XXVIII. Planuj swoją przyszłość, ale beze mnie

6 3 0
                                    

Z rana wszyscy zebraliśmy się u Theo. Jo nie chciał mi zdradzać szczegółów, ale był z czegoś bardzo zadowolony. Wśród ludzi ponownie przybrał swoją pozycję skrytobójcy. Oczekując reszty, wpadłam w karuzelę myśli o sytuacji z nocy. Świadoma czułam się mocniejsza. Wiedza o tym, co się ze mną dzieje, napawała mnie strachem, ale i nadzieją na to, że nie oszalałam. Nie zauważyłam, kiedy Iris przysiadła się obok.

-O czym tak myślisz?

-Co? -Podniosłam wzrok na nią.- A, o niczym ważnym. Nie wyspałam się.

-Ja też nie. Dzisiejsza noc przyprawiła mi koszmarów.

-Koszmarów?

Dziewczyna rozejrzała się, zaczęli zbierać się ludzie.

-Później ci powiem. Ponoć mają ważne informacje.

Zaciekawiła mnie. Nie mogłam odczytać do końca jej emocji, ale przez moment wydawała się zestresowana. Theo obrzucił nas spojrzeniami. Było nas kilka osób. Ja, Iris, Jo, Alec, Paul, Simon, Matt...

-Myślę, że możemy zacząć. -Spojrzał na Jo, ten kiwnął głową.- A więc... Sophie~

Nie wiedząc zbytnio, o co chodzi przechyliłam głowę w bok, mrużąc oczy.

-Udało mi się załatwić spotkanie z królem Sermoll.

-Co? Ale po co? -Wyprostowałam się.

-Rozmawialiśmy o tym, mała czarodziejko. Pamiętasz? -Odezwał się Jo.- Mówiłaś, że póki żyje Maxwell, nigdy nie będziemy mogli żyć bezpiecznie. Nikt nie będzie mógł. Jego rządy są krwawe.

-Tak, to prawda. William Louis nie ma następcy, więc obawia się, że po jego śmierci Sermoll wpadnie w ręce Maxwella. Od dawna chciał ukrócić rządy w Crownphill, jednak nie miał jak się do tego zabrać. Jego królestwo po wojnie zostało osłabione, ludzie są przerażeni wizją kolejnej. Jednak jest ktoś, kto mógłby napędzić ich wiarą w powstanie. -Theo spojrzał na mnie. Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Wstałam.

-Co miałabym zrobić? Odwiedzić głowę państwa, powiedzieć: "Hejka, przyszłam, by prosić cie o ludzi na wojnę."?

-Sophie... -Alec złapał mnie za ramię i usadził z powrotem.

-Przepraszam, to wydaje się takie super, może dać nam wolną przyszłość... Ale on mnie wyśmieje. Jestem nic nieznaczącą gówniarą.

-Nie, i nie mów tak. On jest na to gotowy. Wystarczy dobre przygotowanie i dobranie słów. Trzeba w nim rozpalić tą iskierkę, a ty jesteś idealna do tego.

-Miałabym być jak moja matka?

-Nie. -Powiedział stanowczo, Theo ciągle patrzył mi w oczy, wyczytywał moje emocje.- Miałabyś być sobą. Nie chcemy, byś udawała kogoś innego.

-Dlaczego mi pomagacie? To nie leży w waszym interesie, jesteście poza systemem.

-Może w przyszłości będziesz mogła się nam odwdzięczyć. -Uśmiechnął się.

-A jeśli nie?

-Mam przeczucie, że jednak tak. -Kiwnął głową, odwrócił się, zanurzając nos w jakichś papierach.

Rozejrzałam się po obecnych, Iris wydawała się zagubiona. Reszta obecnych spoglądała na mnie, oczekując werdyktu.

-W porządku. -Po chwilowym przemyśleniu sprawy uśmiechnęłam się.- Czy to mogłoby nam pomóc żyć normalnie? Bez strachu?

-Tak, dokładnie.

-Ale czy to oznaczałoby zabicie mojego ojca? -Cała uwaga przeniosła się na Matt'a.

Zło twojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz