Ostatnie dwa tygodnie okazały się niebywale ciężkie. Paul jasno dawał mi do zrozumienia, jak bardzo nie trawi mojej osoby. Theo powoli wdraża poważniejsze elementy z użyciem magii. Jestem na dobrej drodze do życia w harmonii z własnymi mocami.
-Skup się, wyobraź sobie, że ten pień to drzewo. Drzewo pokryte liśćmi, owocami, na nim znajduje się gniazdo jaskółek, a w niewielkim wgłębieniu wiewiórka przechowuje swoje orzechy.
Uczyliśmy się czegoś nowego... Nigdy nie sądziłam, że moja magia może coś rodzić. Umiałam jedynie niszczyć, to było gubiące. Moje próby skończyły się na spalonym fioletowym ogniem pniu.
-To nic, musimy to wyćwiczyć, to całkowicie dla ciebie nowe.
-Może po prostu to jest nasza mała maszyna do zabijania. -Usłyszałam za plecami cholernie znajomy głos. Odwróciłam się.- Witaj, mała czarodziejko. -Uśmiechnął się.
Podskoczyłam z ekscytacji i ruszyłam w jego stronę. Gdy byłam już blisko niego, potknęłam się. Krótki pisk wydobył się z mojego gardła, gdy oboje runęliśmy na ziemię. Speszona spojrzałam na niego. Patrzył na mnie poważnie, po czym się roześmiał.
-Woah, dopiero wróciłem, a już próbujesz mnie zabić.
Walnęłam go w klatę, zaczął udawać, jak bardzo go to zabolało i jak bardzo umiera. Wstaliśmy z ziemi. Wziął mnie w objęcia.
-Miło cie widzieć, przyjacielu. Szybko uwinąłeś się z tą sprawą. -Zarzucił Theo.
-Nie skończyłem jej do końca. To musi poczekać, pojawiły się komplikacje, ale to nic takiego.
Odwróciłam głowę w stronę Theo, jednak ten jedynie kiwnął ze zrozumieniem. Najwyraźniej ufał mu w 100%.
-Zostawię was. Sophie i tak potrzebuje przerwy. Dzisiejsza nauka dała jej w kość. -Skierował wzrok na zaschnięte resztki krwi pod nosem. Obszedł nas i ruszył w kierunku domków.
-Jak się masz, dzielna czarodziejko? -Puścił mnie z objęć.
Opowiadałam mu, co działo się podczas jego nieobecności. Czego nauczył mnie Theo, Paul. Pokazałam mu nawet kilka sztuczek z ogniem, jednak zakręciło mi się w głowie i zadecydował, że czas na skończenie tych zabaw. Dotarliśmy na drugi brzeg rzeczki, po drugiej stronie pasły się nasze wierzchowce. Jo sięgnął po materiał i zamoczył go w wodzie. Usiadłam na pieńku, podszedł do mnie z delikatnym uśmiechem, wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy.
-Huh?
-Spokojnie, daj mi.
Mokry, chłodny materiał dotknął skóry pod nosem. Patrzyłam na ruchy skrytobójcy z lekkim zdziwieniem. Wszystko, co teraz robił, było takie... Delikatne. Wydawał się taki skupiony, jakby bał się zrobić mi krzywdy.
-Cieszę się, że wróciłeś.
-Stęskniłaś się? Nie było mnie tylko dwa tygodnie.
-To długo.
-Jesteś niecierpliwa. Co jakby nie było mnie dłużej?
-Ruszyłabym za tobą, by skopać ci tyłek za tak długi czas oczekiwania.
Zaśmiał się dźwięcznie. Odrzucił materiał w stronę rzeczki. Przechyliłam głowę z chytrym uśmieszkiem.
-Co planujesz, chytra czarodziejko?
-Chytra? Taki jesteś?
-Spokojnie, bo zaraz zapłoniesz ze złości.
-Pff, chciałbyś.
Tym razem to on zmierzył mnie chytrym uśmieszkiem. Ukradkiem oka spojrzał w stronę rzeczki. Zerwałam się z pniaka.
-Nie, nie, nie, nie! Jo!!!

CZYTASZ
Zło twojej krwi
Fantasy18-letnia Sophie jest córką wysoko postawionego w kraju mężczyzny. Będąc całe życie w ukryciu chce poznawać świat i zacząć chodzić z rówieśnikami do szkoły. Problemem są jednak jej magiczne zdolności, przez które przed jej narodzinami toczyła się kr...