ꜱᴇᴇ

497 68 16
                                    

Gregory, pierwszy raz od parunastu dni, zasnął niemal natychmiast. Zmęczenie, ciepło samochodu i satysfakcja z zakończenia konfrontacji z Erwinem były wystarczające. Gdy obudził się wcześnie rano, nie łudził się, że ponownie uda mu się zapaść w sen. Nadal będąc na zwolnieniu lekarskim, miał dużo wolnego czasu.

Zaczął od zjedzenia czegoś pełnowartościowego. Wczorajszego dnia umknęło mu to z głowy, a że całkiem lubił gotować, przynajmniej na chwilę mógł zająć czymś głowę. Oczywiście tylko do chwili, w której przypomniał sobie wspólne "gotowanie" z Erwinem, o ile można tak było nazwać wspólną bitwę na najprzeróżniejsze produkty i spalone na węgielek danie. Westchnął, gdy jajecznica smakowała w pełni normalnie, bez żadnego przypadkowego składnika, z normalną ilością soli oraz bez spalenizny.

On naprawdę przepadł, nie? Mężczyzna o zdrowym umyśle chyba się tak nie zachowuje... Cóż, przynajmniej rozpoczął proces naprawiania ich relacji. Teraz trzeba czekać na ruch ze strony Knucklesa.

Westchnął cicho, gdy rozbrzmiało dzwonienie telefonu. Odebrał go. Była to Ada, prosząca o spotkanie. Miała dziwnie stłumiony głos, lecz mimo tego, Gregory wychwycił, że było to pilne. Zresztą, i tak nie miał nic lepszego do roboty, a lubił rozmawiać z Adą. Zgodził się od razu.

Poprosił by przyjechała pod Eclipse, ponieważ nie miał żadnego pojazdu zaparkowanego pod apartamentowcem. Oparł się o ścianę, lecz nie musiał długo czekać; niebieski Thrax zatrzymał się tuż przed nim. Zasiadł na miejscu pasażera i spojrzał na Adę. Miala duże okulary przeciwsłoneczne oraz neutralny wyraz twarzy. Nie był w stanie nic z niej wyczytać.

— Co tam Ada? — zapytał luźnym tonem.

— Chwilka. Porozmawiamy na miejscu — szepnęła.

Gregory uniósł do góry brwi, ale nie dociekał. Pozwolił Nelson prowadzić w losowym kierunku. Wkrótce zaparkowali na jakimś klifie. Nauczony dniem wczorajszym, postanowił stanąć z dala od krawędzi.

— O czym chciałaś porozmawiać? — zagaił.

Ada westchnęła głośno, stając naprzeciwko Montanhy. Zdjęła okulary i potarła twarz. Dopiero teraz zauważył, że kobieta musiała płakać. Miała zaczerwienione oczy i delikatnie rozmyty makijaż. Milczeli kilka minut. Wbrew sobie, Gregory nie przerwał ciszy, wyczuwając, że to nie on powinien rozpocząć tę rozmowę. Zacisnął usta i poczekał.

— Wiesz, że rzucił mi obrączką? — wymamrotała tak cicho, że Gregory najpierw sądził, że się przesłyszał.

— Kto? — zapytał głupio.

— No Tommy — szepnęła.

— Jak... jak rzucił ci obrączką? — zapytał z niedowierzaniem. Para, która przeszła razem wszystko, nawet tamten chory wyjazd do Syberii, miała się rozpaść? — Jak?

— Zdjął obrączkę i wyrzucił ją przez okno auta. — W jej oczach ponownie zaczęły zbierać się łzy. — Powiedział, że to koniec i że składa papiery rozwodowe.

— Nie. — Montanha zaprzeczył odruchowo.

— No tak.

Wpatrywał się w nią pustym wzrokiem. Ada dyskretnie otarła łzy, próbując się uspokoić.

— Po tym jak mu urodziłaś piątkę dzieci?! — wymamrotał, niedowierzając. — Dlaczego tak?

— Nie wiem... Podobno to moja wina, wiesz? — dodała cichutko.

— No jak twoja wina? — Gregory ponownie wytrzeszczył oczy.

Nie rozumiał, jak w takiej sytuacji ktokolwiek mógłby pomyśleć, że to Ada jest winna, gdy była ciągle wspierającą i kochającą partnerką. Nie byli przyjaciółmi bardzo długo, ale Adrianna wręcz promieniowała pozytywną energią i chęcią pomocy.

Wyparcie (Morwin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz