Rozdział 17

20 4 1
                                    


Wysłaliśmy mój list z samego rana. Roan zwinął papier i schował do małej, blaszanej tuby przypiętej pasami do grzbietu ruka. Miałam wrażenie, że przez tę noc ptak znów urósł i gdybym tylko chciała, mogłabym wsiąść na jego grzbiet i polecieć aż do Sarivy.

Kiedy zasiedliśmy do śniadania w jadalni na parterze, wszyscy wydawali się być w dobrym humorze. Wen znów próbował wszystkich przegadać, Zaria pogwizdywała, nalewając wszystkim kawy, a Kain uśmiechał się półgębkiem. Geram chwycił maślaną bułkę i kubek kawy, i opuścił nas, zanim zdążył choćby się przywitać.

– Lepiej się już czujesz, Wen? – zagadnął Roan, czym mnie zaskoczył. Po raz kolejny udowadniał, że jest w stanie poprowadzić miłą rozmowę, wolną od kąśliwych uwag i patrzenia spode łba.

Wen chyba pomyślał to samo, co ja, bo spojrzał na niego podejrzliwie.

– A ty coś taki miły? Chcesz czegoś?

– Od ciebie? W żadnym razie – prychnął, sięgając po maselniczkę. Niefortunnie, chwyciłam ją w tym samym momencie i w efekcie nasze dłonie zetknęły się ze sobą. Wstrzymałam oddech i zabrałam naczynie, ignorując jego spojrzenie. – Po prostu chciałem być miły – dodał, odbierając ode mnie naczynie.

– Bardzo to doceniam, widzisz, jak chcesz to potrafisz – odparł Wen wesoło i wetknął sobie do ust kiełbaskę, po czym, z pełnymi ustami dodał: – Czuję się na tyle dobrze, że jestem gotów skopać tyłki Nivenowi i jego ekipie.

– To świetnie się składa, bo właśnie chciałem powiedzieć wam coś więcej o strategii. Uderzymy za kilka dni w Białą Noc, czyli wtedy, gdy Słońce znajduje się najbliżej Ziemi. Wykorzystam jego energię i sprawię, że nie zajdzie przez całą noc. To sprawi, że sha'ri będą odcięci od księżyca, ich magia szybko się wyczerpie i nie będą w stanie dłużej walczyć.

– Chwila, czy my przegapiliśmy moment, w którym przyznajesz, że masz jakieś magiczne moce? – spytał Wen.

– No właśnie, też sobie niczego nie przypominam – wtrącił Kain.

– Tak, cóż, macie mnie. Potrafię tkać światło, tak jak i kilka tysięcy pozostałych przy życiu hes'ti. Nieważne, skupmy się na waszej roli...

– Zaraz, jakie "nieważne"? Zwolnij trochę – odezwała się Zaria. – Mówisz coś takiego jakby nigdy nic przy śniadaniu i liczysz, że tak łatwo zmienimy temat?

– Nie mogę w to uwierzyć. – Wen wstał z miejsca, łapiąc się za głowę. – Ty jesteś magiem! Tutaj żyją tkacze światła? Nawet w moich najśmielszych fantazjach nie przewidziałbym takiego obrotu spraw! – wyrzucał z siebie kolejne słowa, machając przy tym rękami, jak szaleniec. – Potrafisz oślepiać ludzi?

Roan postukał się palcem w czoło.

– Wen, usiądź. Dajcie mu wyjaśnić – wtrąciłam się cicho.

– To się nie mieści w głowie...

Zaria pociągnęła Wena z powrotem na krzesło.

– To wszystko to bardzo długa historia i obiecuję wam, że wszystko wyjaśnię w odpowiednim momencie. Teraz mamy ważniejsze sprawy do omówienia. Przejdźmy do ważniejszego: jak radzicie sobie z bronią palną?

Zaria z hukiem odłożyła widelec na talerz.

– Co to za pytanie? Jesteśmy tkaczami, a nie członkami mafii – warknęła.

– Pytam, bo plan zakłada odebranie mocy sha'ri, a więc i wam.

– Więc chcesz kazać nam do siebie strzelać? Jaki to ma sens?

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz