Lucas
To był najdelikatniejszy pocałunek, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Jej wargi ledwo musnęły moje, ale dla mnie był to ważny moment. Wreszcie zdobyła się na odwagę i pocałowała mnie. Ona mnie, a nie ja ją, co należało podkreślić.
Spojrzałem na nią, gdy już się odsunęła i po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem jak się zachować po pocałunku. To było dziwne doświadczenie.
— Jestem w niebie — rozmarzyłem się, a na mojej twarzy rozciągał się uśmiech.
— W sumie jesteś zakopany w piachu, ale nie nazwałabym tego niebem.
Śmiała się, a jej śmiech wyprawiał ze mną niestworzone rzeczy. Chciałem czym prędzej się wydostać, żeby móc porwać ją w ramiona i pocałować tak, jak należało. Długo i namiętnie.
— Wyciągnij mnie stąd, a obiecuję, że pokażę ci coś lepszego od nieba.
Po moich słowach roześmiała się jeszcze głośniej, ale ponownie przystąpiła do odkopywania mnie. Na szczęście niewiele już było trzeba, żebym mógł się wydostać. Kiedy wreszcie się to udało, zerwałem się na równe nogi i chwyciłem jeszcze klęczącą Kimberly w pasie.
Pisnęła radośnie, gdy przycisnąłem jej plecy do swojej klatki piersiowej, by następnie okręcić nas wokół własnej osi. Odstawiłem ją na ziemię, po czym szybkim ruchem Obróciłem przodem do siebie. Potem nie czekając na pozwolenie, przywarłem do jej ust.
Wplotłem swoją dłoń w jej włosy i z każdą kolejną sekundą pogłębiałem pocałunek. Nie opierała się, wręcz przeciwnie - całowała mnie, jakby świat miał się skończyć.
Może to nie był idealny moment na pocałunek. Obydwoje smakowaliśmy piwem, byliśmy oblepieni piaskiem, a na zewnątrz nie było już wcale tak ciepło.
Wcześniej zazdrościłem reszcie. Austinowi, bo miał Clary, która idealnie do niego pasowała.
Davidowi, bo miał już swoją rodzinę.
Aaronowi, bo on i Emma rozumieli się, jak nikt inny.
Nawet Loganowi, bo potrafił cieszyć się życiem bez kobiety, choć teraz z pewnością zadowalał się z Chloe.Ale w tym momencie mogłem zazdrościć samemu sobie, bo całowałem kobietę swoich marzeń.
Mogłem wreszcie śmiało powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Spełnionym zawodowo oraz spełniającym się również prywatnie.
— Dziękuję — szepnąłem w jej wargi.
Kręciło mi się w głowie od nadmiaru euforii, ale to nic. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszych wakacji.
— Za co? — zapytała, następnie nieznacznie się ode mnie odsuwając.
Obie dłonie ułożyłem na jej policzkach i przyglądałem jej się, dalej nie mogąc uwierzyć, jakim byłem farciarzem.
— Że zaufałaś mi na tyle i obaliłaś ten mur, jaki był wokół ciebie, odkąd się poznaliśmy. — Ucałowałem jej czoło. — Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby było ci ze mną dobrze.
Kimberly zmarszczyła brwi, jakby zastanawiała się, co znaczą moje słowa. Sam poczułem się zagubiony. Może to był tylko jednorazowy pocałunek na pożegnanie? W końcu zostały nam tutaj już tylko dwa dni. W sobotnią noc mieliśmy samolot powrotny do Nowego Jorku, a w niedzielne popołudnie musieliśmy stawić się już na rodzinnym obiedzie z Olivią.
— Masz plany na niedzielę?
Musiałem o to zapytać. Czas w Stanach kurczył się coraz bardziej, a ja chciałem spędzić z Kimberly jak najwięcej czasu. Dlatego poznanie jej z rodzicami brzmiało jak plan doskonały.
CZYTASZ
Our losing game
RomanceOn, czyli kapitan siatkarskiej reprezentacji USA. Ona, czyli nieśmiała wizażystka, która zdecydowaną większość czasu spędza w pracy. On desperacko pragnie miłości, a ona wzbrania się przed tym uczuciem z niewiadomych dla niego przyczyn. *** To prze...