XXV. Tęskniłem, mała czarodziejko

3 3 0
                                    

[...] Paul's pov

Dotarliśmy do stolicy. Teraz czekała naszą hybrydę najcięższa przeprawa. Większość ludzi stąd ją zna, więc przedostanie się niezauważonej dla nowicjuszki, będzie wyzwaniem. Nie odzywała się większość drogi, bujała w obłokach, często zostawała z tyłu. Zachowuje się dziwnie. Nie, żeby była jakaś normalna, nie. Potrafi być nawet agresywna, opryskliwa. Mam nadzieję, że jeśli uda nam się uratować Josepha, wszystko wróci do normy. Rozdzieliliśmy się. Jedynie Sophie pozostała ze mną. By nie rzucać się w oczy, udawaliśmy parę kochanków, zachwycających się urokiem stolicy- tak na marginesie, to okropne, śmierdzące miejsce, pełne debili i zwyroli. W pewnym momencie dziewczyna zasyczała, zatrzymała się w miejscu.

-O co chodzi? -Pochyliłem się nad nią delikatnie.

-Coś... Coś kłuje. -Ledwo wydusiła z siebie słowa.

-Co? Gdzie?

-Zaraz pękną mi skronie...

Rozejrzałem się, ludzie zerkali na nas zainteresowani. Usłyszałem szyderczy śmiech, Sophie opadła na kolano. Ludzie rozstąpili się, zaczęli krzyczeć, uciekać, mało brakowało, by nas staranowali.

-Haha. Wiedziałam, że w końcu wyjdziesz z nory, glizdo.

-Czego od niej chcesz? 

Powolnym krokiem w naszym kierunku zmierzała zakapturzona kobieta.

-Odsuń się, chłopcze. -Zamachnęła się dłonią, próbowałem się zaprzeć, jednak powiew czegoś dziwnego odsunął mnie mocno na bok, przez co opadłem na ścianę.- No, no. Ptaszyna złapała się w sidła. Co cie skłoniło do powrotu, głupia?

Spojrzałem w kierunku Sophie, dalej klęczała na jednym kolanie, jednak w ręku trzymała rękojeść sztyletu. Kobieta malutkimi, powolnymi krokami zbliżała się do niej.

-Od kiedy panujesz nad magią, Panno Snow? -Wypowiedziane słowa w tak spokojny sposób wzbudziły moją ciekawość. Od uderzenia w głowę kręciło mi się w głowie, jednak byłem gotowy zaatakować w każdym momencie.

-Haha. Pamiętasz mnie. -Osunęła kaptur z głowy, jej lewy profil ukazał mi się w całości.- Zaiste, dawno nie praktykowałam magii. Ciężko przekonywać wiele laty ludzi, że się z niej wyrzekło. Patrz, w fali kryzysu nawet sam król skusił się po zasięgnięcie magii, a ja akurat byłam pod ręką!

-Przez ten cały czas miałaś magię? -Sophie powoli podniosła się z kolan, kobieta zatrzymała się.

-Tak, tak. Nie tylko elfy są manipulatorskie, dziecinko. -Zaśmiała się parszywie.

-Dlaczego? -Odwróciła się. Kaptur dużego płaszcza zakrywał połowę jej twarzy, jednak udało mi się dostrzec błysk jej fioletowych oczu.- Dlaczego chciałaś mnie zabić?

-Bo miałam taką ochotę. Ty nawet nie powinnaś się urodzić. Twoja matka była dziwką.

-Wypluj to.

Alec i reszta nadbiegli z kilku różnych stron.

-Stać, bo ją ustrzelę! - Machnęła rękami na boki, owiewając się dookoła piachem i czerwoną, magiczną aurą.

Sophie zaśmiała się, ten śmiech był... nieoczekiwany. I bardzo do niej niepodobny. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, wiedźma przekręciła głowę w bok definitywnie zdezorientowana.

-Ty? Ustrzelisz mnie? -Podniosła głowę, odsłaniając oczy. Mieniły się na fioletowo.

-Jesteś słaba, nie jesteś w stanie się obronić.

-BYŁAM słaba. Nie BYŁAM w stanie się obronić. Spójrz, jak to wszystko szybko się zmienia. Nawet nie byłaś na mojej liście osób do odstrzału, a sama się napatoczyłaś.

Zło twojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz