'a sprawiła, że Jo się ożywił...

-Jaką, mała czarodziejko?

-Możemy się zatrzymać w jakiejś wiosce..? Jeśli mam poznać... Twoich? -Kiwnął głową.- Twoich ludzi, chciałabym wyglądać trochę lepiej niż dziewka zgarnięta z pola wojny.

Uniósł brew, po czym odwrócił głowę, chyba próbował powstrzymać się od śmiechu.

-Przecież ładnie wyglądasz. -Zarumieniłam się ponownie.- Ale w porządku. Znajdę coś z łaźnią przy okazji. Przyda się nam porządna kąpiel, nie sądzisz?

Zadowolona podeszłam do klaczy. Jej pysk otarł się o moje ramię. Parsknęła zadowolona. Mimo ciężkich chwil przynajmniej ona była szczęśliwa, w końcu, po tylu latach wyruszyła gdzieś poza mury tego miejsca. Zauważyłam, że przeżywałyśmy życie identycznie. Zaakceptowane przez kogoś niepowiązanego z nami, tylko dlatego żyjemy. 2 magiczne istoty, całe życie zamknięte w czterech ścianach, wiecznie ci sami ludzie, to samo miejsce. Wyrwałyśmy się stamtąd obie, teraz byłyśmy wolne, niezależne, ale tylko teoretycznie.

Ruszyliśmy, niedaleko znajdowała się wioska- Darkfall. Jedna z biedniejszych wiosek w królestwie, znajdowała się niemal na granicy królestw. W życiu usłyszałam może kilka razy o tej wiosce, jednak opowieści o odwadze i dobroci mieszkańców pozostały w mojej pamięci na długo. Moje potargane ubrania sprawiały, że czułam stres i strach przed ludźmi, bałam się, że będą na mnie patrzeć jak na biedaczkę... Może w tej chwili nią byłam... Ale nie chciałam się tak czuć.
Jo zatrzymał się, zsiadł z konia. Spojrzał na mnie, bez słowa zrobiłam to samo. Niektórzy uśmiechali się do nas, co raz ktoś machnął do chłopaka.

Zło twojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz