Rozdział 8

94 6 2
                                    


„...jeśli uwierzysz we mnie,

ja uwierzę w ciebie. Czy to okazja?"


ALICJA

Siedzieliśmy w ciszy. Patryk mnie nie poganiał, nie naciskał. po prostu czekał. Zaczynałam podziwiać jego cierpliwość. Nie potrafiłam mówić o uczuciach. Nie bez obudzenia wszystkich kłębiących się we mnie emocji. Wiedziałam, że kiedy zacznę skończy się to płaczem, a ja nie umiałam radzić sobie z łzami przy innych. Wstydziłam się ich. Od dziecka wmawiano mi, że muszę być silna, że łzy to słabość, że to co dzieje się w domu zostaje w domu. To nasza sprawa, nikogo innego. Czułam jednak, że dłużej już tego nie zniosę. Coraz trudniej udawać, że wszystko jest w porządku, coraz trudniej się uśmiechać. Do tej pory tylko z Kamilą mogłam rozmawiać na ten temat. Ona jest moją duszą. Ufam jej. Przyjaźnimy się od przedszkola, zawsze byłyśmy dla siebie jak siostry. Strasznie płakałam, kiedy w czwartej klasie wyprowadziła się do Szczecina, bałam się, że ją stracę. Nic takiego jednak się nie stało, ponieważ jej rodzice, najwspanialsi rodzice jakich można sobie wymarzyć, na to nie pozwolili. Jak ja ich jej zazdrościłam i nadal zazdroszczę, ale każdy ma swoje życie i nic nie poradzisz, tak już po prostu jest. Przywozili Kamilę do mnie co weekend albo zabierali mnie do siebie. Wolałam tą drugą opcję i tak w każdy weekend, z wyjątkiem wakacji aż do końca podstawówki. Później same do siebie jeździłyśmy. Może nieco rzadziej, ale nigdy nie straciłyśmy kontaktu.

Teraz ufam też Patrykowi, może to dziwne, bo spotykamy się tak krótko, chociaż znam go praktycznie przez całe swoje życie. Czuję, że mogę powiedzieć mu o wszystkim. Nie mam już siły udawać. Nie przed nim.

– Wybacz, że tyle to trwa – zaczęłam w końcu, lecz mój głos był dziwnie cichy, pozbawiony siły, zupełnie jak nie mój. Jakby po raz pierwszy przemówiła ta mała, cicha i zastraszona Ala, którą tak długo chowałam w ukryciu. – Nie wiem od czego zacząć.

– Nie poganiam cię. Mamy czas – odpowiedział łagodnym tonem, a ja poczułam jak od razu oczy zaczęły mnie szczypać. Bałam się na niego spojrzeć. Nie chciałam się rozkleić. Chociaż miałam świadomość, że to nieuniknione. Jakaś bliżej nieokreślona siła kazała mi to stłumić, zwalczyć w sobie. Cholera, jak ciężko jest zacząć wylewać z siebie ból. – Powiedz, dlaczego ona cię tak traktuję? Od dawna to trwa?

– Tak szczerze, to myślę, że od zawsze – wyszeptałam, przełykając bolesną gule w gardle.

Zmarszczył brwi nie rozumiejąc znaczenia moich słów.

– Wiesz, ona urodziła mnie bardzo młodo, miała zaledwie osiemnaście lat. Została ze mną sama, tatuś zmył się jeszcze zanim brzuch zaczął robić się widoczny. Nawet nie wiem, jak on wygląda, mama nie miała żadnego jego zdjęcia. Podobno wszystkie pamiątki z nim związane spaliła zaraz po jego zniknięciu. Nigdy też o nim nie mówiła, chyba że coś przeskrobałam to wtedy oznajmiała, że mam jego charakter. Ewidentnie jestem do niego podobna co raczej działa na moją niekorzyść w tej sytuacji. Blond włosy, kolor oczu, karnacja. Nie wiem co się tak naprawdę między nimi wydarzyło i dlaczego się rozstali. Wiem, że mój wygląd działa na nią jak płachta na byka. – Przerwałam na moment, koncentrując się na skubaniu skórek przy paznokciach. Niestety w miałam taki nawyk w sytuacjach stresowych. Przestałam w chwili w której zauważyłam, że on mi się przygląda. – W takiej małej miejscowości – kontynuowałam – gdzie na jednym końcu ktoś kichnie, a na drugim odpowiadają mu na zdrowie, panna z dzieckiem to gorący temat. Łatwo sobie wyobrazić jak wyglądało to ponad dwadzieścia lat temu. Zapewne domyślasz się, że moi dziadkowie nie byli specjalnie zachwyceni. Zwłaszcza, że dopiero podnosili się po tragedii jaka miała miejsce w życiu ich starszej córki, ale podobno, kiedy się urodziłam oboje płakali ze szczęścia.

It's always been youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz