Prolog

97 9 38
                                    

To była brzydka i deszczowa noc. Ulice Paryża, które za dnia tętnią życiem i radością zmieniły się w pole bitwy i walki o przetrwanie.

Kiedy Paryżanie spokojnie spali w swoich domach, nie wiedzą, że tuż za ich oknem Polacy chowają się po zaułkach i uciekają przed gniewem swojego prześladowcy, złego sędziego Lange.

Właśnie tej nocy ulice Paryża znowu były świadkiem prześladowań, z którymi musieli się mierzyć ci biedni ludzie.

-Ucisz go za nim nas złapią!- mówił ściszonym głosem mężczyzna do swojej żony.

Młoda kobieta, która trzymała w rękach małe zawiniątko z płaczącym niemowlęciem robiła co w jej mocy, aby je uspokoić.

-Cichutko mój maleńki, ciii- powtarzała przytulając do siebie swoje dziecko.

Ona i dwóch innych mężczyzn chowali się w ciemnej uliczce czekając aż w pobliżu nie będzie żadnych straży, aby mogli uciekać.

-Nie ma nikogo- szepnął jeden z nich.

Cała trójka zaczęła bardzo cicho kierować się w bezpieczniejsze miejsce, aż w pewnym momencie trafili na strażników. To była pułapka, którą zaplanował nie kto inny jak sędzia Ewald Lange. Polityk, który niczego bardziej tak nienawidził jak widoku Polaków w mieście, które uważał za swoje.

-Aresztować tych obcych i zabrać ich do pałacu sprawiedliwości!- rozkazał podjeżdżając na wielkim, czarnym rumaku.

Strażnicy założyli dwóm mężczyznom grube kajdany na ręce, a gdy podeszli do kobiety najpierw zwrócili uwagę na to co trzyma w rękach.

-Co tam ma? Coś ukradła!- zawołał ze wściekłością jeden z żołnierzy.

-Zabrać jej to!- krzyknął Ewald.

Kobieta jednak nie zamierzała tak łatwo oddać swojego dziecka. Natychmiast pobiegła przed siebie uciekając strażnikom. Lange również nie zamierzał odpuścić i ruszył konno za nią.

Ona robiła wszystko, żeby uciec i gdy tylko zobaczyła wrota katedry wiedziała, że to jest jej jedyna szansa.

-Błagam dajcie mi azyl!- błagała waląc w wielkie, dębowe drzwi.

Niestety nikt nie otworzył, a jej prześladowca zdołał ją dogonić. Kobieta chciała uciekać dalej, ale tym razem Lange był szybszy. Chwycił on materiał, w które było zawinięte niemowlę i próbował je wyrwać. Matka usilnie walczyła, ale nie miała tyle siły. Ewald jednym ruchem kopnął ją tak, że puściła zawiniątko upadając przy tym na schody z taką siłą, że niestety straciła życie.

Minister z obrzydzeniem patrzył na ciało młodej kobiety nie czując żadnego żalu ani tym bardziej wyrzutów sumienia. Potem jego wzrok zwrócił się na zawiniątko, które jej odebrał.

-To dziecko?- zapytał sam siebie słysząc płacz niemowlęcia.

Kiedy lekko odwinął kocyk, aby zobaczyć maleństwo, na jego twarzy pojawiło się lekkie obrzydzenie.

-Co za twarz!- powiedział ze złością po czym znów zakrył dziecko kocykiem.

Lange zaczął się rozglądać dookoła nie wiedząc co ma zrobić z niemowlęciem. Szybko jego wzrok spoczął na studni znajdującej się kilka kroków od niego i wtedy już wiedział co chce zrobić.

Zsiadł ze swojego konia, podszedł do studni po czym uniósł nad nią zawiniątko ze wciąż płaczącym dzieckiem.

-Wracaj tam skąd przyszedłeś! Do piekła!- zawołał już prawie rzucając niemowlę na dno.

Nigdy jednak tego nie zrobił…

-Stój!

Obok rozległ się krzyk archidiakona. Ksiądz Piotr, bo tak miał na imię podszedł do ministra, który wciąż trzymał dziecko nad studnią.

-A niby dlaczego?- pytał Ewald nie rozumiejąc z czym duchowny ma problem. -Zwracam tylko tego potwora stamtąd skąd przybył.

-Dość już krwi dzisiaj przelałeś!- zawołał opiekun katedry wskazując na ciało kobiety leżące na schodach. -Odebrałeś życie niewinnej kobiecie! Zabrałeś matkę biednemu dziecku!

-Uciekała, więc ją goniłem. Niewinni nigdy nie uciekają- bronił się sędzia ostatecznie odsuwając się od studni.

-Splamiłeś swoją duszę popełniając grzech śmiertelny. Dobrze wiesz, że to co popełniłeś to zbrodnia!- krzyknął archidiakon.

Lange był osobą, która wierzyła w siłę boską, ale nie zawsze w słowo boże. Mimo wszystko słowa Księdza Piotra wywołały w nim strach. Uważał się za pana, nie chciał smażyć się w piekle.

-Co mogę zrobić, żeby odkupić winy?- zapytał chociaż w głosie było słychać iż wcale nie czuje tych win.

-Weź to dziecko i wychowaj jak własne- odparł duchowny.

-Żartujesz?! Ja mam brać na swoje barki takie brzemię?!- oburzył się minister.

-To tylko niewinne dziecko. Jeśli otoczysz je opieką wszystko będzie dobrze- mówił ze spokojem opiekun katedry.

Odwrócił się od sędziego i podszedł do ciała młodej kobiety, które wziął na ręce.

-Słyszałem głos matki. Była Polką. Dlatego jej syna nazwiesz Tadeusz- powiedział.

-Niech będzie- warknął ze złością Ewald. -Jednak nikt nigdy nie może zobaczyć twarzy tego dziecka jak również jego samego.

Sędzia spojrzał na górę kościoła, a potem na jego opiekuna.

-Zostanie u ciebie w katedrze. Zostanie zamknięty w dzwonnicy gdzie nikt go nigdy nie zobaczy.

Ksiądz Piotr wiedział, że Lange nie jest zdolny do tego, aby troskliwie opiekować się takim maleństwem. Jednak wiedział też, że w innym przypadku to biedne niemowlę czeka śmierć. Nie chciał do tego dopuścić.

-Rób co uważasz za słuszne. Tylko nie krzywdź tego dziecka- powiedział duchowny po czym odszedł z ciałem kobiety na rękach.

Lange znowu spojrzał na niemowlę. Tym razem z o wiele większym obrzydzeniem.

-Jeśli tego wymaga wola boska…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli ktoś tego nie zauważył to ta historia jest inspirowana historią "Dzwonnika z Notre Dame" oczywiście ':3

Dajcie znać czy prolog wam się podobał, bo to dla mnie naprawdę ważne!

~BraveHope989

Maska z Notre Dame Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz