Rozdział 6

93 6 2
                                    


„Nie jestem szalona.

Moja rzeczywistość jest tylko inna od twojej.

– Z pewnością."


ALICJA

Niech mi ktoś wytłumaczy, jak można być tak seksownym, cholernie pięknym i do tego po prostu dobrym człowiekiem? Czy kobieta w ogóle powinna zachwycać się tak bardzo męską urodą? No nie mogę się oprzeć. Mogłabym patrzeć na niego godzinami. Podobało mi się w nim dosłownie wszystko, a naprawdę szukałam  jakiegoś mankamentu. Czegokolwiek, czego mogłabym się czepić, żeby go sobie obrzydzić, ale wszystko na nic.

Uwielbiałam to, że był wysoki, prawie o głowę wyższy ode mnie a miałam około sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, a dokładniej sto sześćdziesiąt dziewięć i pół, ale zaokrągliłam sobie w dokumentach. Nikt nie mówił, że nie wolno. Jego  niebieskie oczy, które w chwilach, gdy ze mną flirtował przybierały odcień ciemnego granatu, a którymi tak pięknie na mnie patrzył, że niemal rozpadałam się od siły jego spojrzenia. Głos na dźwięk, którego drżało moje serce. Podniecałam się od samego słuchania tego człowieka i nie miało znaczenia co właśnie mówił, w zasadzie to mógłby mi nawet czytać instrukcję obsługi mikrofalówki. A w tych nielicznych chwilach, kiedy nachylał się do mnie szepcząc mi coś do ucha, walczyłam sama z sobą, zaciskając przy tym mocno uda, by nie rzucić się na niego niczym wygłodniałe dzikie zwierzę na swoją ofiarę. Dłonie. O Boże co on ze mną robił. Wystarczyło jedynie by mnie dotknął, nawet przypadkiem a dreszcz związany z jego dotykiem czułam dosłownie wszędzie. WSZĘDZIE.

Przepadłam zupełnie, nieodwracalnie i ostatecznie.

Nawet gdybym chciała się w jakikolwiek sposób od niego odseparować, a nie chciałam, to on, na to nie pozwalał. Przez tych kilka dni przychodził po mnie codziennie. A kiedy się tylko rozstawaliśmy od razu dzwonił lub pisał.

Prawdę mówiąc nie wiem jak do tego doszło, że się spotykamy. Jakoś nie potrafiłam mu odmówić tego zaproszenia na kawę. No dobra i tak bym mu nie odmówiła, czekałam na to latami. Chodzi raczej o to, że nie sądziłam, że on się mną zainteresuje w ten sposób, zwłaszcza że jego zachowanie w stosunku do mnie było zawsze dość sprzeczne.

*

Od rana zajmowałam się grządkami w ogródku. Nie żeby to było jedno z moich ulubionych zajęć i prawdę mówiąc nienawidziłam tego, ale ktoś to musiał zrobić. Miałam tylko nadzieję, że nie zaatakuje mnie żaden przerośnięty agresywny pająk. Matka zupełnie nie miała pojęcia jakie warzywa nam rosną i przypuszczam, że nie odróżniłaby ich od chwastów. Mój dzielny trzyletni asystent pomagał wywozić zielsko swoją plastikową, czerwoną ciężarówką. Co jakiś czas robiąc sobie przerwę na dolewanie wody prosto z węża do kałuży i zabawy błotem.

– Ładne widoki tu macie – usłyszałam za plecami doskonale mi znany męski głos na dźwięk którego poderwałam się spłoszona. Kilkunastominutowe kucanie, za duże gumowce i wrodzony brak koordynacji ruchowej sprawiły, że klepnęłam na tyłek. Modląc się przy tym aby ziemia się rozstąpiła i mnie pochłonęła. Usiłowałam się szybko podnieść, ale dzięki tym cholernym gumowcom nie było to takie proste i w dodatku wyglądało pokracznie. Słońce raziło mnie w oczy, Kacperek śmiał się głośno a moje zroszone potem policzki płonęły żywym ogniem. Cudownie. Patryk podszedł bliżej wyciągając ku mnie dłoń by pomóc mi wstać. Przetarłam szybko brudną ręką po spodenkach i pozwoliłam aby mi pomógł. Na jego wargach gościł figlarny uśmiech.

– Wiesz – wyszeptał nachylając się do mojego ucha, kiedy znajdowałam się już w pozycji pionowej – to całkiem obiecujący objaw.

– Jaki objaw? – z jakiegoś powodu również szeptałam.

It's always been youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz