Rozdział trzydziesty siódmy

545 33 0
                                    

Marisol

    Jestem spóźniona się na uczelnię. Zawsze zjawiam się za wcześnie, ale dzisiaj... Dlaczego? Jakoś tak wyszło, że nie mogliśmy się z Erosem opanować i zaliczyliśmy szybki numerek na blacie, w kuchni. Jak najszybciej siadam na swoim miejscu i przygryzam wargę na te wspomnienia.

Tyłek mnie piecze, od klapsów, które mi zadawał. Stałam oparta piersiami o blat, przez co zmięłam swoją koszulę. Mąż podwinął mi spódniczkę do góry i pieprzył nieubłaganie. Co chwilę dawał mi siarczyste klapsy, przez co teraz mam utrudnione siedzenie. Uwielbiam to. Zazwyczaj dochodzę pierwsza, a on chwilę po mnie, co sprowadza się do tego, że szczytuję drugi raz, wraz z nim. To było potężne.

Dzisiaj z rana wyjechał, więc uznał, że dobrym pomysłem będzie zwinięcie mi majtek. To takie dewiacyjne, że ja pierdzielę. Dał mi ostatniego buziaka na pożegnanie, który był naprawdę długi, a ja musiałam jeszcze zmienić koszulę, ponieważ tamtą dość mocno wymiął. Właściwie to, właśnie przez to się spóźniłam.

- Pani Cielo! - Słyszę głos wykładowczyni, który wyrywa mnie z otępienia.

O cholera!

- Tak, jestem! Przepraszam.

Nieochoczo patrzę jej w oczy. To był błąd.

- Niedość, że jest pani spóźniona, to jeszcze rozkojarzona - nadyma nozdrza.- Proszę odpowiedzieć na pytanie.

Yyy szlag, jakie pytanie? Wpatruję się w moje koleżanki siedzące obok, a one tylko wzruszają ramionami.

- Yyy... - jąkam się - ... mogłaby pani powtórzyć, proszę?

Przewraca oczami i wraca do posyłania mi morderczego spojrzenia.

- Proszę wymienić metody oceny opłacalności inwestycji.

Ostatnio się tego uczyłam... dlaczego w mojej głowie, teraz pojawia się tylko Eros, który rżnie mnie od tyłu? Skoncentruj się!

- Są... metody proste i... dyskontowe?

Posyła mi szyderczy uśmiech i wskazuje ręką, bym kontynuowała wypowiedź.

- Proste, że za koszt netto przyjmuje się zysk yyy...ze stałą wartością pieniędzy z subiektywnym kryterium decyzyjnym? - Gadam od rzeczy, a serce chce wyskoczyć z piersi. - A dyskontowe... zakładając yy... zmienną... i kryteria obiektywne...

Wygina brew i kręci głową z dezaprobatą. Przecież chyba musiałam coś dobrze powiedzieć.

- Nie wie pani, o czym mówi - rzuca ostro. - To ostatni raz, kiedy się pani spóźniła na zajęcia i jeszcze na dodatek nie zna podstaw! - macha rękoma. - Nie będę tolerować takich zachowań. Ma się pani tego nauczyć. Chyba, że chce pani wylecieć w pierwszym miesiącu nauki, żaden problem.

- Nie... przepraszam, to był ostatni raz... - odpowiadam skarcona.

Kulę się na krześle i czuję na sobie wzrok całej sali. Żenada.

- Ja rozumiem, że jest Pani zaaferowana małżeństwem, ale z tego co mi wiadomo, miesiąc miodowy minął - przechyla głowę i kieruje wzrok na moją ławkę, marszcząc czoło. - Proszę robić notatki!

Rozchylam usta, chcąc się odezwać, ale nie jestem w stanie. Dlaczego ona to powiedziała? Nie każdy obecny tutaj człowiek, musi znać historię mojego życia. Sięgam do ( rzecz jasna ) czerwonej torebki, leżącej na krześle obok. Pędem wyjmuję tablet i kładę na ławce. Cmoka i wraca do prowadzenia wykładu. Nie mogę się skupić, ponieważ wciąż na mnie skoncentrowana jest cała sala, a ja płonę ze wstydu. Przygryzam wargę ze zdenerwowania i zaczynam coś tam notować.

Red Ribbon Bow 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz