Zabił mnie i nie obchodziło go to, że wykrwawiam się na jego oczach.

298 17 39
                                    

*POV:Lloyd*


Otworzyłem oczy i obudziłem się w nieznanym miejscu. Nie czułem żadnego bólu, a przecież zostałem dźgnięty sztyletem. Czyli co, teraz zostanę tu na zawsze?

Ale to i tak było już nieistotne, bo przecież mnie i tak już nie było.

Nie istniałem. Nie cierpiałem.

Ale oznaczało to też, że nigdy już więcej nie zobaczę Kai'a, Nyi, Zane'a, Jay'a, Cole'a, wujka.... taty..

I przede wszystkim mamy. Ona też odeszła.

I pewnie jest gdzieś daleko stąd.

Znowu zostałem sam. I wiedziałem, że teraz już w randomowym momencie nie przyjdzie do mnie ojciec.

Miałem już cały czas być sam.

I niestety zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie uratujemy wspólnie świata z chłopakami i Nyą, moi przyjaciele już nigdy nie zobaczą mojego uśmiechu i nie usłyszą mojego śmiechu. Wszystko się spieprzyło, i to przez jednego okrutnego faceta, którego przez większość swojego życia nazywałem ojcem. A jednak, zabił mnie. Zabił mnie i nie obchodziło go to, że wykrwawiam się na jego oczach. On miał to po prostu głęboko w dupie. Stał tam i się na mnie gapił, nawet nie próbował mnie ratować. Chociaż jak teraz o tym myślę, to się zastanawiam czy w ogóle była szansa aby mnie uratować, choć szczerze myślę, że raczej nie.

To miejsce wyglądało znajomo...oh, chyba już pamiętam. Spotkałem tu kiedyś kilka razy mojego dziadka. Wtedy, kiedy jeszcze żyłem.

Dostrzegłem jakiegoś człowieka.

-Lloyd Montgomery Garmadon- powiedział, od razu rozpoznałem ten głos.

-Dziadek...-szepnąłem bardziej do siebie, ale myślę, że mnie słyszał. Na pewno mnie słyszał.

-Nie zasłużyłeś na tak okrutną śmierć...-zaczął, a ja spojrzałem na niego.-Masz dopiero 17 lat, tak?

-16... Nie dożyłem 17 urodzin- powiedziałem.

Dziadek westchnął.

-Oh, no tak- powiedział.-Wybacz.

-W porządku- zapewniłem go.-Jakim cudem tu jesteś?

-Od zawsze chciałem, abyś po śmierci trafił do mnie, a nie do jakiejś innej krainy- powiedział.

-A co z moją matką?-zapytałem.-Jej tu nie ma.

-Ona od początku mi się nie podobała. A szczególnie po tym co ci zrobiła- wytłumaczył.

Za to szanuję akurat.

Chciałem cisnąć se bekę z matki, ale to kuźwa ja ją obroniłem przed śmiercią, byłem idiotą że to zrobiłem.

Chociaż zaraz po mnie ona również zginęła.

Całe szczęście, że zostaliśmy rozdzieleni, bo bym z nią nie wytrzymał. Byłaby zbyt opiekuńcza.

Także ten.. no.

Rozmawiałem z dziadkiem i dowiedziałem się paru rzeczy, ostatnia dosyć mocno mnie zaskoczyła...


Na zawsze razem || Lloyd Montgomery Garmadon - III tom Fałszywego UśmiechuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz