Rankiem odwiedził mnie Jo, tak, jak obiecał. Przyniósł mi ubrania, w których miało być mi wygodnie podczas ćwiczeń. Zaprowadził mnie do budynku, z zewnątrz nie wydawał się taki ogromny, jednak w środku zamarłam z wrażenia.
-Stresujesz się? -Nie patrzył na mnie, skupił wzrok na broni znajdującej się przed nim.
-Nie. -Odpowiedziałam pewnie.
-Nie? To czemu drżysz? -Spojrzał na mnie z ukosa.
-Nie wiem. -Kąciki jego ust się podniosły, wyglądał, jakby ledwo powstrzymał się od jakiegoś komentarza.
Podał mi broń treningową, niepewnie zrobiłam kilka wymachów.
-Podstawy widzę, znasz.
-Skąd taka pewność?
-Nie trzymasz broni, jakbyś trzymała ją pierwszy raz. -Uśmiechnęłam się pod nosem, moim pierwszym nauczycielem samoobrony był mój ojciec... On uczył mnie podstaw. Później zastąpił go nauczyciel, gdy ten miał więcej obowiązków na głowie.
-Nigdy nie byłam dobra w samoobronie.
-To nie będzie samoobrona. To będzie nauka używania broni, niekiedy trzeba jej użyć do mniej przyjemnych czynów.
-A co jak cie zranię?
-Drewnem? -Parsknął śmiechem.- Nie zranisz. Nie dam się. Poza tym ze mną będziesz miała tylko pierwsze lekcje, później zastąpi mnie Paul.
Westchnęłam z lekkim smutkiem.
-Coś nie tak?
-Nie, nie. W porządku. Możemy zaczynać.
Nie naciskał. Nagle wszystkie uprzejmości poszły na bok, Jo stał się surowym i wymagającym nauczycielem. Spodobało mi się to. Co raz ciężko było mi się skupić na wykonaniu zadania, jednak Jo szybko sprowadzał mnie na ziemię... Nie wiem, ile czasu spędziliśmy na arenie, ale czułam zmęczenie.
-Może już wystarczy, mała czarodziejko. -Spojrzał na mnie obojętnie.
-Nie, ćwiczymy dalej. -Kiwnął głową, w jego oczach błysnęło zadowolenie, chyba nie oczekiwał innej odpowiedzi.
Pokazywał mi wszystkie podstawy, czasami skomentował moje złe nawyki, jednak nie miał na celu urażenia mojej osoby, a osób, które mi je narzuciły.
[...]
Joseph sam zarządził koniec, kiedy dostrzegł, że moje mięśnie zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Pochwalił mnie skromnie, dodając do tego niemy uśmieszek.
Czułam wielkie zmęczenie, jednak starałam się trzymać dumnie prosto. Zaimponowało to skrytobójcy, zdawało mi się, że mnie ocenia, jednak to nie było to.[...] Tydzień później.
Codzienne treningi dawały mi w kość, poranne ćwiczenia z bronią, popołudniem ćwiczyłam z Theo nad przenoszeniem się do Mundi Magicae. Czułam zmęczenie, ale jak mogłabym to pokazywać? Oni robią to dla mnie. Chyba. Może mają z tego jakiś pożytek? Czy w tym świecie jest ktoś, kto robi coś bezinteresownie? Powinnam się cieszyć, że mi pomagają, a nie zastanawiać się nad takimi rzeczami.
Oczekiwałam na Jo na arenie, jednak zamiast niego zjawił się Paul. Bez słowa rzucił mi sztylet, ledwo udało mi się go złapać.-Nie ćwiczyłam jeszcze z prawdziwą bronią.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz. -Powiedział oschle.
-Gdzie Jo? -Zmarszczyłam brwi.
-Szykuje się do misji. -Spojrzałam na niego wymownie, wykręcił oczami.- Spokojnie, wyrusza wieczorem.

CZYTASZ
Zło twojej krwi
Fantasy18-letnia Sophie jest córką wysoko postawionego w kraju mężczyzny. Będąc całe życie w ukryciu chce poznawać świat i zacząć chodzić z rówieśnikami do szkoły. Problemem są jednak jej magiczne zdolności, przez które przed jej narodzinami toczyła się kr...