XV. Moja krew

8 3 0
                                    

Jak obiecywał Jo- bez problemu przedostaliśmy się przez mury. Poczułam się znacznie inaczej... Fala energii zalała mnie z wejściem na obszar królestwa Sermoll. Z moich oczu odbiła się fioletowa poświata. Chłopak uśmiechnął się do mnie.

-Co to było? -Zapytałam.

-Ta ziemia jest przesiąknięta magią, ale nie magiczną krwią. Crownphill źle działa na istoty magiczne, ich magia czuje całą przelaną tam krew. W niektórych miejscach jest to jeszcze silniejsze. Na pewno choć raz czułaś się dziwnie w danym miejscu.

-Tak, na polu egzekucyjnym i w kilku innych miejscach... Jednak to pole... Chyba jedno z najgorszych miejsc.

-Są gorsze, ale nie tutaj. Twoja magia jest bezpieczna w tym miejscu.

Podjechał blisko mnie, Bohra zagroziła jego klaczy zębami. Szybkim, ale delikatnym ruchem ściągnął mi kaptur z głowy. Westchnęłam zdziwiona, próbując narzucić go na głowę.

-Spokojnie, mała czarodziejko. Tu jesteś bezpieczna, król William Louis jest inny, nie bój się.

Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem, jednak zaufałam mu. Ruszyliśmy przed siebie.
Po jakimś czasie zaczęło robić się jasno, moje powieki niczym magnes ciągnęły do siebie. Zrobiliśmy nieplanowany postój. Klacz, gdy tylko moje nogi dotknęły ziemi, a jej ciało uwolniło się od sprzętu, zaczęła kręcić się po okolicy, zdawało się, jakby doskonale wiedziała, gdzie się znajduje. Rozłożyliśmy się, Jo przysiadł w pewnym odstępie ode mnie, oburzyłam się, mogło to wyglądać śmiesznie, gdy przeczołgałam się do niego 2 metry, by ułożyć głowę na jego kolanach i wtulić twarz w jego ciało. Zaśmiał się, kładąc mi rękę na ramieniu i delikatnie je głaszcząc. To pozwoliło mi usnąć w spokoju, chociaż na chwilę.
Moja senność wydawała mi się dziwna, nie byłam zmęczona, byłam tylko senna... Po chwili zrozumiałam, co ciągnęło mnie do zamknięcia oczu. W mojej głowie zaczął kreować się znany już obraz. Znowu ona, znowu ta kobieta.

-Sophie... -Ścisnęła moje dłonie, patrząc na mnie ze spokojem.- Udało ci się wydostać poza mury...

-Kim jesteś? Czemu dopiero po takim czasie postanowiłaś się normalnie ze mną komunikować..?

-Domyślasz się, kim jestem, drogie dziecko...

-Jesteś Lydia. To mi powiedziałaś ostatnio. Czemu nagle mogę cie słyszeć, widzieć?

-Poznajesz prawdę... I udało ci się opuścić tę przeklętą ziemię. Peter nie wiedział, ile zmieni opowiedzenie o tym... Tak mi przykro, dziecino... To nie miało stać się tak wcześnie.

-Co nie miało stać się tak wcześnie? O czym ty mówisz... Powiedz mi wszystko! Mam dość życia w niewiedzy!

-Na wszystko przyjdzie czas, moja kochana Sophie. -Jej ręka dotknęła mojego policzka, ten dotyk mnie uspokajał.

-Jesteś Lydia... Lydia Cadell... -Kiwnęła głową.

-A ty jesteś Sophie. Sophie Cadell.

-Nie, nie. Jestem Sophie Clare, mój ojciec to Peter Clare, zamordowany namiestnik króla, moja matka zmarła przy porodzie... -Jąkałam się między słowami, nie mogłam zrozumieć tego, co tak naprawdę było prawdą...

-Nie mogę ci powiedzieć konkretniej... Sama musisz poznawać prawdę o sobie. O świecie. O przeszłości... Jesteś taka dzielna, moje dziecko. Nawet sobie nie wyobrażasz.

-Zostawiłaś mnie...

-Nie, to nie tak... Nie mów tak. Musiałam... Musiałam cie ratować. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to było dla mnie ciężkie... -Pocierała moje policzki, łzy gnieździły się w moich oczach, nawet nie wiem czemu.

Zło twojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz