Rozdział 18

18 3 3
                                    


– Cofam to, co mówiłem wcześniej – mruknął Roan, gdy spotkaliśmy się wszyscy w jadalni, która wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. – Oni nie idą z nami. Będą sprzątać to pobojowisko.

Wenowi nie udało się wymigać od kary, pomimo, że schował się pod stołem. Roan wręczył mu mopa, nie zaszczycając mojego przyjaciela nawet jednym spojrzeniem. Musiałam przyznać, że wyglądali zabawnie: Kain, poważny następca tronu, cały brudny, teraz ściskał rączkę wiadra z wodą i wyglądał, jakby chciał kogoś zamordować. Przypuszczałam, że tą osobą był Wen. Zaria z kolei, na co dzień piękna, bez ani jednego pyłku kurzu na ubraniu, stała ze zrezygnowaną miną i wyciągała rozgniecioną truskawkę ze swoich włosów.

Zaciskałam zęby z całych sił, żeby się nie roześmiać.

– Idę się przebrać – powiedział Roan. – Bez obaw – dodał, widząc moją minę – nie będziemy się wspinać.

– Jak to nie?

– A jak sobie to wyobrażałaś? Nie masz żadnej wiedzy o wspinaczce górskiej, ponadto jest zima. A to oznacza, że tam u góry, kilka tysięcy metrów nad poziomem morza, jest zapewne spora warstwa śniegu. W takich warunkach jeszcze coś byś sobie zrobiła – wyjaśnił. – Poza tym, jak mówiłem – nas interesuje tylko to, co w środku. Zewnętrzne świątynie częściowo uległy zniszczeniu, nie mamy tam niczego do oglądania.

Pokiwałam głową. Nie chciałam tego pokazać, ale w głębi cieszyłam się, że nie będę musiała się wspinać. Ten pomysł odrobinę mnie przerażał, szczególnie gdy wyglądałam przez okno i przypatrywałam się stromym zboczom ośnieżonych gór.

Jak tylko Roan wszedł na piętro, wszyscy za moimi plecami odetchnęli. Kain odstawił wiadro z wodą, która głośno plusnęła. Książę podszedł do mnie, uśmiechając się nerwowo.

– Załatwcie ten kamień i po sprawie – zaczął, drapiąc się po głowie. – My ogarniemy to, co ten gamoń narobił...

– Jaki gamoń?!

Kain zupełnie zignorował Wena i kontynuował:

– Podejrzewam, że powinienem się najpierw wykąpąć, bo mam na sobie ślady po pomidorach, ciastach i sam nie wiem, co jeszcze... Ale chciałem z tobą porozmawiać, zanim wyjdziecie.

Och. Tego się nie spodziewałam.

Momentalnie moje serce zaczęło bić szybciej.

– Pewnie.

Odeszliśmy kawałek korytarzem i stanęliśmy przy drzwiach, pod wielką palmą w doniczce, która skutecznie zasłaniała nas przed wścibskimi spojrzeniami moich przyjaciół. Byłam pewna, że Wen pierwszy wpadłby na pomysł podsłuchania naszej rozmowy.

Czasami zapominałam, że gdyby chciał, mógłby to zrobić w każdej chwili. Wystarczyłoby, że użyłby mocy, by stać się niewidzialnym. Jednak ufałam, że tego nie robił, ani on, ani Zaria, ani nikt inny z zakonu.

– Chciałem cię przeprosić – rzucił Kain prosto z mostu. – Za to, jak się ostatnio zachowywałem. Byłem idiotą.

– Trudno się nie zgodzić. – Zaśmiałam się i nawet on uniósł kąciki ust do góry. – Nie ma sprawy. Wiem, że musisz czuć straszną presję przez Nivena i... ten cały konflikt.

Kain przytaknął.

– Być może źle oceniłem Roana. On chyba rzeczywiście chce nam pomóc. Co prawda, teraz, kiedy powiedział o swojej mocy, nie znoszę go jeszcze bardziej. Czuję się taki bezużyteczny w tej naszej drużynie. – Założył ręce na piersi. – Każdy z was coś potrafi, a ja? Gdybym sam miał walczyć z Nivenem, nie miałbym żadnych szans.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz