2. greatest one in oregon

24 6 27
                                    

— wstawaj — powiedział frank, szturchając leona w bok.

sam obudził się ledwie dziesięć minut wcześniej, ale wystarczyło by się rozbudzić. drogę ze seattle do oregonu przespali przytuleni do siebie, ściśnięci najbardziej jak się dało na siedzeniu w busie.

— daj mi jeszcze chwilkę — wymamrotał leo, mocniej przytulając się do przyjaciela.

frank postanowił dać mu jeszcze chwilę. szczególnie, że leo zazwyczaj unikał kontaktu fizycznego, więc każdy taki moment był ważny. fakt, że leo ufał mu na tyle by zasnąć przy nim i faktycznie przespać kilka godzin.

— obudźcie leo! — krzyknęło lavinia, klaskając w dłonie. — zaraz będziemy w hotelu.

— leo — powiedział cicho frank, nachylając się nad niższym. doskonale wiedział, że chłopak już nie śpi. udawał tylko, żeby nie musiał się jeszcze podnosić. — położysz się w hotelu, chodź.

— nie chcę — mruknął sennie leo. — zanieś mnie.

— zrobiłbym to, gdyby nie walizki, które też muszę wnieść.

leo przetarł oczy i wreszcie się podniósł. koc wylądował na ziemi, zsuwając się z jego kolan. obiecał sobie, że zaraz go podniesie, walcząc z chęcią ponownego zaśnięcia.

— wszyscy do hotelu — powiedział lester, przechadzając się po busie żeby sprawdzić czy wszyscy są gotowi. niczym opiekun na wycieczce szkolnej. — gramy o dwudziestej, więc do siedemnastej róbcie sobie co chcecie. nie pijcie alkoholu, nie bierzcie narkotyków, nie opuszczajcie miasta i nie wpadnijcie w kłopoty. i lepiej niech nikt nie zajdzie w ciążę — dodał, doskonale wiedząc, że wszyscy w tej grupie byli queer i bez najmniejszych szans zajścia w ciążę.

— zanotowanie, kapitanie — zaśmiała się percy.

— pokoje są cztery, dla was trzy. sami zdecydujcie kto śpi z kim, jak zawsze. — lester klasnął w dłonie. był to nawyk, który podłapało od niego lavinia, i który niesamowicie irytował franka. — dzwońcie, gdy będziecie czegoś potrzebować.

w końcu wysiedli z busa i razem z walizkami ruszyli do hotelu. frank oczywiście wiedział, że jak zawsze trafi mu się pokój z leo lub hazel. i nie narzekał. percy i will byli jego przyjaciółmi, ale mieszkanie z nimi nawet na dwie noce było uciążliwe. szczególnie z percy, która nie spała po nocach, cały czas chodząc po pokoju i rozmawiając ze swoją osobą partnerską.

— jak się czujesz? — zapytał frank leona, który wyglądał na dziwnie nieobecnego.

— zestresowany, ale wyspany — powiedział leo. — chyba położę się jeszcze.

— dobry pomysł — przyznał frank. cieszył się, że leo sam z siebie decyduje się na sen, którego tak często unikał. valdez miał tendencję do przemęczania się, a zhang pilnował, żeby chłopak tego nie robił.

odebrali klucze od pokoi i frank wylądował z leo, tak jak się spodziewał. hazel ostatnio spędzała każdą wolną chwilę z lavinią, będąc w jeno bez pamięci zakochana. i widział to każdy, poza lavinią oczywiście.

jedynym zaskoczeniem był widok tylko jednego łóżka. w każdym innym hotelu łóżka były podwójne. frank zdecydowanie nie był przygotowany do aż tak bliskiego kontaktu z leonem. oczywiście byli przyjaciółmi! frank po prostu nie chciał wkraczać w przestrzeń osobistą leo, który przecież nie lubił kontaktu fizycznego.

— mogę spać na podłodze — zaoferował od razu frank, rzucając swoją walizkę w kąt.

— przestań — zaśmiał się leo. — możemy spać razem. jeśli ci to nie przeszkadza oczywiście.

— nie przeszkadza mi — odpowiedział frank. — ale gdybyś jednak czuł się źle, to powiedz od razu.

— oczywiście. — valdez uśmiechnął się. swoją walizkę rzucił na sam środek pokoju, od razu szukając jakiś ubrań, w których wygodniej byłoby spać. oczywiście zrobił wokół siebie taki bałagan, że gdyby była tu jego siostra, to wywliłaby go w mgnieniu oka. ale frankowi to nie przeszkadzało. zdążył przyzwyczaić się do bałaganiarstwa leo, bo przecież przyjaźnili się prawie całe życie.

— myślałem nad zmianą set listy — powiedział leo, widocznie poddając się z szukaniem ubrań.

— to chyba niemożliwe — odpowiedział mu frank, siadając na łóżku. — za późno już, koncert jest dzisiaj.

— będzie możliwe jeśli mi pomożesz! — valdez był tym tak podekscytowany, że frank nie miał serca mu przerywać. — chciałem dodać "brooklyn". piper mi powiedziała, że przyjechały dziś z calypso. i ja wiem, że to głupie, ale to pierwszy nasz koncert, na którym będzie calypso. i może będzie jej miło... rozumiesz. pierwszy raz, gdy gram "brooklyn" na żywo i pierwszy koncert, gdzie będzie dziewczyna, dla której tę piosenkę napisałem.

frank naprawdę usiłował zrozumieć leo. sam nie miał rodzeństwa, więc nie do końca rozumiał, dlaczego leo tak bardzo zależało na calypso – jego siostrze. ale zamierzał go wspierać i zgodzić się na cokolwiek leo chciał zaśpiewać.

— chyba pamiętam jak zagrać "brooklyn" — powiedział w końcu frank, bo nie potrafił odmawiać leonowi. nawet jeśli zdecydowanie nie pamiętał jak zagrać tę piosenkę, to zamierzał poświęcić czas na dodatkową próbę. wszystko, aby zobaczyć jak leo się uśmiecha.

the band and i 'valzhangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz