Rozdział trzeci. Początek pięknej przyszłości

317 37 4
                                    

Gdy Liam już wyszedł, padłam na łóżko i natychmiast zasnęłam, zupełnie, jakby ktoś odłączył mi wtyczkę. Nie zdążyłam nawet pozachwycać się nad klimatem sypialni, który pośrednio sprawiał, że czułam się jak Ania z Zielonego Wzgórza.

O ile poprzedni dzień był trudny i obfitował w przykre niespodzianki, przez co zasnęłam lekko przybita, to dziś obudziłam się już z uśmiechem na twarzy. Miałam za sobą swoją pierwszą noc spędzoną w Irlandii, choć jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu kwestionowałam czy aby na pewno chcę skakać na tak głęboką wodę. Od teraz wszystko było możliwe.

Nie przejmowałam się już tym, że zgubiłam walizkę i straciłam portfel. To były tylko drobne przeszkody, które nie popsują mi więcej humoru. Przecież dokładnie tego chciałam. Żyć chwilą i cieszyć się tym, co mam.

A miałam tylko szczoteczkę, pastę, krem Nivea i o wiele za duży dres przyniesiony wczoraj przez Liama. I musiałam jakoś doprowadzić się do porządku z tak skromnymi zasobami.

Szybko umyłam zęby i twarz, nałożyłam krem na skórę i rozczesałam włosy falowane blond włosy, które tak się napuszyły, że pospieszcznie splotłam je w luźny warkocz. Wskoczyłam w wczorajsze dżinsy zostawiając na sobie szeroką i dość długą szarą koszulkę z nadrukiem czytającego leniwca w okularach. Wcisnęłam ją w spodnie, a na górę narzuciłam równie luźną bluzę od dresu Liama.

Na koniec rzuciłam na siebie okiem w niewielkim lustrze z metalową, poczerniałą zdobioną ramą. Wyglądałam przyzwoicie. Skórę miałam dość bladą i lekko wymęczoną, pewnie na skutek wczorajszego stresu, co podkreśliło kilkanaście piegów rozsianych po policzkach i nosie. Moja drobna, ale dość solidnie wyrzeźbiona sylwetka, ginęła w za dużych męskich ubraniach. Może to i lepiej. Ukrywały moje zbyt szerokie ramiona i małe piersi. Zza błyskawicznego zamka wystawał kawałek łańcuszka, którego naszyjnik z serduszkiem, skrył się pod koszulką. Nigdy go nie ściągałam. Dostałam go od babci, był jednym z rodzaju tych co się je otwiera, a w środku ukryte zostały miniaturowe fotografie mnie i babci. Mogłam łatwo przejść do porządku z utratą walizki i portfela, ale gdybym zgubiła właśnie jego... to już mogłoby porządnie mnie złamać.

Zeszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Potrzebowałam napić się aromatycznego napoju, który pobudziłby moje zmysły i dodał mi energii. Miałam jej potrzebować. Czekało mnie kilka spraw do załatwienia.

Zaparzyłam ją w starej, metalowej kawiarce. Była to prosta, ale skuteczna metoda na pozyskanie porządnej kawy bez ekspresu. Byłam wdzięczna za to, że ją tu mam. Niezbyt lubiłam kawę rozpuszczalną.

Wlałam do niej wodę, wsypałam kawę, postawiłam na gazie i czekałam, aż zacznie bulgotać. Potem zdjąłam ją z ognia i nalałam do filiżanki. Mocny i zarazem gorzki zapach roznosił się po całym domu, rozbudzając moje zmysły.

Rozsiadłam się na kanapie, racząc się intensywnym naparem, przy okazji sięgając po telefon. Na początku weszłam w notatki i wypisałam sobie wszystko co miałam załatwić. Szczęśliwie już wczoraj udało mi się ogarnąć kwestie bankowe, zablokować karty i dowiedzieć jakie są alternatywne sposoby na wypłacenie gotówki. Ale jednak potrzebowałam odnaleźć jakiś bankomat.

Wpisałam to jako pierwszy punkt list. Potem dodałam wizytę w ambasadzie po nowy paszport. I koniecznie zakupy. Potrzebowałam przynajmniej kilka nowych ubrań i kosmetyków nim te moje do mnie dotrą, bo szczerze wierzyłam, że w końcu tak się stanie. Właśnie! Jeszcze telefon do linii lotniczych. Zamierzałam truć im dupę codziennie, aż dowiem się gdzie podziały się moje rzeczy.

Potem otworzyłam wiadomości, na co moje oczy otworzyły się równie szeroko co usta. Zagryzłam zęby.

Alex: Wylądowałaś? Jak tam te twoje zielone wzgórza?

🍀Somewhere over the rainbow🍀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz