ostatni koncert był dla leo czymś niepojętym. nigdy nie spodziewał się ile może się zmienić podczas tej trasy. i nie wiedział jak ma się czuć, grając po raz ostatni.
— nie gramy dziś "love him, i don't" — powiedział leo, dziesięć minut przed wejściem na scenę.
— co? — zapytała hazel. — żartujesz sobie ze mnie. nie możesz tak o zmieniać sobie setlisty. nie obchodzi mnie to czego nie chcesz grać, wejdziesz na scenę i zaśpiewasz to albo...
— hazel — przerwał jej frank. — zaufaj mu.
— jemu nigdy — westchnęła levesque. — ale zaufam tobie, bo jesteś dla mnie jak brat. i tylko dlatego. jeżeli mnie zawiedziecie, to szukajcie sobie kogoś na moje miejsce.
frank nie słyszał jeszcze piosenki. percy też nie. reszta nawet nie wiedziała, że taka piosenka ma być. frank i percy jedynie ułożyli melodię, leo ją zaakceptował i sam nagrał piosenkę. zdecydował się wypuścić ją dopiero po koncercie, żeby dziś każdy miał niespodziankę.
— kocham cię — powiedział leo do franka, gdy mieli już wychodzić na scenę. — dziękuję, że mi pomogłeś.
— ja też cię kocham, leo. i pomogę ci ze wszystkim.
leo uśmiechnął się. wszystko było w porządku.
zaczęli grać. umówił z hazel, żeby najpierw ona zaśpiewała swoją część. przesunął "the song" na środek zamiast na koniec. i hazel nawet nie była aż tak bardzo zła. postanowiła zaufać frankowi.
— okej, więc... — zaczął leo, gdy zaśpiewał już wszystkie piosenki ze swojej części setlisty. — została nam jeszcze jedna piosenka. ostatnia podczas całej tej trasy, więc chciałem, żeby była wyjątkowa. nikt tutaj jej jeszcze nie słyszał, więc mam nadzieję, że pokochacie ją tak bardzo jak ja.
i nie mówił już do publiczności. mówił do swoich przyjaciół, stojących z nim na scenie.
we played heads up in a car in seattle
god rock on the radio
you look like a superstar and perce got into juilliard
and i'm really bad at heads up, what do you know?
percy spojrzała na niego znad perkusji, uśmiechając się.
it was endless roads, in the same old boots
oh, it was letting go of everything but you
it was the band and i on a 12 bed bus
if we're living the dream, i hope we never wake up
hazel nie mogła tego pojąć. była tak zła na leo za kolejne zmiany w setliście, że aż dopadły ją wyrzuty sumienia. przecież byli przyjaciółmi.
called my mother in a denny's and lied
told her i'd been eating then, told her you were just a friend
told her i was homesick, i hadn't thought of home twice
leo spojrzał na franka, a ich spojrzenia się spotkały. i leo był pewny, że kocha go najbardziej na całym świecie. bardziej niż kogokolwiek by mógł. frank był dla niego nie tylko jego chłopakiem. był dla niego jak rodzina. leo chciał z nim spędzić resztę życia.
i'm 21 and i feel evergreen
the band go home, i stay to write, we drive around, i stay the night
guys, i'm pretty sure it's the american dream
will wpatrywał się w leo, jakby nie był prawdziwy. jakby nic tutaj nie było prawdziwe. jakby kilka ostatnich miesięcy było tylko snem.
in philadelphia, it was crystal clear
we are the best damn band that's ever played right here
lavinia płakało. po jeno policzkach spływał różowy tusz do rzęs, ale to nie było problemem. chciało tylko rzucić się na leo i go wyściskać jak nigdy dotąd.
now we're living the dream and i hope we never wake up
leo skończył. odsunął się od mikrofonu i pocałował franka, jednocześnie ujawniając ich związek przed tyloma ludźmi. ale to nie było ważne.
potem przytuliło go lavinia. percy wygrzebała się zza perkusji i prawie go udusiła. will dołączył się do zbrodni popełnianej przez percy i również prawie udusił leona. hazel przytuliła go najmocniej. i leo nie chciał, żeby ten dzień się kończył.
zeszli ze sceny. frank cały czas ściskał dłoń leo, jakby ten miał mu zaraz uciec. ale leo by nie uciekł. nie chciał żyć bez franka obok siebie.
— to było genialne! — krzyknął lester. — jestem tak dumny z was wszystkich!
nikt nie rozmawiał o końcu trasy. nie chcieli o tym rozmawiać. nie chcieli myśleć, że wracają do domu i możliwe, że już nigdy nie wystąpią razem.
dopiero percy przerwała tę ciszę.
— chcę dalej być w zespole — powiedziała, gdy siedzieli już w busie, wracając do nowego yorku. — idę na studia, ale nadal mogę robić z wami muzykę. jedynie z koncertowaniem może być problem. ale nie zamierzam zostawiać zespołu.
i każdy z nich potrzebował takiego zapewnienia.
— leo — zagadnął cicho frank. — śpisz?
— nie — odpowiedział valdez.
— myślałem nad tym — zaczął. — że skoro i tak cały czas spędzamy w moim mieszkaniu, to może chciałbyś po prostu tam zamieszkać. tak oficjalnie.
leo miał wrażenie, że popłacze się ze szczęścia. cały dzień był dla niego niczym wyjęty z jakiegoś snu.
— oczywiście, że bym chciał.
i nie zmieniło się nic, ale obydwoje czuli, jakby zmieniło się wszystko.
a/n SKONCZYLISMY BAND jeszcze raz chce podziekowac mel bo gdyby nie ono to pewnie nie doszedlbym do tego momentu
tekst piosenki uzytej w rozdziale nalezy do maisie peters
CZYTASZ
the band and i 'valzhang
Fanfictionband au wszystkie piosenki użyte w opowiadaniu należą do maisie peters 2024, stokrotkiwwazonie dla mel